W Kijowie przecierają oczy ze zdumienia, zapoznawszy się z treścią nowej wersji umowy o eksploatacji surowców ziem rzadkich, jaka dotarła z Waszyngtonu. Dokument ten w głównych zapisach w ogóle nie przypomina tego, którego treść stronom udało się wynegocjować przed trzema tygodniami. Teraz Stany Zjednoczone chcą wziąć wszystko.

Szokująca propozycja USA. Ukraina ma oddać niemal wszystko

Do treści szczegółowiej umowy międzypaństwowej dotarła Europejska Prawda, przytaczając obszerne jej fragmenty i już na początku zwracając uwagę, że bardziej przypomina ona tekst z lutego, w którym USA chciały zagarnąć niemal całe bogactwa Ukrainy. Tym razem dodano jednak kilka jeszcze bardziej przerażających zapisów, wycofując się z całego uzgodnionego kompromisu. Głównym celem umowy jest powołanie do życia specjalnego „Amerykańsko-Ukraińskiego Funduszu na rzecz Odbudowy i Rozwoju”, jednak tym razem Ukraina traci w nim prawo głosu. Przejmuje je amerykańska Międzynarodowa Korporacja Finansowania Rozwoju (DFC), która będzie podejmować najważniejsze decyzje o charakterze ekonomicznym.

A skąd DFC weźmie pieniądze? Te Amerykanom dać ma sama Ukraina, rekompensując całą pomoc wojskową i humanitarną, jakiej ci udzielili Kijowowi w ciągu ostatnich 3 lat wojny. Te setki miliardów dolarów teraz mają wrócić do USA i stanowić „początkowy wkład DFC”. A jest to kwota niemała, gdyż jak oszacował niemiecki Instytut Kilonski, szacowana jest na 123 miliardy dolarów. Na Ukrainie zadrżeli przed samą perspektywą podpisania takiego dokumentu.

„Podpisanie takiego porozumienia otworzyłoby puszkę Pandory i zmusiłoby polityków w krajach europejskich, w poszukiwaniu głosów, do żądania od Ukrainy zwrotu otrzymanej pomocy. Bo „jeśli Amerykanie mogą, to dlaczego my nie możemy?” – pisze Europejska Prawda.

Amerykanie kładą łapę na gospodarce sąsiada Polski

Na samym żądaniu zwrotu raz udzielonej pomocy nie kończy się jednak amerykańska pomysłowość. USA domagają się, aby wszelkie przyszłe dochody funduszu DFC zostały przewalutowane na dolary i przelane na amerykańskie rachunki bankowe, by oni mogli mieć nad nimi pełną kontrolę. Dodatkowo, wszelkie przyszłościowe dochody z eksploatacji złóż metali ziem rzadkich mają być nie tylko inwestowane pod okiem Amerykanów, w ukraińską infrastrukturę, ale też posłużyć do spłaty długu w wysokości 120 mld dolarów, czyli oddaniu USA wszystkiego, co wcześniej przekazała Ukrainie.

Ale i to nie wszystko. Do nowej wersji umowy powrócił zapis, że USA dostają wyłączne prawa do eksploatowania wszystkich ukraińskich złóż, nie tylko metali rzadkich, i to nawet tych, jakie odkryte będą w przyszłości. Dopiero gdy USA nie wyrażą zainteresowania jakimś bogactwem naturalnym, Ukraina będzie mogła zaoferować je innemu zagranicznemu inwestorowi. Jednak nawet wtedy 50 proc. kosztów przyznania licencji będzie musiała wpłacić do kontrolowanego przez Amerykanów Funduszu DFC. USA chcą tez położyć łapę na większości ukraińskich inwestycji.

„Stany Zjednoczone w nowej umowie domagają się prawa pierwszeństwa dla wszystkich przyszłych projektów inwestycyjnych „w dziedzinie zasobów naturalnych i w dziedzinie infrastruktury”. Tylko jeśli amerykańscy uczestnicy odmówią, Ukraina będzie mogła negocjować z innymi. A rząd Ukrainy musi ujawnić Stanom Zjednoczonym wszystkie, także poufne, szczegóły takich negocjacji” – przytacza zapisy porozumienia ukraińska gazeta.

Cel USA: Skierować Ukrainę przeciwko UE?

Wydaje się, że to dużo? Ależ skąd! Amerykanie chcą jeszcze więcej. Do nowej umowy wpisali element, na który nie wpadli nawet w jej lutowej wersji, a mianowicie chcą zobowiązać Ukrainę, by ta dodawała do każdej licencji na wydobywanie „krytycznych materiałów” zapisu, zakazującego ich sprzedaży państwom, które USA uznają za wrogie. A to wprost prowadzi do odcięcia Ukrainy od państw Unii Europejskiej.

„Biorąc pod uwagę obecną konfrontację handlową i polityczną między USA a Europą, istnieje spore prawdopodobieństwo, że Unia Europejska zostanie uznana za konkurenta Ameryki. Dla Ukrainy, która zmierza w kierunku członkostwa w UE, zakaz handlu z UE jest bzdurą – autorzy umowy nie przejmowali się jednak takimi rzeczami” – wylicza ukraińska gazeta, opierając się na treści 58-stronicowej umowy.

Ukraińscy komentatorzy nie mają wątpliwości, że umowa tej treści jest nie do przyjęcia, jednak zdają sobie sprawę, iż jednoznaczna odmowa rozwścieczy Trumpa i da mu pretekst do uznania Ukrainy za wroga. Z drugiej strony mają też świadomość, iż zaakceptowanie tych porozumień oznacza jedno – pełną utratę suwerenności. Co ciekawe, nikt w USA nie zawracał sobie głowy takim „drobiazgiem”, że umowa musi być zaakceptowana przez parlament, a tu nie uda się znaleźć 226 głosów, popierających pełne poddanie się innemu państwu. Co zatem czeka naszego sąsiada?

„Powiedzenie Amerykanom, że w obliczu takiego rozwoju sytuacji nie jesteśmy już zainteresowani porozumieniem w sprawie podglebia, nie jest już opcją. Granie na zwłokę bez odpowiadania „tak” lub „nie” może być rozwiązaniem, ale jest mało prawdopodobne, aby zadziałało w przypadku Trumpa” – zastanawia się ukraińska gazeta, dając jednocześnie do zrozumienia, że wyjściem może być zaproponowanie powrotu do projektu umowy z 28 lutego, który wówczas uznano za nie do przyjęcia. A to oznacza, że biznesowa taktyka negocjacyjna Trumpa przynosi efekty i człowiek ten dostaje to, co chce.