Farage, który pozostaje europosłem z ramienia UKIP, jest jednym z najostrzejszych krytyków premier Theresy May domagając się zerwania dalszych negocjacji z Unią Europejską i bezumownego opuszczenia Wspólnoty, co wiązałoby się m.in. z odmową wypłaty zobowiązań finansowych Wielkiej Brytanii w ramach unijnego budżetu.

Zwracając się do demonstrantów, którzy zebrali się w piątek przed parlamentem na wiecu poparcia dla brexitu, polityk ocenił, że piątkowa porażka rządowego projektu umowy wyjścia z Unii Europejskiej powinna być "końcem drogi" dla premier Theresy May i okazją do opuszczenia Wspólnoty bez porozumienia.

Jak argumentował, w efekcie działań polityków głównego nurtu "nie tylko to, co miało być dniem świętowania zostanie zapamiętane przez historię jako dzień zdrady, ale też w ogóle to, co się wydarzyło w ciągu ostatnich dwóch lat jest jednym z najsmutniejszych i najgorszych epizodów w historii naszego narodu".

Farage powtórzył także deklarację, że jeśli w wyniku opóźnienia opuszczenia Wspólnoty Wielka Brytania weźmie udział w wyborach do Parlamentu Europejskiego to będzie ubiegał się o reelekcję na stanowisko europosła z ramienia nowozarejestrowanej, eurosceptycznej Partii Brexitu.

Reklama

"Odzyskamy nasz kraj; odzyskamy naszą dumę i szacunek do samych siebie" – zapewniał. Jego zdaniem, gdyby doszło do drugiego referendum ws. Wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej to zwolennicy brexitu "wygrają jeszcze większą różnicą".

Wcześniej na łamach dziennika "Daily Telegraph" Farage zaatakował rządzącą Partię Konserwatywną, zastanawiając się, "czy będzie w stanie znaleźć odpowiedniego lidera, czy już jest tylko establishmentową partią, która współpracuje z dużymi korporacjami o globalistycznych poglądach".

"Przed (referendum) obiecałem wywołać trzęsienie ziemi w brytyjskiej polityce; tym razem spróbuję doprowadzić do rewolucji" - zapowiedział, zastrzegając jednak, że będzie ona "demokratyczna i pokojowa". "Nie mam pojęcia, czy mi się uda, ale dam z siebie wszystko" - zapewnił.

W grudniu ub.r. polityk opuścił swoją dawną partię - UKIP - po tym, jak pod przywództwem nowego lidera Gerarda Battena i jego skazywanego w przeszłości na karę pozbawienia wolności doradcy Stephena Yaxleya-Lennona (znanego pod wywodzącym się ze środowiska piłkarskich chuliganów pseudonimem Tommy Robinson) ugrupowanie skręciło w stronę radykalnej prawicy, szczególnie skupiając się na krytykowaniu społeczności brytyjskich muzułmanów.

W piątek obie grupy - zwolennicy Farage'a oraz sympatycy UKIP przemieszani z brytyjskim ruchem żółtych kamizelek i grupami chuliganów piłkarskich - brały udział w osobnych, wielotysięcznych demonstracjach na placu przed brytyjskim parlamentem.

Londyńska policja metropolitalna poinformowała wieczorem, że w aresztowano pięć osób, z czego dwie za pobicia, a jedną za atak na policjanta.

Wcześniej brytyjska Izba Gmin odrzuciła rządowy projekt umowy wystąpienia z UE, kierując kraj w stronę bezumownego brexitu lub wielomiesięcznego przedłużenia procesu wyjścia ze Wspólnoty i udziału w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego.

Zgodnie z konkluzjami ubiegłotygodniowej Rady Europejskiej brytyjski rząd będzie musiał podjąć decyzję w tej sprawie do 12 kwietnia.

W głosowaniu w piątek, który pierwotnie miał być dniem wyjścia Wielkiej Brytanii z UE, za umową opowiedziało się 286 posłów, a przeciwko było 344 (porażka rządu różnicą 58 głosów).

Z Londynu Jakub Krupa (PAP)