Cztery lata temu, podczas poprzednich takich wyborów, które zbiegły się w czasie z masowymi prodemokratycznymi protestami w Hongkongu, rekordowa 71-procentowa frekwencja przyniosła miażdżące zwycięstwo obozu demokratycznego. Wówczas politycy opozycyjni wobec Pekinu zdobyli 388 z 452 miejsc w głosowaniu bezpośrednim.

Według oficjalnych danych w niedzielę do lokali wyborczych poszło ok. 1,19 z przeszło 4 mln uprawnionych wyborców.

Krytycy twierdzą, że najniższa frekwencja od momentu, gdy Hongkong znów znalazł się pod chińskimi rządami, odzwierciedla nastroje społeczne wobec forsowanej przez Pekin zasady Hongkongu rządzonego przez "patriotów" i tłumienia przez rząd sprzeciwu.

Reklama

Zmiany przepisów

W lipcu hongkoński parlament, złożony głównie z przedstawicieli obozu propekińskiego, jednomyślnie przyjął poprawkę do kodeksu wyborczego, na mocy której do 88 (z 452) zmniejszono liczbę radnych wybieranych bezpośrednio przez obywateli. Kandydaci muszą uzyskać poparcie co najmniej 9 członków komitetów mianowanych przez rząd, co skutecznie doprowadziło do wykluczenia wszystkich partii prodemokratycznych.

Niezależny portal Hong Kong Free Press podkreśla, że ponad 90 proc. nowo wybranych radnych zasiadała w trzech komitetach, które same decydowały o tym, kto mógł wystartować w tych wyborach.

Mieszkańcy Hongkongu rezygnują z polityki

"Widać, że wszyscy zaczęli czuć, że wybory nie mają żadnego znaczenia" – mówi Lemon Wong, jeden z niewielu demokratów wciąż zaangażowanych w lokalną politykę. "Nawet zwolennicy establishmentu zadają sobie pytanie, dlaczego mają głosować, skoro wszystko jest takie samo" – dodał.

Rząd w Pekinie pogratulowały Hongkongowi "pomyślnego przeprowadzenia" wyborów, opisując je jako "uczciwe, sprawiedliwe, entuzjastyczne i uporządkowane" – podała agencja Xinhua.

krp/ mal/