Przez ostatnie ponad dwa lata, czyli od momentu rosyjskiego ataku na Ukrainę, każda pomoc, jaką Zachód oferował walczącemu z najazdem krajowi, spotykała się z nerwową reakcją Rosji.

Groźne rakiety jadą do Niemiec. To dopiero początek

Już na samym początku wojny, gdy z Polski jechały na wschód pociągi z naszymi czołgami, Moskwa mruczała, że swą broń atomową wyceluje w Rzeszów oraz Warszawę, a z miesiąca na miesiąc było jeszcze groźniej. Od rosyjskich rakiet spłonąć miało już kilka europejskich stolic, w tym Londyn, a ostatnio Tallin. NATO jednak robiło swoje, a ostatnia militarna decyzja z pewnością da Rosji do myślenia.

Podczas waszyngtońskiego szczytu Sojuszu zapadła bowiem decyzja, że od 2026 r. w Niemczech znów pojawią się amerykańskie rakiety średniego zasięgu oraz nowoczesna broń hipersoniczna. Z Moskwy można było usłyszeć gniewne pomruki, które nie robią jednak już wrażenia na specjalistach.

- To jest bardzo dobra decyzja. Ja nie ukrywam, że powinniśmy w sposób bardzo twardy odpowiadać na politykę rosyjską, rozmieszczając rodzaje broni, które dosięgną Rosji tak, żeby Rosjanie mieli poczucie, że jakiekolwiek atak na Sojusz Północnoatlantycki skończy się dla nich bardzo niedobrze – mówi Forsalowi Jerzy Marek Nowakowski, były ambasador Polski w Armenii i na Łotwie.

Amerykańska decyzja zmienia nieco zasady gry i wygląda na to, że teraz to Sojusz Północnoatlantycki zaczyna przejmować inicjatywę, nie zwracając uwagi na niezadowolenie Rosji i coraz to częstsze groźby. I choć wielu z pewnością ucieszy fakt, że Zachód wreszcie postawił się wschodniej, imperialnej i brutalnej sile, to w ocenie specjalistów jest to dopiero pierwszy krok.

Rakiety NATO wycelowane w Moskwę? Jest taka propozycja

Kolejne, jak uważa, Jerzy Marek Nowakowski, są niezbędne, bowiem Rosja otwarcie już weszła na drogę państwa wojennego i jedynie przeciwstawienie jej realnej siły może zniechęcić to państwo do stawiania kolejnych żądań. Jaki zatem powinien być następny krok Zachodu?

- Ja uważam, że powinny być wyrzutnie z bronią średniego zasięgu w odległości 600 kilometrów od Moskwy, czyli na terenie Estonii i Łotwy – mówi dyplomata.

Wtedy to Rosjanie, którzy od lat straszą, że Warszawa znajduje się w zasięgu ich Iskanderów z Królewca i ostatnio z Białorusi, mieliby problem. Musieliby się liczyć z tym, że każdy nierozsądny krok mógłby doprowadzić do tego, że także mieszkańcy Moskwy musieliby zacząć z obawą spoglądać w niebo. To jednak na razie jedynie propozycja, a faktem jest, że decyzja NATO o rozmieszczenie rakiet w Niemczech z pewnością spotka się z jakąś odpowiedzią Rosji, co zresztą już zapowiedział wiceminister spraw zagranicznych Rosji, Siergiej Riabkow. Czego zatem można spodziewać się po naszym wschodnim sąsiedzie?

- Rosjanie nic ciekawszego nie wymyślą i mogą teraz postraszyć. Nie mają żadnych możliwości technicznych i logistycznych do tego, żeby wyprodukować wystarczającą ilość nowoczesnego uzbrojenia, żeby zmienić balans sił. I mogą pokrzyczeć i postraszyć bombą atomową, jak straszyli ostatnio Estończyków, że jedna rakieta uczyni z Estonii kordon sanitarny. Od ponad roku te groźby rosyjskie są takie same, tylko ewentualnie zmienia się adresat – ocenia Jerzy Marek Nowakowski.