Chińczycy z powodzeniem włączyli się w wyścig nowych technologii. Ale nie są w stanie wyprodukować gry, która odniosłaby sukces na Zachodzie.
Wartość chińskiego rynku gier wideo jest już zbliżona do amerykańskiego: serwis Newzoo, zajmujący się analityką branży, podaje, że każdy z nich można wyceniać na nawet 36 mld dol. Szacuje się, że w Państwie Środka fani elektronicznej rozrywki to 600 mln osób. Nic więc dziwnego, że producenci i dystrybutorzy – nawet ci najwięksi – godzą się niemal na wszystko, byle tylko nie zostać wyrzuconymi z tego zyskownego rynku.
A to oznacza spełnianie żądań Pekinu i podległych mu cenzorów.

Wymazać Özila

Na początku grudnia Mesut Özil, niemiecki piłkarz tureckiego pochodzenia, grający w Arsenalu Londyn, potępił rząd w Pekinie za politykę prowadzoną wobec Ujgurów, muzułmańskiej mniejszości zamieszkującej prowincję Sinciang. Organizacje broniące praw człowieka od lat alarmują, że Chiny pacyfikują region, w którym mocne są tendencje separatystyczne. Działania Pekinu nasiliły się po zamachach na WTC z 2001 r. – władze ochoczo „podpięły się” do wypowiedzianej przez USA wojny z islamskim terroryzmem.
Reklama
Niedawno pojawiły się informacje, że Ujgurzy są kierowani do obozów pracy, zaś kobiety zmuszane do małżeństw z Chińczykami Han z innych prowincji (naród stanowiący 92 proc. całej chińskiej populacji – red.). „Księgi Koranu są palone, meczety i szkoły religijne zamykane, duchowni zabijani. Mimo tego wszystkiego muzułmanie zachowują spokój” – napisał Özil. Jego wpis od razu spotkał się z gniewną reakcją chińskiego MSZ – rzecznik resortu stwierdził, że sportowiec dał wiarę fake newsom.
A jak ta sytuacja ma się do elektronicznej rozrywki? We wrześniu 2019 r. do sklepów na świecie trafiła gra „eFootball Pro Evolution Soccer 2020”, a jedną z gwiazd ją promujących – i którą można było zagrać – był właśnie pomocnik Arsenalu. Po jego tweecie Pekin zażądał usunięcia piłkarza z produkcji, na co dystrybutor z miejsca przystał. „(Słowa Özila – red.) zraniły uczucia chińskich fanów i stoją w sprzeczności ze sportowym duchem miłości i pokoju. Nie rozumiemy ich, nie akceptujemy, nie wybaczymy ich” – napisała w specjalnym oświadczeniu firma NetEase Games. I dziś we wszystkich wersjach tej gry dostępnych na chińskim rynku nie uświadczymy już Özila, choć jego udział w produkcji był przedmiotem specjalnej umowy między Arsenalem a producentem gry – japońskim koncernem Konami.
To niejedyny w ostatnim czasie przypadek uległości wobec chińskich cenzorów. W lutym 2019 r. tajwańska firma Red Candle Games wprowadziła do amerykańskiego elektronicznego sklepu z grami Steam doskonale oceniany horror „Devotion”. Okazało się, że można w nim znaleźć rycinę, na której widnieje napis „Xi Jinping Kubuś Puchatek”, a obok słowo „debil”. Tajwańskie studio nie pierwszy raz wmieszało do swoich produkcji politykę – jego poprzednia gra „Detention” rozgrywała się w latach 60. na Tajwanie na początku tzw. białego terroru, czyli okresu represji reżimu Czang Kaj-szeka wobec przeciwników jego Kuomintangu. Ale dopiero odnalezienie przez chińskich graczy ryciny z napisami w kolejnej grze studia spowodowało poważne kontrowersje. Użytkownicy z Państwa Środka masowo wystawiali negatywne recenzje obu produkcjom Red Candle Games. Po siedmiu dniach „Devotion” zniknęło ze Steama i – mimo obietnic, że podpis obrażający prezydenta Xi zostanie usunięty – już do niego nie wróciło. W czerwcu 2019 r. chiński rząd cofnął zaś licencję na prowadzenie biznesu przez Indievent, firmę zajmującą się dystrybucją „Devotion” za Wielkim Murem.
Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP