O trzech okrętach Floty Bałtyckiej głośno zrobiło się już w niedzielę, gdy ich pojawienie się odnotowali obserwatorzy z duńskiej grupy „Under Broen” (pod mostem). Zwrócili uwagę na nietypowe zachowanie rosyjskich okrętów wojennych.
Tajemnicze ruchy Rosjan na Bałtyku. Jest okręt z napędem atomowym
Trzy obserwowane okręty wojenne pojawiły się na Bałtyku w ubiegłym tygodniu i zgodnie z zapowiedziami Rosjan, cel ich podróży nie budził żadnych wątpliwości. Niszczyciel „Admirał Levczenko”, okręt desantowy „Ivan Green” i okręt podwodny o napędzie atomowym „Tambov” miały bowiem wziąć udział w dorocznej morskiej paradzie w Petersburgu, jaka planowana jest na 28 lipca. Parada ta, w Rosji obchodzona jako wielkie, morskie święto, to oczko w głowie Władimira Putina, który w ten sposób chce pokazać rodakom, że nawet na morzach ich kraj jest nie do pokonania. Tymczasem okręty nagle, w połowie drogi, wykonały błyskawiczny zwrot.
Wszystkie trzy zawróciły i w niedzielę rano zauważono je, jak z powrotem przekraczały cieśniny duńskie, kierując się na Zachód. Od razu zaczęto zastanawiać się, co może oznaczać ten tajemniczy ruch, a nieco światła na sprawę rzucili specjaliści z portalu „The Barents Observer”. W ich ocenie, okręty kierować mogą się w stronę Morza Barentsa, gdzie przebywać ma kolejny rosyjski atomowy okręt podwodny – „Kazań”. To ta sama jednostka, której pojawienie się niedawno na Kubie wywołało ostrą reakcję Białego Domu.
Jednak gdy oczy wojskowych obserwatorów skierowane są na trzy rosyjskie okręty, generał Waldemar Skrzypczak ostrzega, aby nie dać się zmanipulować. Rosjanie mogą tylko tego chcieć, abyśmy jednostkom tym poświęcali jak najwięcej uwagi.
- Oficjalnie my nie wiemy, jaki jest cel ich operacji. Niech nikomu z naszych się nie wydaje, że wiedzą lepiej, co robią Rosjanie. Widocznie mają jakieś inne zamiary, a nie tylko paradę, skoro swoim działaniem zaskoczyli nas wszystkich. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Rosjanie pokazują część operacji, którą chcą nam pokazać, a prowadzą tajne operacje. Odwracają naszą uwagę tymi okrętami, a tymczasem mogą robić zupełnie co innego. To jest strategia Rosjan – mówi Forsalowi generał Skrzypczak.
Rosjanie na Bałtyku rzucą wyzwanie NATO
Rosyjska Flota Bałtycka, choć nie należy do małych i słabych, to jednak lata świetności ma już za sobą. Z chwilą rozszerzenia NATO o Finlandię i Szwecję znacznie straciła na znaczeniu, choć Rosjanie nie zaprzestali ciągłego jej modernizowania. Zmieniły się jednak zadania, jakie stawia przed nią dowództwo. Teraz nie musi już walczyć o przewagę na Bałtyku, by osłaniać desanty wojsk na Danię, jak miało to miejsce za czasów Związku Radzieckiego, ale również może napsuć NATO niemało krwi.
- W tej chwili ich strategia jest absolutnie defensywna i nie mają za zadanie prowadzenia operacji zaczepnych, ale paraliżowanie działania na Bałtyku szczególnie wtedy, kiedy będą prowadzili operacje w państwach bałtyckich. I jeżeli udałoby im się zamknąć przesmyk suwalski, to NATO nie miałoby innego wyjścia, jak tylko wysyłać wojska od zachodu przez Morze Bałtyckie do Estonii i Łotwy – analizuje strategię Rosjan generał Skrzypczak.
Polska może napsuć krwi Flocie Bałtyckiej
Aby jednak sztuka ta im się nie udała i w razie konfliktu wojska NATO mogły bezpiecznie dotrzeć do państw bałtyckich również drogą morską, konieczne byłoby zneutralizowanie potencjału Floty Bałtyckiej. A w tym swój udział, często niedoceniany, może mieć też Polska. I Rosjanie o tym wiedzą.
- My mamy dużo małych okrętów różnego typu, które mają całkiem niezłe zachodnie systemy rakietowe. Mamy też dwa nadbrzeżne dywizjony rakietowe, którymi możemy zwalczać wszystkie okręty rosyjskie, które są w rejonie Królewca i Bałtyjska. Mamy potencjał i możemy na pewno Flocie Bałtyckiej zaszkodzić i na pewno Rosjanie mają to z tyłu głowy – mówi Waldemar Skrzypczak.