Szefowie Federalnego Urzędu Ochrony Konstytucji (BfV) chcieli pokazać, że potrafią być dobrymi gospodarzami, kiedy we wrześniu ubiegłego roku delegacja obcego wywiadu przyjechała z wizytą na dwa dni - relacjonuje tygodnik.

Urząd wybrał więc restaurację pięciogwiazdkowego hotelu pod Bonn, aby zapewnić gościom odpowiednie powitanie. Odbyło się przyjęcie i kolacja dla 36 uczestników. Następnego dnia mniejsza grupa 17 osób została zaproszona na wynajęty katamaran, aby zwiedzić Ren, ponownie z wystawnym obiadem - czytamy w tekście.

Problem polegał na tym, że koszty konferencji wyraźnie przekraczały obowiązujące w urzędzie przepisy - pisze "Spiegel". BfV może wydać tylko 30 euro na osobę na posiłek, łącznie z napojami. Ale kolacja kosztowała 143 euro, obiad na katamaranie kolejne 203 euro na uczestnika - "szpiedzy wydali więc odpowiednio 377 proc. i 577 proc. więcej niż było dozwolone. W sumie te dwa dni kosztowały około 25 tysięcy euro".

Z powodu dwudniowej imprezy Federalny Trybunał Obrachunkowy przygląda się teraz Federalnemu Urzędowi Ochrony Konstytucji kierowanemu przez Thomasa Haldenwanga. Tak wynika z tajnych dokumentów, do których dotarł tygodnik "Spiegel". Chodzi o koszty, ale także o kwestię korzyści z poniesionych wydatków. Przecież na merytoryczne dyskusje w ciągu dwóch dni przeznaczono tylko półtorej godziny - wskazuje Trybunał Obrachunkowy.

Reklama

Trybunał ocenia, że Federalny Urząd Ochrony Konstytucji powinien powstrzymać się w przyszłości od takich ekstrawagancji. Służba wywiadowcza powinna przestrzegać własnych zasad, nawet gdy przyjeżdżają wysocy rangą goście.

"Spiegel" zauważa, że służby wywiadowcze lubią utrzymywać w tajemnicy to, jak działają i na jakie cele wydają pieniądze. Często utajnienie ma solidne powody, chodzi przecież o bezpieczeństwo kraju. Ale raz w roku nie tylko BfV, ale także Federalna Służba Wywiadowcza (BND) i Służba Kontrwywiadu Wojskowego (MAD) muszą otworzyć swoje księgi, przynajmniej dla Trybunału Obrachunkowego, który sprawdza plany gospodarcze na najbliższy rok oraz wydatki z roku poprzedniego. Jeśli pieniądze z budżetu nie są odpowiednio wydawane, są kłopoty. "Spiegel" miał wgląd w tajne pisma ostrzegawcze kontrolerów do wszystkich trzech służb.

"Obywatele mają prawo oczekiwać, że służby wykorzystują swoje zasoby zgodnie z ich przeznaczeniem i przestrzegają przepisów, do których muszą się stosować wszyscy inni, których praca jest finansowana z pieniędzy podatników" - zauważa tygodnik.

Federalny Trybunał Obrachunkowy zbadał między innymi próbkę 420 ze 119 tys. rachunków wypełnionych w ubiegłym roku w Federalnym Urzędzie Ochrony Konstytucji. Wynik: w około 20 proc. z nich były braki formalne.

W znacznie mniejszym kontrwywiadzie wojskowym było jeszcze gorzej. Według Trybunału Obrachunkowego około 41 procent przebadanych w próbie rachunków było wadliwych, w większości nie były one po prostu wypełnione w całości. Jedynie BND jest chwalony za poprawę swojego wskaźnika błędu. Tylko około 12 procent dokumentów uznano za wadliwe pod względem formalnym.

Ale BND wpada w kłopoty gdzie indziej - pisze "Spiegel". Pracownicy wywiadu muszą dużo podróżować - ale potem czekają dwa lata na wypłatę kosztów podróży. Nie jest to uzasadnione szczególnymi względami tajności podróży służbowych w kraju i za granicą, ale po prostu brakami kadrowymi. Kontrolerzy uznali to za niedopuszczalne.

"Najostrzej jednak krytykowano politykę personalną służb" - pisze "Spiegel". Żaden z trzech urzędów nie obsadza wszystkich stanowisk, na które otrzymuje środki budżetowe. W Urzędzie Ochrony Konstytucji do końca tego roku nieobsadzone pozostało prawie co czwarte stanowisko (23 procent), w BND jest to około 16 procent, w MAD - 17 procent.

Kontrolerzy szacują, że zarówno BfV, jak i BND będą potrzebowały jeszcze kilku lat na obsadzenie zatwierdzonych już stanowisk.

Z kolei wywiad wojskowy ma się szybko rozwijać i w przyszłym roku będzie mógł obsadzić 202 nowe stanowiska, mimo że około 300 jest jeszcze nieobsadzonych, a służba już się rozrosła w ostatnich latach - pisze "Spiegel". Trybunał Obrachunkowy ostrzega, że doprowadzi to do nowych problemów: dyrekcja generalna potrzebuje więcej miejsca, niezbędnej infrastruktury informatycznej i oczywiście większej floty pojazdów.

Z Berlina Berenika Lemańczyk (PAP)