Czytałem te listy. Były przejmujące, choć określenia jak „toksyczność”, „himpatia” czy „mobbing” pojawiały się w nich rzadko. Opowieści były subiektywne, ale nie miałem wrażenia, że to wydumane czy bezpodstawne oskarżenia przełożonych. Dziś – kilka lat później – temat przemocy w pracy nie jest nowy. Ujawniono kilka afer i aferek z molestowaniem czy mobbingiem w tle. Powstały precedensy, do których można się odwoływać. Poznaliśmy przypadki, na których da się przedyskutować granice między słusznym oburzeniem na folwarczne zarządzanie a wykorzystywaniem oskarżeń do załatwiania biurowych intryg czy porachunków.
Pod koniec ubiegłej dekady w redakcji, z którą byłem wówczas związany, ogłosiliśmy akcję: „Przemoc w pracy”. Chcieliśmy, by czytelnicy podzielili się doświadczeniami. Odzew był ogromny – akcja pokazała, że Polkom oraz Polakom nie jest dobrze w ich miejscach zatrudnienia, gdzie co dnia spędzają długie godziny.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję