Decyzja sądu w Lipsku oznacza, że zakup i posiadanie samochodu z silnikiem Diesla staną się w Niemczech ryzykowne. I choć Niemcy nie są na tę decyzję przygotowani, to jest to nieuniknione - pisze publicysta Bloomberga Leonid Bershidsky.

Federalny Sąd Administracyjny w Lipsku wydał we wtorek wyrok, który pozwala dużym miastom zakazywać wjazdu samochodom z silnikami Diesla. I choć przyszły rząd apeluje, aby nie wprowadzać takich zakazów, to wyrok sądu jest pocałunkiem śmierci dla właścicieli samochodów z silnikiem Diesla. Waga orzeczenia niemieckiego sądu jest tak duża, jak decyzja z 2011 roku o wycofaniu się kraju z produkcji energii z elektrowni atomowych. Od wtorku zatem kupno samochodu z silnikiem Diesla może uchodzić za akt niepotrzebnej odwagi.

Sąd w Lipsku potwierdził swoim wyrokiem legalność zakazów, które zostały wydane przez sąd w Dusseldorfie w 2016 roku oraz w Stuttgarcie w 2017. Miasta te, zachęcone przez grupę zw. z ochroną środowiska o nazwie „Deutsche Umwelthilfe”, chciały mieć prawo do nałożenia zakazu wjazdu dla starszych aut z silnikiem Diesla ze względu na przekroczenie norm zanieczyszczenia powietrza. Władze państwowe odwołały się od tego zakazu, ale wtorkowa decyzja Federalnego Sądu Administracyjnego w Lipsku zakończyła spór. W praktyce oznacza to, że tylko najnowsze samochody z silnikami Diesla, które spełniają normę Euro 6, mogą uniknąć zakazu. Tymczasem zakaz wjazdu dla aut starszych może być wprowadzony wszędzie, szczególnie tam, gdzie poziom zanieczyszczenia jest nieustannie wysoki. Nie jest niespodzianką, że najliczniejsze niemieckie miasta są na tej liście. Chodzi m.in. o Berlin, Gelsenkirchen, Lipsk, Monachium, Norymbergę, Dortmund czy Hamburg. Zanieczyszczenie w tych miastach regularnie przekracza normy. Z kolei jeśli chodzi o limit obecności tlenku azoty, to przekraczają go praktycznie wszystkie duże miasta w Niemczech, z Monachium, Stuttgartem i Kolonią na czele.

Nawet posiadacze aut z silnikiem Diesla spełniającym normę Euro 6 wcale nie mogą spać spokojnie – w końcu normy środowiska mogą się zmieniać, a grupy ekologiczne mogą walczyć o ustalanie coraz ostrzejszych regulacji.

Umowa koalicyjna pomiędzy CDU/CSU a SPD mówi wyraźnie i dwukrotnie, że kolejny niemiecki rząd będzie unikał wprowadzania zakazu wjazdów aut z silnikiem Diesla, zaś walka o czyste powietrze będzie toczona przy pomocy innych metod, takich jak wzrost liczby aut elektrycznych oraz wykorzystywanie ich przez rząd federalny.

Reklama

W typowy dla siebie sposób kanclerz Angela Merkel usiłowała uspokoić opinię publiczną pk wyroku lipskiego sądu, podkreślając, że nie będzie niemieckiego zakazu dla tego typu aut oraz że rząd federalny będzie rozmawiał z landami i miastami, aby walczyły z wysokimi poziomami zanieczyszczeń przy pomocy innych narzędzi. Pomimo słynnego talentu negocjacyjnego Angeli Merkel, decyzja o tym, czy i jaki samochód kupić, nie będzie podejmowana w oparciu o ten talent. Nie istnieje nawet żadnego program, który pozwalałaby na oznaczenie tych pojazdów, które spełniają najnowsze standardy.

Według Grupy DAT, która zbiera informacje na temat niemieckiego rynku samochodowego, 23 proc. osób, które kupowały nowe auto oraz 15 proc. tych, którzy nabyli samochód używany w 2017 roku, stwierdziło, że powszechna dyskusja wokół aut z silnikiem Diesla wpłynęła na ich decyzję. Prawie 20 proc. tych osób chciało kupić nowe auto, ponieważ mieli dość samochodu w silnikiem Diesla. To prawdopodobnie była mądra decyzja – wartość pojazdów na olej napędowy znacząco spadła w ciągu ostatniego roku, zaś wartość aut na benzynę wzrosła.

To poważny problem nie tylko dla posiadaczy samochodów, ale dla całego przemysłu motoryzacyjnego w Niemczech. W 2016 roku aż 45,8 pojazdów, które zarejestrowano w Niemczech, miały silniki Diesla. To ostatni rok, dla którego są dostępne dane zbierane przez Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów. Co prawda to nie tyle, co w Irlandii (70 proc.), ale wystarczająco dużo, aby szybka zmiana auta na inne stała się zbyt droga. Nie mówiąc już o rozwścieczonych właścicielach aut, którzy mogą domagać się od producentów modernizacji ich samochodów, aby te spełniały normy środowiskowe. Już dziś istnieje polityczna presja na producentów aut w Niemczech, aby pokrywały wszystkie koszty takiej operacji.

Kolejną grupą, która może mieć problemy, są dilerzy aut. Dziś, według danych grupy DAT, sprzedanie używanego samochodu z silnikiem Diesla zajmuje 102 dni. W przypadku auta na benzynę potrzeba mniej, bo 89 dni. Wprowadzenie zakazów wjazdu do miast autami z silnikiem Diesla to egzystencjalne zagrożenie dla tej branży, biorąc pod uwagę fakt, jak dużo starych Diesli jeździ po Niemczech.

Poważne komplikacje mogą też spotkać branże logistyczną i biznes doręczeń. Duża część firm w tych branżach zależy od ciężarówek z silnikiem Diesla. Gdyby miasta zamknęły się również na nich, wówczas pojawiłyby się zakłócenia w dostawach poszczególnych towarów. Wiele firm już dziś się boi nowych regulacji, szczególnie te mniejsze, gdyż nie stać ich na wymianę samochodów.

Angela Merkel wielokrotnie podejmowała nagłe i daleko idące decyzje, które niosły ze sobą poważne konsekwencje. Można tu wskazać choćby decyzję o rezygnacji z energii atomowej po katastrofie elektrowni w Fukushimie czy decyzję o otwarciu drzwi dla uchodźców w 2015 roku. Wyrok ws. samochodów z silnikiem Diesla należy do tej samej kategorii, tyle że tym razem odbyło się to bez udziału i wbrew woli Angeli Merkel. Możliwie bezbolesne i stopniowe wychodzenie w epoki Diesla będzie wymagało wielkiej pracy, ale jest dziś nieuniknione.

>>> Czytaj też: Niemiecki rząd: większość miast może uniknąć zakazów wjazdu dla aut z Dieslem