Tymczasem pojawia się coraz więcej danych, a za nimi analiz, wyrażających obawy i niepokój oraz wskazujących na zagrożenia i bariery, na które tam natrafiono. Nawet w najpoważniejszych periodykach pojawiają się tezy, że Chinom grozi gospodarcza stagnacja, a alarmujące wieści pojawiały się już minionego lata, szczególnie w mediach zachodnich.

Co się właściwie dzieje w Chinach, że nawet prezydent Joe Biden w tegorocznym orędziu o stanie państwa (State of the Union) wołał: „Pokażcie mi takiego przywódcę na świecie, który zamieniłby się z Xi Jinpingiem. No, pokażcie mi”. Czy Chiny mają prawdziwe, wielkie kłopoty, czy też jest to kolejna odsłona zachodniego chciejstwa, czyli – znanego od lat, choć prawie nigdy dotąd nie potwierdzonego – wróżenia chińskiego upadku i zapaści?

Śmiałe wizje i ostrzeżenia wodza

Reklama

Dzisiejsza rzeczywistość na terenie ChRL jest taka, że praktycznie każde zjawisko i analiza rozpoczyna się od słów głównego przywódcy jedynowładcy – Xi Jinpinga. To on narzuca państwu swą wizję i model rozwojowy, to on – od lat – zapewnia mieszkańców tego rozległego państwa o świetlanej przyszłości, snuje wizje chińskich snów i marzeń oraz doprowadzenia – do 2049 r. – do „wielkiego renesansu narodu chińskiego”.

Tyle tylko, że coraz częściej ubiera to w słowa, które przynajmniej poza granicami Chin budzą niepokój. Mniejsza o to, że najwyższy przywódca stale mówi o „socjalizmie o chińskiej specyfice”, na dodatek w „nowej erze” – jego rządów (dawniej każdy chiński cesarz definiował swoje rządy jako „nową erę”). Bardziej niepokoi to, że przewodniczący (od wszystkiego) Xi znowu podkreśla dominację sektora publicznego nad prywatnym, wprowadza do sektora prywatnego czy nawet transnarodowych korporacji, komórki wszędobylskiej Partii (KPCh), a przy tym wyraźnie centralizuje i monopolizuje szczebel decyzyjny.

Dlaczego tak się dzieje? Przede wszystkim dlatego, że – cytując słowa Xi z końca października 2020 r., gdy kreślił wizję dochodzenia do „wielkiego renesansu” – „Chiny zderzyły się z czołowym wiatrem” wiejącym ze strony świata zewnętrznego. Jego zdaniem, na Zachodzie zachodzą niesprzyjające zjawiska, a „rosnąca opozycja wobec globalizacji, populizm, nawet ksenofobia zdobywają nowe obszary, podczas gdy unilateralizm, protekcjonizm i hegemonia tworzą zagrożenie dla światowego pokoju i rozwoju”. Trzeba podkreślić, że w tym słowniku pojęcia unilateralizm oraz hegemonia zarezerwowane są jednoznacznie dla jednego podmiotu – USA.

Na terenie ChRL mamy zatem zagrożenia wewnętrzne, na które zwracają uwagę przede wszystkim obserwatorzy i analitycy zagraniczni, oraz zewnętrzne, co podkreślają z kolei chińscy przywódcy oraz tamtejsi eksperci. W ich ocenie, weszliśmy w „nowy okres turbulencji i zmian”, które zdecydowanie przyspieszyły najpierw po wybuchu pandemii COVID-19, gdy świat zewnętrzny nagle uświadomił sobie, jak bardzo jest uzależniony od łańcuchów dostaw, rozpoczynających się na terenie Chin, a jeszcze bardziej po rosyjskiej agresji na Ukrainę, w świetle haseł mówiących o „przyjaźni bez granic” między Moskwą a Pekinem.

Zewnętrzne wyzwania

W efekcie wizerunek Chin na zewnątrz, a szczególnie w świecie zachodnim, jak wykazała we wrześniu 2022 r. i w lipcu 2023 r. ceniona agencja sondażowa PEW w Waszyngtonie, gwałtownie się pogorszył. Dzieje się tak zarówno z przyczyn wewnętrznych, a przede wszystkim wyraźnie rosnącej autokracji, a nawet, co podkreślają niektórzy, „powrotu do maoizmu”, jak też z racji coraz bardziej asertywnych zachowań Chin (niesławna „wilcza dyplomacja”, ostatnio nieco wyciszona) na arenie zewnętrznej. Mówiąc krótko, obecne przesłanie ze strony władców w Pekinie brzmi: więcej autokracji do wewnątrz, więcej asertywności na zewnątrz.

W efekcie, w badaniu PEW na terenie 24 państw rozsianych po świecie aż 67 proc. badanych (dokładnie tyle samo, co w Polsce) ma aktualnie negatywny stosunek do Chin, podczas gdy tylko 28 proc. pozytywny.

W efekcie, w badaniu PEW na terenie 24 państw rozsianych po świecie aż 67 proc. badanych (dokładnie tyle samo, co w Polsce) ma aktualnie negatywny stosunek do Chin, podczas gdy tylko 28 proc. pozytywny. Najwyraźniej skończyła się poprzednia era zachwytów nad chińskimi sukcesami, a tamtejsze władze mają się nad czym zastanawiać, szczególnie przed zapowiedzianym na jesień 2023 r. (dokładnej daty jeszcze nie podano) trzecim szczytem Inicjatywy Pasa i Szlaku, sztandarowego geostrategicznego projektu „nowej ery” Xi Jinpinga.

Wyzwania zewnętrzne generuje przede wszystkim stan stosunków amerykańsko-chińskich, po obu stronach jednoznacznie oceniany jako najgorszy od zbudowania tych relacji przez tandemy Henry Kissinger – Richard Nixon oraz Mao Zedong i Zhou Enlai. Niedawne wizyty w Pekinie wysokich rangą amerykańskich polityków (Antony Blinken, Janet Yellen, John Kerry, Gina Raimondo, a nawet stuletni Kissinger) przyniosły pewną odwilż w tych dotychczas stale eskalujących w złą stronę relacjach, ale nie łudźmy się, bo w strukturalnym zderzeniu tych dwóch kolosów w gruncie rzeczy chodzi o światowy prymat i nowy ład. A takie zwarcie dotychczasowego hegemona z rozpychającym się pretendentem nigdy nie było i nie będzie spokojne. To akurat jest pewne.

Stąd narastające spięcia nie tylko wokół Tajwanu, o których, to też pewne, jeszcze nie raz usłyszymy, ale też wyraźna już wojna o chipy i szerzej: bój o przodownictwo w wysokich technologiach, obejmujący już nie tylko półprzewodniki, ale też sztuczną inteligencję, metale ziem rzadkich (od 1 sierpnia 2023 r. Chin zahamowały eksport dwóch z nich, galenu i germanu, na które mają monopol), a także bój w biotechnologiach, jak też w kosmosie.

Owszem, być może przynajmniej w najbliższej przyszłości spodziewanego już decouplingu, a więc rozłamu czy rozwodu między Chinami a USA i Zachodem nie będzie. Po stronie zachodniej bowiem wręcz modne stało się teraz pojęcie ukute 30 marca 2023 r. przez szefową Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen, która w programowym wystąpieniu o polityce wobec Chin zaproponowała wprowadzenie w życie nowego terminu: de-risking. Zgodnie z tym przesłaniem należy, a jakże, spierać się i konkurować, ale zarazem tak, by unikać zbędnego ryzyka – po obu stronach.

Scena zewnętrzna dla Chin mocno się skomplikowała i już nie będzie można tak łatwo jak poprzednio sięgać po obce technologie czy inwestycje. Przecież nawet Niemcy, jedno z państw najbardziej zaangażowanych na chińskim rynku, w przyjętej niedawno strategii, o której tutaj pisałem określają Chiny mianem „partnera, konkurenta i systemowego rywala”, a nie tylko intratnego sojusznika, jak było poprzednio.

Potwierdzają to zjawisko dostępne dane na temat chińskich inwestycji. Chociaż Chiny pozostają największym inwestorem w Azji, to liczba inwestycji typy greenfield znacznie tam spadła, do 357 z 482 w 2022 r., a powodem do zmartwień jest również spadający udział – o 18 proc. w ciągu 2022 r. – chińskich inwestycji za granicą, szczególnie na Zachodzie.

Co zrobi nowy prezes?

Czy jest więc źle i czy są obawy o wyhamowanie, o którym bezustannie mówi się w zachodnich relacjach? Oficjalne chińskie dane za pierwsze półrocze były jeszcze raczej optymistyczne. Mówiły o wzroście PKB rzędu 5,5 proc, wzroście produkcji przemysłowej o 3,8 proc. i wzroście obrotów handlowych, głównie z krajami światowego Południa, o 2,1 proc, do ogromnej sumy 20,1 bln juanów (ok. 2,8 bln dol.). Na tych podstawach strona chińska przewiduje odbicie się, po trudnych doświadczeniach pandemii i twardych lockdownach, które tak mocno dokuczyły społeczeństwu i gospodarce w 2022 r. Obserwatorzy zachodni jednak powątpiewają, czy uda się to zrobić w miarę szybko.

Nawet chińscy eksperci nie ukrywają, że przyszłość nie jest wcale taka pewna – i to bynajmniej nie tylko z racji tego, że jak mówią niektórzy, wzrosła presja Zachodu na Chiny, głównie w kontekście rosyjskiej agresji na Ukrainie. Wyłoniły się tu bowiem również inne powody, jak najbardziej wewnętrznej natury, a niektóre z nich wręcz o strukturalnym charakterze.

Chiny u progu 2023 r., według danych ONZ, straciły prymat najludniejszego państwa świata, jakim od zarania dziejów były, na rzecz młodszych i tym samym bardziej dynamicznych Indii

Tamtejsi eksperci, tacy jak prof. Cai Fang z Chińskiej Akademii Nauk Społecznych w Pekinie, jako najpoważniejszą barierę, wymieniają „koniec dywidendy demograficznej”. Chiny u progu 2023 r., według danych ONZ, straciły prymat najludniejszego państwa świata, jakim od zarania dziejów były, na rzecz młodszych i tym samym bardziej dynamicznych Indii. Chińskie społeczeństwo szybko się starzeje, a to powoduje ogromną presję na budżet i gospodarkę; tym bardziej, że w ramach „socjalizmu o chińskiej specyfice” coraz większą wagę przykłada się już nie tyle do wzrostu, ile jakości życia, w tym do systemu świadczeń socjalnych.

Za niska konsumpcja

Czy jednak władze w Pekinie, kładące teraz większy nacisk na szeroko rozumiane bezpieczeństwo, zdecydują się na reformy sugerowane w specjalnym raporcie Banku Światowego z czerwca tego roku, który postuluje m.in. dalsze urynkowienie, wspieranie sektora prywatnego czy „bardziej efektywną dekarbonizację”?

Można w to wątpić, bowiem poza „zieloną gospodarką” obecne kierownictwo pod wodzą Xi Jinpinga zdaje się zmierzać dokładnie w odwrotnym kierunku. Nie zważając na presje zewnętrzne i wewnętrzne zdecydowało się na zmianę szefa Banku Centralnego. Dotychczasowy prezes Yi Ganga (pełnił tę funkcję od 2018) 25 lipca odszedł na emeryturę. Dał się poznać jako zwolennik otwartych rynków, ale zarazem twardej polityki fiskalnej i budżetowej. W jego miejsce wszedł znacznie młodszy (ur. 1963 r.) Pan Gongsheng, specjalista od polityki monetarnej, częściowo wykształcony na Uniwersytetach Cambridge i Harward, wcześniej zatrudniony w bankach komercyjnych. W duchu „nowej ery” Xi Jinpinga, obok funkcji prezesa został też pierwszym sekretarzem komórki KPCh w tej jednostce. Jak widać, Partia jest wszędzie.

Mimo tej zmiany nowy prezes, nie mając błogosławieństwa „z góry”, jak dotąd nie zdecydował się na ogłoszenie kolejnego pakietu stymulującego gospodarkę, podobnego do tego, z jakim Chiny wyszły w odpowiedzi na globalny kryzys 2008 r. Nadal nie można tego wykluczyć, przy czym chińscy eksperci wyjaśniają, iż podstawowym powodem tej ostrożności jest potężny dług wewnętrzny (ponad 300 proc. PKB), napędzany przede wszystkim przez władze lokalne. Gdyby jednak uruchomiono tę stymulację, to na pewne będzie ona inna niż poprzednia. Tak jak po 2008 r., postawiono na wielkie inwestycje infrastrukturalne, tak teraz spodziewane jest raczej wspieranie wewnętrznej konsumpcji, w tym turystyki, wydarzeń sportowych, ale przede wszystkim sprzedaży samochodów, w tym elektrycznych, elektroniki użytkowej oraz wyposażenia mieszkań i wnętrz.

To jest teraz kluczowe pytanie, albowiem kolejną strukturalną barierą, z którą zderzają się władze jest zbyt niski poziom konsumpcji wewnętrznej (54,5 proc. PKB w 2021 r., co jest poziomem niskim w zestawieniu z państwami OECD, Polska – 74,9) i wykazuje raczej tendencję spadającą, mimo mocnego forsowania tego celu od lat.

Powodem szczególnych zmartwień staje się natomiast nie tylko wysokie bezrobocie wśród młodzieży, o czym głośno, lecz przede wszystkim, wcześniej mocno rozbuchany i dający ok. 1/3 PKB przemysł deweloperski. Już ponad dwa lata temu wybuchły problemy wokół firmy Evergrande, a ostatnio sporo – negatywnego – szumu narobiło się wokół Country Garden, piątej największej spółki deweloperskiej w Chinach, o kapitale zakładowym rzędu 9,5 mld dol., która też popadła w poważne tarapaty.

Xi Jinping nawet nie kryje, że chciałby ten sektor uregulować i podporządkować Partii/państwu, a tymczasem jak dotąd efekt jest taki, że widać na nim coraz większe wyhamowanie. Według ostatnich dostępnych danych i raportu – stu największych developerów podało, że w lipcu i sierpniu 2023 r. sprzedano najmniej mieszkań od lutego 2020 r., a więc od wybuchu pandemii.

Istnieją więc w Chinach powody do obaw i to nie tylko natury gospodarczej. Kto wie, czy nie decydujący staje się fakt, iż w „nowej erze” Xi Jinpinga wrócił, maoistowski z ducha, slogan „państwo kontroluje rynek”. Władza jest jednoosobowa, a zarządzanie scentralizowane i sterowane odgórnie. Bardziej liczą się ideowe postulaty niż rachunek zysków i strat. A priorytety gospodarcze zostały jednoznacznie podporządkowane szeroko rozumianemu bezpieczeństwu. To nie są okoliczności sprzyjające reformom. I stąd coraz więcej znaków zapytania o chińską przyszłość, tak śmiało i świetliście kreśloną przez jedynowładcę.

Bogdan Góralczyk, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, politolog, dyplomata, znawca Azji.
ikona lupy />
Obserwator Finansowy - otwarta licencja / obserwatorfinansowy.pl