Polska, jak wynika z danych przekazanych DGP przez resort zdrowia, zapłaciła głównemu dostawcy, czyli Pfizerowi, 4,9 mld zł, z czego w 2021 r. 3,6 mld zł, a w 2022 r. (dane do 8 kwietnia) – 1,25 mld zł. Czeka nas jeszcze dostawa za 6 mld zł. Dlatego Polska apeluje do KE, żeby w pilnym trybie zmieniła umowy. Albo rozłożyła dostawy w czasie, albo zamieniła na inne produkty lecznicze.
Z jednej strony chodzi o koszty, ale problemem są także setki milionów zmarnowanych szczepionek. W samej Polsce do 8 kwietnia zutylizowano 800 tys. dawek na 54 mln podanych. Z raportu londyńskiej firmy analitycznej Airfinity Ltd. (opublikowanego w styczniu tego roku) wynikało, że ok. 240 mln dawek zakupionych przez USA, Wielką Brytanię, Japonię, Kanadę i Unię Europejską nie zostanie wykorzystanych, a ich termin ważności wygaśnie do marca. Jak przewidywali analitycy, liczba potencjalnie zmarnowanych dawek może wzrosnąć do 500 mln.
Żeby tego uniknąć, część preparatów miała być przekazywana do krajów o niższych dochodach, z ograniczonym dostępem do szczepień. Do stycznia w ramach COVAX (to globalny program wymiany szczepionek, który został uruchomiony, aby zapobiec marnowaniu, ale także mający zapewnić równy dostęp do szczepionek na całym świecie) zostało przekazanych 1 mld szczepionek do ok. 150 krajów. Było to dwa razy mniej, niż zakładano (mowa była o 2 mld dawek), a wiele dawek i tak się zmarnowało. Problemem był m.in. krótki czas przydatności, ale także kłopoty z przechowywaniem takiej liczby preparatów. W efekcie ok. 10 proc., czyli 100 mln, zostało wyrzuconych.
Reklama