Francuski internet wojenny z niemieckim wsparciem
Obecnie armia ukraińska korzysta z mniej niż tysiąca terminali Eutelsat, podczas gdy Starlinków jest tam około 50 tysięcy. Ale to może się szybko zmienić – szefowa Eutelsat, Eva Berneke, zapowiada wzrost nawet do 10 tysięcy terminali w ciągu kilku tygodni. „W sytuacji takiej jak na Ukrainie, trzeba mieć otwarte wszystkie opcje” – podkreśla. Jej zdaniem, Starlink działa i warto z niego korzystać, ale trzeba być gotowym na każdą ewentualność.
Kto zapłaci za przyszłość? Niemcy milczą, Bruksela rozmawia
Choć obecne dostawy opłaca niemiecki rząd, nie wiadomo, czy Berlin pokryje również koszt rozszerzenia sieci. Eutelsat potwierdza, że rozmowy trwają. Przedstawicielka firmy mówi wprost: „Nie wiemy jeszcze, czy UE jako całość, czy poszczególne kraje będą dalej finansować ten projekt”. Wiadomo natomiast, że Bruksela prowadzi aktywne rozmowy z Eutelsatem w ramach konsorcjum odpowiedzialnego za satelitarny projekt IRIS².
Eutelsat jako europejski plan awaryjny
Sieć Eutelsat opiera się na satelitach geostacjonarnych – działających wolniej, ale oferujących stabilną i tanią łączność. To dobra opcja dla cywilnych użytkowników, a w warunkach wojennych – doskonałe zabezpieczenie na wypadek awarii lub ograniczeń w dostępie do Starlinka. „Widzieliśmy już napięcia wokół tego, czy Starlink będzie nadal dostępny, więc potrzebujemy alternatyw” – tłumaczy Berneke.
Polska zapłaciła najwięcej, ale to Niemcy grają długoterminowo
Dla porównania – Polska sfinansowała połowę dostaw Starlinków dla Ukrainy, wydając miliony dolarów m.in. ze środków Ministerstwa Cyfryzacji. Polska płaci także abonament za ukraiński Internet. Resztę pokryli Amerykanie i sama firma SpaceX. Tymczasem Niemcy inwestują w spokojniejszą, mniej widowiskową, ale długofalową strategię – alternatywę, która może okazać się kluczowa, jeśli sytuacja geopolityczna ponownie się zaostrzy.
Sławomir Biliński