Polityczna zgoda, ale bez konkretów
Premier Ukrainy Julia Swiridenko ogłosiła, że Kijów i Waszyngton osiągnęły „polityczną zgodę” w sprawie dużej umowy na dostawy dronów. Według niej, Ukraina ma przekazać USA swoje bojowe bezzałogowce w zamian za dostęp do nowoczesnej broni i inwestycje w rozwój rodzimej produkcji.
Za rozwinięcie koncepcji ma odpowiadać nowy minister obrony, Denys Szmygal, który wspólnie z Amerykanami opracuje szczegóły. Jednak konkretów na razie brak – trwają dopiero „prace techniczne”, a umowa jest na bardzo wczesnym etapie.
Drony i doświadczenie bojowe – hit eksportowy czy mit?
Ukraińskie drony zyskały międzynarodowy rozgłos dzięki skutecznym atakom na rosyjskie cele wojskowe – niektóre doleciały daleko w głąb Rosji i zadały jej poważne straty. W Kijowie twierdzą, że Amerykanie nie mają równie skutecznych systemów i potrzebują „praktycznego doświadczenia” z pola walki.
Zelensky promuje swoje drony jako „technologię przyszłości”, gotową do eksportu do USA i NATO. – „To jest mega-deal, sytuacja win-win” – powiedział w rozmowie z New York Post. Jednak entuzjazm Ukrainy nie znajduje pełnego odzwierciedlenia po drugiej stronie Atlantyku.
Amerykanie chcą, ale… swoich dronów
Waszyngton wyraźnie stawia na rozwój własnych bezzałogowców – w czerwcu Donald Trump podpisał dekret „Unleashing American Drone Dominance”. Pentagon ogłosił szeroko zakrojoną reformę, która przewiduje m.in. uproszczenie procedur zakupów, tworzenie specjalnych poligonów oraz eksperymentalnych jednostek dronowych.
Nowe zasady zakładają, że amerykańscy producenci dostaną priorytet, a komponenty chińskie i inne „ryzykowne” zostaną wyeliminowane. Problem w tym, że większość ukraińskich dronów zawiera zachodnie i chińskie części - nawet do 70%. Często, ukraiński wkład w wyprodukowany dron to montaż i drukowana w technologii 3D rama i ładunek wybuchowy przerobiony z poradzieckiego pocisku.
Dostawy dla USA to osłabienie ukraińskiej armii?
Krytycy podkreślają, że „ukraińskie” drony to w dużej mierze składaki z importowanych części i bez realnego zaplecza przemysłowego. Każda eksportowa dostawa to mniej dronów dla ukraińskiej armii, która i tak ledwo nadąża z produkcją. Dodatkowo Amerykanie mogą chcieć jedynie skopiować technologie, a nie kupować gotowe urządzenia. Eksperci w Pentagonie nie ukrywają, że obecne amerykańskie drony często są przestarzałe, drogie i nieskuteczne. Ale to nie Ukraina, a Chiny posiadają niezbędne do produkcji nowoczesnych dronów technologie. To co ma Ukraina to bojowe doświadczenie w ich wykorzystaniu i olbrzymią kreatywność. Ale podobnie jest i w przypadku bliskiego sojusznika USA - Izraela.
Czy USA dadzą się skusić na „Lutego” a może na dron morski?
Ukraińska strona promuje swoje drony kamikadze „Lutyj” jako alternatywę dla kosztownych amerykańskich systemów. Jednak aby „odbić się” finansowo, trzeba by sprzedać ich tysiące. Takiego dealunie wytrzyma ani ukraińska produkcja, ani amerykański popyt. Dodatkowo zakup czy pozyskanie produkcji takich dronów jak Lutyj stałby w sprzeczności z interesami amerykańskich producentów broni, którzy chcą Pentagonowi sprzedać takie rozwiązanie jak chociażby "kopia" irańskich Shaheedów - dron LUCAS.
Inna interesującą dla USA oferta mogą być ukraińskie drony morskie. Ale i w tym obszarze USA i Wielka Brytania mają wszystko by stworzyć własne rozwiązania.
Umowa dronowa może się więc okazać bardziej politycznym symbolem niż realną współpracą. Prawdziwe pytanie brzmi: kto na tym dealu wygra, a kto tylko udaje, że wygrał?