Nowa kampania Dowództwa Generalnego

W czwartek, 26 grudnia 2024 roku służba prasowa Dowództwa Generalnego zamieściła post na swoich social media, w którym poinformowała o nowej serii pod hasłem #PilotNaSłużbie. Jak czytamy w komunikacie, w ramach tej serii Dowództwo Generalne będzie codziennie przybliżać ciekawy świat pilotów Wojska Polskiego. Chodzi o pokazanie ich pracy, wyzwań, z jakimi się mierzą oraz pasję, która napędza ich do działania.

Każdy post to nowe historie, zdjęcia i ciekawostki związane z życiem naszych skrzydlatych bohaterów. Będziecie mieli okazję poznać nie tylko techniczne aspekty ich zawodu, ale także osobiste historie, które kryją się za mundurem — czytamy w komunikacie.

Jak napisali, tak też zrobili. Następnego dnia (27 grudnia) pojawiła się historia pierwszego pilota. Gdy jednak wejdziemy w sekcję komentarzy, to zorientujemy się, że znajdziemy tam niemal wyłącznie negatywne opinie na temat nowej kampanii. Dlaczego nie spodobała się ona internautom?

Nie powinniśmy chwalić się swoimi pilotami?

Kamil służy w 43 Bazy Lotnictwa Morskiego jako Dowódca Klucza. Już od najmłodszych lat marzył o byciu żołnierzem. Z czasem, w okresie gimnazjum i szkoły średniej, pojawiła się wizja zostania pilotem. To marzenie zainspirowało go do aplikowania do Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie, którą ukończył w 2014 roku. Jako Dowódca Klucza pełni rolę instruktora i pilota na samolocie An-28/M28. Posiada ponad 2000 godzin nalotu.

ikona lupy />
Samoloty transportowe M28 „Bryza”. Fot. Tadam / Wikimedia Commons

To tylko część z informacji, których możemy dowiedzieć się na temat Kamila z 43. BLM. Razem z opisem zamieszczone jest zdjęcie Kamila. Dlaczego nowa kampania nie spodobała się internautom? Ochłońcie po świętach, naprawdę sami podkładacie się rosyjskim służbom — czytamy w komentarzach.

Jak przestrzegają eksperci, w czasie wojny doświadczeni piloci są jednym z celów wywiadu wojskowego przeciwnika. Doskonale widzimy to na przykładzie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Znamy przypadki przynajmniej kilku wysokich oficerów (w tym również pilotów), którzy zostali zabici w trakcie codziennych czynności poza służbą.

Jednym z najgłośniejszych, był przypadek zabicia dowódcy rosyjskiego okrętu podwodnego. Był poniedziałkowy poranek, gdy Stanisław Rżycki, były kapitan rosyjskiego okrętu podwodnego Krasnodar został zastrzelony. Nieznany sprawca strzelił oficerowi kilka razy w plecy oraz klatkę piersiową, a następnie uciekł.

ikona lupy />
Profil rosyjskiego oficera można było samodzielnie wyszukać w aplikacji Strava. / X.com

Skąd zabójca wiedział, gdzie znajdzie rosyjskiego oficera? Okazało się, że zgubą Rosjanina okazała się Strava, czyli popularna aplikacja do dokumentowania aktywności fizycznej, gdzie zamieszczał swoje przejażdżki rowerowe oraz biegi. Na tej podstawie Ukraińcom udało się zlokalizować Rżyckiego.

Ochrona wizerunku żołnierzy

Zamieszczanie w internecie różnych treści może być bardzo niebezpieczne. Kiedyś jeden z reportaży rosyjskiej armii zdradził dyslokację sprzętu wojskowego, co zakończyło się atakiem pocisków wystrzelonych przez ukraińskie wyrzutnie rakietowe M142 HIMARS. Internauci twierdzą, że wrzucanie przez DG wizerunków doświadczonych pilotów jest niebezpieczną praktyką.

ikona lupy />
Zdjęcie polskiej wyrzutni Homar-K (K239), które wrzucił do internetu jeden z użytkowników platformy X (oryginalnie wrzucone zostało bez cenzury). To jeden z przykładów nierozsądnego publikowania zdjęć w internecie. / X.com

Wojna na Ukrainie sprawiła, że Wojsko Polskie (a przynajmniej część oficerów prasowych) coraz lepiej dba o bezpieczeństwo w sieci. Doskonałym przykładem jest fakt, że coraz rzadziej na zdjęciach przedstawiających wyrzutnie Homar-K (K239 Chunmoo) czy nowe czołgi K2 pojawiają się ich tablice rejestracyjne. Przy ich pomocy można stwierdzić, z jakich pododdziałów pochodzi konkretny sprzęt wojskowy, co może mieć krytyczne znacznie w trakcie konfliktu zbrojnego.

Systematycznie prowadzone są także szkolenia, na których żołnierze Wojska Polskiego są ostrzegani przed skutkami nierozsądnego udostępniania treści w internecie. Niezalecane jest także, aby wstawiać na swój profil na social media zdjęcie w mundurze oraz udostępniać sieć swoich znajomych (na podstawie której można także np. określić, z kim służy dany żołnierz).

Mimo to, kampanie takie jak przedstawiona w tym artykule pokazują, że świadomość zagrożenia nadal jest zbyt mała wśród osób prowadzących profile wojska na social media. Omawiany Kamil był już wcześniej opisywany w różnych mediach i można w łatwy sposób (bez użycia specjalistycznych programów) znaleźć nie tylko nazwisko pilota, ale także wiele innych cennych informacji na temat żołnierza. Przykład ten doskonale pokazuje, jak niebezpieczne mogą być takie wpisy.

ikona lupy />
Post umieszczony na profilu Wojsk Obrony Terytorialnej na Facebooku w kwietniu 2024 roku. / Facebook

Co istotne, to nie pierwsza tego typu sytuacja. Jeszcze w tym roku na profilu Wojsk Obrony Terytorialnej pojawił się post z prośbą o zostawienie reakcji serca, gdy dany obserwujący jest lub był żołnierzem oraz „wow”, gdy jest cywilem. Na tej podstawie potencjalny przeciwnik mógłby zapisać listę profili, które zgodnie z prośbą z posta, zareagowały na niego w dany sposób. To jednak jedynie jeden z wielu przykładów nierozsądnych działań armii w internecie.