Niemal pewne jest, że z chwilą objęcia stanowiska prezydenta USA przez Donalda Trumpa zmieni się podejście Ameryki do wojny na Ukrainie, jednak niekoniecznie musi spełnić się czarny sen sceptyków, wróżących poddanie tego kraju Rosji. W ocenie części zachodnich mediów, powściągliwy do tej pory w tej kwestii Trump może wszystkich zaskoczyć.

Zmiana władzy na Ukrainie. Wybory za pasem?

A właśnie do zmiany podejścia względem ich kraju już szykować mają się na Ukrainie, i jak informuje „The Economist”, reforma może być bardzo głęboka. Zacząć ma się od samej góry, czyli od wymiany ukraińskiego prezydenta, którego kadencja już się zakończyła, ale sprawuje urząd w sytuacji stanu wojennego. Ten zaś mógłby zakończyć się z chwilą objęcia przez urzędu przez Trumpa.

Reklama

„W tej chwili na ustach kijowskich polityków są dwie daty: 20 stycznia 2025 r., data inauguracji Trumpa, pierwszy moment dla ewentualnego zawieszenia broni i zniesienia stanu wojennego, oraz 25 maja, najwcześniejsza data wyborów” – pisze The Economist.

Pytani o ten scenariusz ukraińscy politycy oficjalnie zaprzeczają, aby się do niego szykowano, jednak informatorzy gazety twierdzą, iż przygotowania do wyborów już się rozpoczęły. Po cichu trwać ma tworzenie okręgowych sztabów wyborczych i wystartowano z szukaniem chętnych do znalezienia się na listach wyborczych. Uważają oni, iż wybory mogłyby odbyć się już wiosną przyszłego roku, a według wewnętrznych sondaży, Zełenski miałby niewielkie szanse na powtórne zwycięstwo.

„Gdyby wybory odbyły się jutro, panu Zełenskiemu trudno byłoby powtórzyć sukces przekonującego zwycięstwa odniesionego w 2019 roku. Prawie trzy lata po rosyjskiej inwazji nie jest już postrzegany jako niekwestionowany przywódca wojskowy, jakim był kiedyś” – pisze The Economist.

Generał wcale nie taki dobry dla Rosjan

Kto w takim razie mógłby rzucić wyzwanie ukraińskiemu prezydentowi, który kojarzony jest z oporem przeciw Rosji? Okazuje się, że doskonale na to stanowisko nadawałby się obecny polityk, a jeszcze niedawno żołnierz, któremu walka z najeźdźcą tym bardziej nie jest obca – Walerij Załużny. Ten były dowódca sił zbrojnych Ukrainy, odsunięty ze stanowiska i mianowany niedawno ambasadorem w Wielkiej Brytanii, również wyrósł na symbol oporu, nie mając jednocześnie na swym koncie licznych niepopularnych decyzji, czy konfliktów z zachodnimi partnerami.

Sam Załużny, jak podaje gazeta, na razie nie wyjawił swych prezydenckich ambicji i stara się godnie reprezentować swój kraj, zabiegając o dalsze militarne wsparcie. Przemawiając jednak we wtorek przed brytyjskim parlamentem, nie ukrywał, że wierzy w przyszłość, jaka rysuje się przed jego krajem.

- Serdecznie dziękuję brytyjskim partnerom za wsparcie i chęć wspólnego budowania przyszłości z Ukrainą. Mamy przed sobą długą drogę, ale razem stworzymy nowy, pokojowy i stabilny świat dla następnych pokoleń – powiedział brytyjskim posłom Załużny.

Zachodni komentatorzy nie wykluczają, że zmiana na stanowisku prezydenta na doświadczonego wojskowego, który zgodziłby się na amerykańskie propozycje rozejmowe i jednocześnie dalej zbroił Ukrainę, byłaby do przełknięcia dla nowej administracji USA. Jednocześnie nie wydaje się, aby z takiej podmianki zadowolony był Kreml, który na stałe do swej propagandy wprowadził oskarżanie Zełenskiego o wszelkie niegodziwości.