Po ostatniej rozmowie z Donaldem Trumpem, Władimir Putin z pewnością nie ma powodów do narzekań, gdyż coraz więcej jego zachcianek spełnianych jest bez mrugnięcia oka. Dlatego, mając USA za początkującego przyjaciela, przyszedł czas poszukać kolejnego wroga.
Rosjanie wściekli na Europę. Po Polsce tego się nie spodziewali
A do miana tego tym razem awansowała Europa, która w wyścigu do stanowiska najbardziej znienawidzonego przez Kreml zakątka świata wyparła Waszyngton, zajmujący dotychczas pierwszą pozycję. W Moskwie najbardziej nie spodobało się to, z czego jeszcze kilka dni temu rosyjska propaganda głośno się śmiała, a mianowicie wielkie plany zbrojeniowe. Te same media, podkreślające jeszcze tydzień temu, że Europa jest rozbrojona, bezwładna i nie jest w stanie zgromadzić liczącego się wojska, dziś biją na alarm. Najbardziej nie podoba im się pomysł liczebnej rozbudowy armii, a jako przykład takiego działania przytaczana jest między innymi Polska.
„Polska zrezygnowała z poboru w 2010 r. i nie chce go przywrócić. Jednocześnie premier Donald Tusk zamierza zwiększyć liczebność armii z 200 do 500 tysięcy ludzi. Według niego w Siłach Zbrojnych Ukrainy jest ich 800 tysięcy, a w Siłach Zbrojnych Rosji 1,3 miliona” – pisze kremlowska agencja Ria Nowosti.
Rosjanie zwracają też uwagę, iż podobne głosy docierają z innych państw Europy, a o przywróceniu powszechnego poboru do wojska myślą chociażby Niemcy. Zwracają też uwagę, że aż 58 proc. Niemców i 68 proc Francuzów popiera pomysł przywrócenia powszechnego poboru do wojska. W oczy kłuje ich też pomysł zaminowania wschodniej granicy, a cytowani przez Ria Nowosti specjaliści nie mają złudzeń, że Europa przeszła od zwykłych deklaracji i pustych słów, do realnych działań.
- Wydadzą na to 800 miliardów euro. Oznacza to, że muszą mieć najnowszy sprzęt, którego nie da się opanować w ciągu kilku dni. Specjaliści muszą być szkoleni przez co najmniej sześć miesięcy, a nawet dłużej. W związku z tym potrzebni są ludzie. Służba wojskowa z łatwością rozwiązuje ten problem. Rezerwiści również pomogą – ostrzega w rozmowie z agencją Nikołaj Topornin, adiunkt w Katedrze Prawa Europejskiego na MGIMO.
Moskwa się żali: Europa zamienia się w „partię wojenną”
Na samej wyliczance tego, co z wojskiem chce zrobić Europa jednak się nie kończy, a rosyjscy propagandyści wprost rzucają oskarżenie, że „Moskwa jest wciągana w wieczną wojnę”. Oczywiście, w ich opinii, nie z własnej woli. Podobne spostrzeżenia nie pozostają jedynie w gestii publicystów, czy rosyjskich politologów, ale wiele wskazuje na to, że prezentowane ostrzeżenia przed europejskimi zbrojeniami to taktyka, jaką obecnie przybrał Kreml. Jasno dał to do zrozumienia, podczas konferencji prasowej, rzecznik Kremla, Dmitrij Pieskow.
Pieskow oskarżył Europę, że ta przekształciła się w „partię wojenną”, co stać ma w sprzeczności z pokojowymi zamiarami, jakie obecnie prezentują USA i Rosja.
- Codziennie słyszymy wiele sygnałów z Brukseli. Sygnały z Brukseli i stolic europejskich dotyczą obecnie głównie planów militaryzacji Europy, co jest wyraźnie sprzeczne z postawą prezydentów Rosji i Stanów Zjednoczonych, którzy szukają sposobów na wejście w pokojowy proces pokojowego rozwiązania. Europa do tej pory posunęła się w kierunku militaryzacji samej siebie i raczej stała się stroną wojny – powiedział dziennikarzom Pieskow.
Słowem jednak nie zająknął się, kto na kogo napadł, kto wywołał, trwającą już od 3 lat wojnę na Ukrainie i dlaczego była to Rosja. Zaczął się okres przybierania pozy gołąbka pokoju i państwa, na którego bezpieczeństwo dybie każdy wokół, czyli stwarzanie podobnego wrażenia, jak przed trzema laty. Nikt bowiem w Moskwie nie zapomniał, że tzw. operacja specjalna, jak nazywana jest tam wojna, wywołana została – zdaniem tamtejszej propagandy - zagrożeniem, jakie dla Rosji stwarzała Ukraina.