Szefowa szkockiego rządu Nicola Sturgeon chce, aby nowe referendum przeprowadzone zostało przed końcem 2023 r. i argumentuje, że czwarte kolejne zwycięstwo, które jej Szkocka Partia Narodowa (SNP) odniosła w maju w wyborach do tamtejszego parlamentu, daje mandat społeczny do jego rozpisania. Ale na jego przeprowadzenie musi się zgodzić rząd w Londynie.

Gove, którego jednym z zadań jest opracowanie strategii utrzymania jedności Zjednoczonego Królestwa, powiedział, że priorytetem musi być teraz odbudowa po pandemii koronawirusa, a nie referendum. "Myślę, że niemądre jest mówienie o referendum teraz, gdy dochodzimy do siebie po Covid. Wydaje mi się, że jest to w najlepszym razie lekkomyślne, w najgorszym głupie, aby spróbować przenieść dyskusję na podziały konstytucyjne, gdy ludzie oczekują, że będziemy pracować razem, aby poradzić sobie z tymi wyzwaniami" - powiedział.

Zapytany, czy istnieją jakiekolwiek okoliczności, w których Johnson zgodziłby się na nowe referendum przed następnymi wyborami, czyli zapewne w maju 2024 r., Gove odparł: "Nie sądzę. Premier jest całkowicie skupiony na tym, aby zapewnić, że przez cały czas trwania tego parlamentu zwiększamy możliwości gospodarcze, zapewniamy ludziom szansę, aby zrobić więcej ze swoim życiem, przejąć kontrolę nad swoją przyszłością". Dopytywany, czy jego stanowiskiem jest to, że nie będzie referendum przed następnymi wyborami powszechnymi, odpowiedział: "Nie widzę, by było to możliwe".

W referendum w 2014 roku zwolennicy pozostania Szkocji w składzie Zjednoczonego Królestwa wygrali stosunkiem głosów 55 proc. do 45 proc. Przed tamtym głosowaniem ustalono, że będzie to jedyne referendum w obecnym pokoleniu, ale SNP uważa, że wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej zasadniczo zmieniło okoliczności, co uzasadnia jego powtórzenie. Sturgeon powiedziała w maju, że w kwestii referendum pytanie brzmi "kiedy, a nie czy", choć zarazem podkreśla, że aby niepodległość Szkocji została uznana, plebiscyt musi zostać przeprowadzony zgodnie z prawem.

Reklama

Gove nie zgodził się także z sugestią, że niepopularność Johnsona w Szkocji przeszkadza w utrzymywaniu jedności kraju i powiedział, że premier powinien częściej tam jeździć. "Jedną z rzeczy, których ludzie, jak sądzę, nie doceniają, jest stopień więzi, osobistej i emocjonalnej, jaką ludzie w całym kraju odczuwają wobec premiera. Myślę, że istnieje mit, który został zbudowany, karmiony przez szkockich nacjonalistów, że premier nie jest dobrze przyjmowany w Szkocji" - powiedział Gove.

Zapytany, czy premier jest pomocą czy przeszkodą w utrzymaniu jedności kraju, odparł bez wahania: "Pomocą", zaś czy wobec tego powinien częściej odwiedzać Szkocję, odpowiedział: "Tak".