Ogromna salwa rakiet i dronów wystrzelona z suchych równin Iranu w stronę Izraela oczywiście była rodzajem bezpośredniego konfliktu. Jednak za bezprecedensowym charakterem ataku krył się jednoczesny taniec dyplomatycznej sygnalizacji, który pozwolił obu stronom ogłosić sukces, podnosząc co prawda ryzyko szerszego konfliktu, ale nie czyniąc go jednak pewnym.

Izraelskie wojsko oświadczyło, że 99 proc. irańskich obiektów (dronów i rakiet) zostało zestrzelonych i żaden Izraelczyk nie zginął po tym, jak Iran przez wiele dni przed atakiem sygnalizował jego nadejście.

Po ataku Teheran oświadczył, że stara się powstrzymać marsz w stronę szerszego zaognienia sytuacji. Także zwolennicy Izraela w USA i Europie również nalegali, aby uniknąć dalszej eskalacji napięć.

Reklama

Potrzebny rozsądek

Napięcie w regionie jest ogromne, odkąd 7 października Hamas zaatakował Izrael.

Najnowsze wysiłki dyplomatyczne pod przewodnictwem USA, które jak dotąd skupiały się na łagodzeniu kryzysu w Gazie, teraz mają na celu zapewnienie wymiernej reakcji Izraela, według osób zaznajomionych z rozmowami.

Urzędnicy amerykańscy, wypowiadający się pod warunkiem zachowania anonimowości, powiedzieli Bloombergowi, że chociaż atak miał być śmiertelny i niszczycielski, Waszyngton nalega, aby Izrael nie stosował odwetu.

Problem polega jednak na tym, że zdaniem osoby zaznajomionej z rozmowami, logika może nie zwyciężyć. I mimo, że sukces w pokonaniu irańskiego ataku może wzmocnić pozycję izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu, to jest on pod dużą presją ze strony twardogłowych w jego rządzie.

Atak Iranu był „bardzo dobrze skalibrowany”, aby ograniczyć szkody, powiedziała Sanam Vakil, dyrektor programu dla Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej w Chatham House. Mimo to, stwierdziła, „jesteśmy bliżej niż kiedykolwiek, szerszej wojny regionalnej”.

Pierwszy bezpośredni atak od dziesięcioleci

Ostatni atak Iranu spowodował dramatyczną eskalację napięć. Twardogłowy rząd państwa islamskiego po raz pierwszy przeprowadził bezpośredni atak na państwo żydowskie po tym, jak przez dziesięciolecia tylko wspierał organizacje terrorystyczne, takie jak Hamas i Hezbollah, w prowadzeniu wojny cieni ze swoim głównym regionalnym rywalem.

Poprzez zmasowany atak Iran pokazał, że jest gotowy rzucić wyzwanie przeważającej armii Izraela i ich sojusznikom. Ale czy na pewno?

Iran, starając się uniknąć spiralnego konfliktu z posiadającą przewagę armią Izraela, poprzedził operację dniami publicznych i prywatnych ostrzeżeń. Teheran wcześniej sygnalizował krajom regionu zamiar podjęcia odwetu, co umożliwiło pośrednie dotarcie tej wiadomości do Stanów Zjednoczonych.

Amerykańscy urzędnicy powiedzieli, że nie było bezpośredniego ostrzeżenia dla USA.

Stany Zjednoczone umieściły statki i samoloty na pozycjach i obiecały pomóc chronić Izrael. W neutralizację irańskich dronów zaangażowana była także Wielka Brytania i Jordania.

Wszyscy ogłaszają sukces

Choć szkody irańskiego ataku były ograniczone, irańscy urzędnicy reklamowali tę operację jako udany odwet za atak z 1 kwietnia na placówkę dyplomatyczną w Damaszku, w którym zginęło kilku irańskich dowódców wojskowych. Iran obarczył winą za to uderzenie Izrael. Tymczasem rząd Netanjahu nie wziął na siebie odpowiedzialności za ten atak.

W niedzielę Izrael również świętował. Irański atak został powstrzymany, a Izrael ponownie zademonstrował sprawność militarną kraju w zestrzeliwaniu rakiet i ochronie swoich obywateli w odpowiedzi na krytykę po ataku Hamasu sześć miesięcy temu.

Netanjahu uważa, że jest to także ponowna demonstracja wsparcia ze strony Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników po miesiącach narastającej publicznej krytyki operacji wojskowej Izraela w Gazie, która płynęła także ze strony prezydenta Joe Bidena. Liderzy Kongresu planują na ten tydzień długo opóźnione głosowanie w sprawie dodatkowej pomocy.

Główny cel - nie eskalować

Urzędnicy amerykańscy, którzy na kilka dni przed atakiem ostrzegali, że sytuacja jest niezwykle niebezpieczna, odetchnęli z ulgą, że obrona zadziałała, a zniszczenia były minimalne lub wręcz żadne.

Wzywali Izrael publicznie i prywatnie, aby oparł się chęci odwetu na Iranie lub przynajmniej do utrzymania na tyle ograniczonej reakcji, aby zapobiec dalszemu podnoszeniu stawki.

Według amerykańskich urzędników w niedzielę Izrael dał jasno do zrozumienia USA, że nie oczekuje znaczącej eskalacji stosunków z Iranem.

Michael Singh, były najwyższy urzędnik Białego Domu, a obecnie dyrektor zarządzający Waszyngtońskiego Instytutu Polityki Bliskowschodniej powiedział, że nikt nie chciałoby, aby wybuchła wojna na pełną skalę. Jednak w jego ocenie nie ma pewności, że do tego nie dojdzie.

Ze strony niektórych rządzących w Izraelu słychać wezwania do kolejnej rundy odwetu, tym razem bezpośrednio przeciwko Iranowi. Minister bezpieczeństwa narodowego Itamar Ben Gvir zażądał „miażdżącego ataku”. Netanjahu nie poparł tego apelu.

Jednak wielu Izraelczyków nie domaga się szybkiego odwetu, częściowo dlatego, że atak Iranu był tak bardzo nieudany.

Mimo to urzędnicy w regionie spodziewają się jakiejś reakcji Izraela, biorąc pod uwagę bezprecedensowy charakter bezpośredniego ataku Iranu. Jak poważna będzie ta sytuacja, pokaże, czy marsz w stronę krawędzi szerszego konfliktu rzeczywiście zostanie wstrzymany.

Odwrócenie uwagi od Gazy

Tymczasem irański atak odwrócił uwagę świata od brutalnej wojny prowadzonej przez Izrael w Gazie.

Według Hamasu, uważanego przez USA i Unię Europejską za organizację terrorystyczną, w konflikcie tym zginęło już około 33 tys. Palestyńczyków. Ponad 100 izraelskich zakładników nie zostało jeszcze uwolnionych, a tysiące bojowników nadal okopało się w Rafah, mieście w Gazie, w którym schroniły się też setki tysięcy uchodźców.

Według Mossadu, izraelskiej agencji wywiadu zewnętrznego, Hamas odrzucił najnowszą propozycję zawieszenia broni złożoną przez mediatorów po ataku Iranu.

Siły izraelskie planują atak na Rafah, podczas gdy przemoc wisi także na północnej granicy Izraela, gdzie po obu stronach ewakuowano dziesiątki tysięcy cywilów w związku z walkami między Izraelem a Hezbollahem.