Z Maciejem Duszczykiem rozmawiają Klara Klinger, Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak
Załóżmy, że PiS rozpisze referendum dotyczące unijnego mechanizmu relokacji migrantów. Weźmie pan w nim udział?

To zależy od pytania. I od tego, czy plebiscyt będzie poprzedzony debatą na temat polityki migracyjnej.

A jak powinno brzmieć pytanie?
Reklama

Winno być jasne i konkretne, np.: „Czy jesteś za większą koordynacją polityki migracyjnej w UE, wiedząc, że zapobiegnie to likwidacji strefy Schengen, a więc przywróceniu kontroli granicznych?”.

Ależ to jest pytanie z tezą.

Nie. Jednym z wyzwań czekających UE jest utrzymanie strefy Schengen – ona może istnieć tylko wtedy, gdy państwa mają do siebie zaufanie. I to trzeba ludziom uświadomić.

A czy w ogóle można robić plebiscyt w sprawie, która dotyczy kwestii związanych z prawami człowieka?

Można, skoro migracja stała się tak ważnym tematem, że wymaga reakcji państwa. Ale poprzedzając je kampanią informacyjną na temat tego, czym są migracje, jakie decyzje Unia już podjęła, ilu cudzoziemców mieszka w Polsce, trzeba także pokazać wyzwania demograficzne dotyczące rynku pracy... Bez takiej kampanii odpowiedź na pytanie będzie emocjonalna i zostanie udzielona pod wpływem politycznych skojarzeń.

A graniem na emocjach nie jest mówienie, że odrzucenie paktu migracyjnego może zagrozić swobodnemu przepływowi osób w ramach UE?

Nie. Schengen jest jednym z niewielu obszarów w UE, w których cofnięto integrację. W założeniach kontrola graniczna mogła zostać przywrócona jedynie po zgodzie Komisji Europejskiej, a wprowadzono zasadę, że państwa członkowskie same mogą ją wprowadzić i poinformować o tym KE. Już kilka lat temu pisałem, że jeżeli Unia ma się rozpaść, to może się to stać przez brak zgody co do polityki migracyjnej. Zadziwiające, jak politykom łatwo grać na resentymentach, jak łatwo przychodzi im mówienie, że cudzoziemcy zabierają pracę, jedzą łabędzie z parków, wyłudzają zasiłki, przynoszą choroby. Dlatego trzeba znaleźć rozwiązanie na poziomie Wspólnoty, które będzie zaakceptowane przez większość społeczeństw i pozwoli utrzymać integrację europejską. A to nie będzie proste.

Migracje tworzą problemy, ale też szanse. Polska ciągle jest beneficjentem sytuacji, w której cudzoziemcy wypełniają luki na rynku pracy...

Ale jednocześnie ich obecność czasami wywołuje protesty, bo zahamowaniu ulega wzrost pensji. Często pojawia się pytanie, jak winna wyglądać polska polityka migracyjna. Ja wolę postawić inne: jaki ma być model naszej gospodarki? Jeżeli ma być nadal oparta na taniej sile roboczej, należy ściągać pracowników z innych krajów. A wtedy musimy mieć programy integracyjne, żeby nie powtórzyć błędów państw zachodnich.

Bo grozi nam gettoizacja.

Tak. Jeśli nie wdrożymy procesów integracyjnych, nawet z wchłonięciem Ukraińców będą problemy.

W ich przypadku pojawia się argument, że mają wspólny z naszym krąg kulturowy, więc napięcia społeczne będą znikome.

Element kulturowy jest istotny, lecz nie gwarantuje integracji. Takie osoby mogą być wykluczane choćby z powodu gorszej znajomości języka. Z naszej perspektywy ważna jest np. odpowiedź na pytanie o to, co się stanie z przebywającymi w Polsce ukraińskimi dziećmi, które nie skończą żadnej szkoły – ani ukraińskiej, ani polskiej.

Ile ich jest?

Na pewno ponad 100 tys. Te dzieciaki nie nabędą żadnych umiejętności i będą skazane na bezrobocie. Już przez cztery lata uczą się zdalnie: wcześniej pandemia, teraz wojna. Co się dzieje z NEET-ami, osobami „not in employment, education or training” (osoby, które się nie uczą, nie pracują ani nie przygotowują się do zawodu)? Hodujemy sobie potencjalny problem. Powinniśmy rozbrajać go już teraz. A nie udawać, że go nie ma.

PiS podnosi, że możemy liczyć na wyłączenie z mechanizmu relokacji – ma to być możliwe po złożeniu wniosku do KE. Ale nie wiadomo, jaka będzie ostateczna jej decyzja. Nie ma pan wrażenia, że Komisja może zacząć narzucać rozwiązania wbrew woli państw członkowskich?

To możliwe, bo instytucje ponadnarodowe zawsze szukają dla siebie dodatkowych przestrzeni. A KE jest wybitnie ponad narodowa, bo jest organem niezależnym od państw członkowskich Unii. Jednak zajmuje się tylko koordynacją funkcjonowania UE. Ponadto w pakcie migracyjnym jest wpisany bezpiecznik w postaci decyzji Rady Unii Europejskiej. Tam mamy zasadę głosowania większościowego, co oznacza, że mamy możliwość skonstruowania mniejszości blokującej. Dlatego jak najszybciej powinniśmy zawiązać sojusz z krajami Południa, które tak jak my podlegają presji migracyjnej. Czechy już to robią. Deklarują, że nie będą przyjmowały migrantów, bo per capita mają najwięcej uchodźców z Ukrainy. A nasza sytuacja migracyjna jest trudniejsza niż ich, bo Czesi nie ponoszą kosztów ochrony granic, a my tak. Jeśli popatrzeć na pakt, to my tak naprawdę możemy skorzystać na mechanizmie relokacji – ale musimy to dobrze rozegrać.

Jaki wpływ na sytuację w Europie mają kanały migracyjne uruchomione przez Łukaszenkę i Putina?

Wschodni szlak migracyjny nie jest tak duży jak np. bałkański. Ale problemem jest to, że jest tani, szybki i sterowany politycznie, więc tu zawsze mogą nas czekać niespodzianki.