Prezydent Turcji zostawia sobie w ten sposób otwartą furtkę, aby po zmianie władzy w Izraelu mieć z kim rozmawiać. Warto podkreślić, że Erdogan nie stosuje antysemickiej retoryki.

"Prezydent Recep Tayyip Erdogan mówi na przykład otwarcie o tym, że Bliski Wschód powinien być domem dla muzułmanów, chrześcijan i żydów. W ostatnim czasie złożył też życzenia mniejszości żydowskiej zamieszkującej Turcję" - przypomina ekspertka, komentując pogorszenie relacji pomiędzy Ankarą i Tel Awiwem w ostatnich miesiącach.

Po rozpoczęciu przez Izrael wojny w Strefie Gazy Erdogan nazwał premiera Netanjahu "rzeźnikiem Gazy", mówił też, że "jego postępowanie podsyciło antysemityzm i zagroziło życiu Żydów na całym świecie". Wcześniej oskarżał Izrael o to, że jest "państwem terrorystycznym", które w Strefie Gazy dopuszcza się ludobójstwa.

Mówiąc o krokach podejmowanych przez Ankarę na arenie międzynarodowej w związku z tym, czego Izrael dopuszcza się w Strefie Gazy, rozmówczyni PAP przyznała, że "Turcja jest jednym z najważniejszym adwokatów sprawy palestyńskiej, a kwestia ta jest w ostatnim czasie podstawą tureckiej dyplomacji".

Reklama

"Przed tureckimi działaniami na arenie międzynarodowej plan zawieszenie broni w Strefie Gazy popierało około 120 państw, po zaangażowaniu Ankary - ponad 150. Sami Turcy postrzegają dlatego zaangażowanie swojego państwa w wojnę jako sukces. Jednym z kluczowych założeń tureckiej dyplomacji w tej kwestii pozostaje rozwiązanie dwupaństwowe, gdzie gwarantem Izraela byłby szeroko pojęty Zachód, a Palestyny - państwa muzułmańskie" - wyjaśniła dr Olszowska.

Dodała, że "to, na czym skupia się Turcja, to też próba pogodzenia samych Palestyńczyków (...). Ankara silnie naciska na to, by - głównie Fatah i Hamas - podjęli rozmowy i utworzyli wspólny front podczas przyszłych rozmów o dwupaństwowości. Wydaje mi się, że to jest główny cel polityczny Turcji, który nieco umyka przez krzykliwe nagłówki i ostrą retorykę władz" - zauważyła ekspertka.

Oceniając ryzyko eskalacji napięć pomiędzy Ankarą i Tel Awiwem, Olszowska powiedziała, że "mogą się one rozwinąć na płaszczyznach dyplomatycznych i prawnych". "Nie sądzę, że dojdzie do pogorszenia relacji handlowych, ponieważ Turcji się to po prostu nie opłaca. Nawet w 2010 roku, po zabiciu przez izraelskich komandosów Turków dostarczających Gazie pomoc humanitarną, przy łamaniu blokady półenklawy, relacje dyplomatyczne na linii Tel Awiw-Ankara spadły do niemal zera, jednak biznes trwał nadal" - przypomniała.

Wcześniej w styczniu Republika Południowej Afryki wniosła do Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości sprawę przeciwko Izraelowi w związku z jego postępowaniem w Strefie Gazy. Erdogan zapewnił wtedy, że "Turcja dostarczy dokumenty do sprawy o popełnianie ludobójstwa na Palestyńczykach w Strefie Gazy".

"Wierzę, że Izrael zostanie skazany. Wierzymy w sprawiedliwość Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości" - podkreślił.

"Nie spodziewam się, żeby Turcja jakkolwiek zaangażowała się militarnie w tę wojnę. Nie chce tego Erdogan, nie popiera tego społeczeństwo. Żadna destabilizacja w regionie nie jest Turcji na rękę. Ankara dąży do tego, by być częścią jakiegoś formatu bliskowschodniego, który stabilizowałby sytuację w regionie; nie chce zależeć od Zachodu, a wysłać sygnał o tym, że Bliski Wschód może rządzić się sam" - oceniła dr Olszowska.

Odniosła się też do planów dotyczących przyszłości Strefy Gazy i przypomniała: "Ankara ogłosiła już, że zamierza zaangażować się w odbudowę obszaru po wojnie. Mówi też o tym, że mogłaby wysłać do Gazy wojska w ramach misji stabilizacyjnej po zakończeniu walk". Jakub Bawołek (PAP)