Na ubiegłotygodniowym szczycie UE-Chiny nie zostały ustalone żadne konkrety. Co to nam mówi o stanie wzajemnych relacji?

Przy okazji szczytu rozmawiano o kilku konkretnych kwestiach, ale nie zostały one ostatecznie ustalone, bo stronie europejskiej zależało, by ich ogłoszenie nie odciągnęło uwagi od ważniejszych, strategicznych dyskusji . Te “konkrety” to sprawy dość techniczne, jak zmiany w chińskim prawie dotyczące transmisji danych za chińską granicę, rozszerzenie dostępu do chińskiego rynku dla europejskich kosmetyków czy powiększenie listy oznaczeń geograficznych dla regionalnych produktów.

Sprawy te pozostawiono jednak do ostatecznego ustaleniana spotkaniach pomiędzy unijnymi komisarzami a chińskimi ministrami. Ten szczyt był jednak ważny przede wszystkim ze względu na sposób, w jaki UE do niego podeszła. Wystarczy spojrzeć na kontekst, w którym Bruksela pojawiła się w Pekinie. Mamy obecnie do czynienia z tworzeniem nowych polityk związanych ze strategią de-risking, ograniczania ryzyka w relacjach z Chinami. W tym też kontekście otwarto nowe dochodzenia handlowe dotyczące chińskiego eksportu samochodów elektrycznych czy tworzyw PET.

Przewodnicząca KE Ursula von der Leyen mówiła, że jest to szczyt wyborów. UE przekazała stronie chińskiej, że mamy do czynienia z wieloma problemami natury strukturalnej (dostęp do chińskiego rynku, chińskie subsydia, ryzyko zalania europejskiego rynku przez chińską nadprodukcję) i strategicznej (zwłaszcza kwestia chińskiego wsparcia dla Rosji) w naszych relacjach i chcemy, żeby Chiny zaczęły konstruktywnie rozmawiać z nami o tym, jak możemy je rozwiązać. A jeśli Pekin nie podejmie konkretnych działań, to my - Europejczycy - mamy coraz szerszy wachlarz różnego rodzaju politycznych narzędzi, które możemy w związku z tym wykorzystać i polityczną wolę, by zrobić z nich użytek.

Reklama

Jakie narzędzia ma Pan na myśli?

Chodzi np. o instrument antysubsydyjny czy wprowadzony w grudniu Anti-Coercion Instrument, który wyposaża UE w zdolność do działań odwetowych w reakcji na wykorzystanie nacisków gospodarczych przez państwa trzecie do celów politycznych. To również mechanizmy związane z aktem o surowcach krytycznych, w przypadku których jesteśmy wysoce zależni od Chin. Liczba dostępnych narzędzi cały czas rośnie.

Bruksela jest gotowa z nich skorzystać, a przynajmniej takie wrażenie chce sprawiać. Pomimo że idee bezpieczeństwa gospodarczego i de-riskingu są forsowane przez szefową KE, nie wszystkie państwa członkowskie w pełni popierają wszystkie aspekty tej agendy. Po serii ośmiu wizyt komisarzy europejskich w Chinach, któreponownie otwarły kanały komunikacji na poziomie UE-Chiny, do końca trwania mandatu KE i wyborów europejskich w przyszłym roku, Pekinskoncentruje się na zalecaniu się do stolic państw członkowskich i podminowywaniu agendy de-riskingu.

Włochy wycofały się tydzień temu z chińskiej Inicjatywy Pasa i Szlaku. Takie decyzje wpłyną na relacje UE z Chinami?

Rząd Giorgii Meloni bardzo ostrożnie wycofał się z tej Inicjatywy. W 2019 roku, kiedy Włochy pod rządami Giuseppe Contego przystąpiły do Inicjatywy Pasa i Szlaku, ówczesne elity polityczne liczyły, że ten ruch otworzy różnego rodzaju możliwości w relacjach gospodarczych z Chinami.

Te jednak się nie zmaterializowały. Gabinet Meloni, którego działania wewnętrzne są o wiele bardziej prawicowe czy niekiedy kontrowersyjne z perspektywy europejskiej polityki, korzysta z relacji z Chinami jako pewnego rodzaju wentyla bezpieczeństwa. Tak, by pokazać, że w kwestiach międzynarodowych stoi po tej samej stronie, co Stany Zjednoczone. Nie zmienia to faktu, że Rzym z Pasa i Szlaku wycofywał się po cichu. Umowa wygasała pod koniec tego roku. Początkowo strona włoska chciała zmienić jej szczegóły tak, by brak decyzji o jej przedłużeniu oznaczał automatyczne wygaśnięcie. Pekin nie chciał się na to zgodzić, zmuszając Rzym, by ten przekazał notę z informacją o wystąpieniu z Inicjatywy.

Władze kraju zrobiły to jednak bez jakiegokolwiek rozgłosu. Na reakcję Chin trzeba będzie jeszcze poczekać. Wątpię jednak, że w momencie, kiedy Chiny mierzą się ze spowolnieniem gospodarczym i starają się budować lepsze relacje z Europą i Stanami Zjednoczonymi, Pekin byłby skłonny do wystosowania silnych reperkusji, zwłaszcza biorąc pod uwagę dyplomatyczną ostrożność Rzymu.

Polska wciąż w Inicjatywie Pasa i Szlaku uczestniczy. Powinna pójść w ślady m.in. Włoch?

Należałoby przeprowadzić ewaluację polskiej polityki wobec Chin. Coraz bardziej wiąże się ona z kwestiami bezpieczeństwa. Głównie ze względu na relacje na linii Chiny-Rosja, ale również współzawodnictwo pomiędzy Waszyngtonem a Pekinem czy zagrożenia operacjami hybrydowymi opartymi o wykorzystanie przez Pekin powiązań gospodarczych czy technologicznych.

Moim zdaniem kluczowe jest jednak, by polska polityka wobec Chin była umocowana w polityce europejskiej. W Brukseli debatuje się teraz o implementacji de-riskingu. Polska powinna w takiej dyskusji aktywnie uczestniczyć, przedstawiać propozycje na europejską agendę i bronić swoich interesów. Choćby dlatego, że zmieniające się łańcuchy dostaw mogą generować szanse dla naszego regionu Europy a relacje Chiny-Rosja są kluczowe w kwestii bezpieczeństwa w naszym regionie. W związku z tym polityka wobec Chin nie powinna być uznawana przez nowy rząd za odległy temat. Obecnie ma ona fundamentalny wpływ na europejską politykę przemysłową, przyszłość wspólnego, europejskiego modelu gospodarczego i naszej konkurencyjności na rynkach trzecich, nie wspominając o kwestii stabilności na arenie światowej. Z perspektywy relacji bilateralnych musimy myśleć więc o kwestiach bezpieczeństwa, w tym gospodarczego, angażując się jednocześnie w politykę europejską, współtworząc ją i wspierając.Tak, by pojawił się na arenie UE kolejny głos silnego, dużego państwa, który będzie reprezentował interesy naszego regionu.

Zwłaszcza w kontekście relacji rosyjsko-chińskich. Polska powinna być kolejnym silnym głosem w temacie polityki wobec Chin obok Berlina i Paryża.

Wyjątkiem na mapie Europy jest Litwa, która zdecydowała się na ostrą politykę wobec Chin i zacieśnianie sojuszu z Tajwanem. To dla nas dobry kierunek?

Niekoniecznie jest to model, który jest wart powielenia. Już sami Litwini powoli i stopniowo, ale jednak stabilizują relacje z Pekinem.

Wilno zapewne spodziewało się większego zaangażowania gospodarczego ze strony Tajwanu. A ono nie materializuje się tak szybko, jak strona litewska oczekiwała. Mamy do czynienia np. ze wsparciem szkoleniowym dla litewskich uniwersytetów w zakresie półprzewodników, ale konkretne inwestycje, między innymi w ramach funduszu stworzonego przez Tajpej dla przyjaznych państw z naszego regionu Europy, są jednak rozciągnięte w czasie. Tymczasem potencjał gospodarczy Tajwanu nie pozwala na rozciągnięcie szeroko zakrojonej współpracy gospodarczej z wieloma państwami w Europie naraz.

Nie wydaje się więc, by tak silne i zdecydowane ruchy, jakie poczyniła Litwa, były dla nas korzystne. Nie oznacza to, że relacji z Tajwanem nie warto rozwijać. Polska zdecydowanie powinna wspierać Tajwan w zakresie utrzymywania stabilności w Cieśninie Tajwańskiej i rozwijać relacje w zakresie półprzewodników oraz odporności (resilience) na działania hybrydowe, w których to rewirach Tajpej jest wyjątkowo silny.

Wspomniał Pan o sytuacji gospodarczej Chin. Dane publikowane pod koniec roku nie są najlepsze. Co to oznacza dla Europy?

Największym wyzwaniem z perspektywy europejskiej jest problem ewentualnej nadprodukcji, jeśli w Chinach dalej nie wzrośnie konsumpcja.

Będziemy mieli do czynienia z całą masą produkcji, której Chiny nie będą skłonne obniżyć, bo odbiłoby się to na zatrudnieniu. W związku z czym istnieje ryzyko, że europejski rynek zostanie zalany przez produkty chińskie. Chodzi m.in. o samochody elektryczne czy inne towary związane z zieloną transformacją. Był to jeden z głównych tematów w trakcie szczytu. Ważne jest też, by pamiętać, że Chińczycy stosują wobec Europy podejście, które można określić mianem “strategicznego grania na zwłokę”. Z ich strony kluczowe jest przeciwdziałanie europejskiej współpracy odnośnie Chin wraz innymi aktorami, zwłaszcza USA. To również kwestia przeciwdziałania większej asertywności UE, jeśli chodzi o restrykcje związane z dostępem do europejskiego rynku i europejskich technologii. Dużym wyzwaniem i zagrożeniem dla nas jest to, że dla Chin status quo w naszych obecnych relacjach jest korzystny. Pekin nie ma poczucia, że musi Europę do czegoś przekonać czy zaoferować nam inny, bardziej konstruktywny model relacji. Wystarczy, że jako UE nie podejmiemy ambitnych działań lub pozostaniemy podzieleni. Wszystkie europejskie stolice, w tym Warszawa, powinny mieć na uwadze, że obecne rozprężenie w relacjach z Pekinem jest czasowe, a nasz kurs pozostaje nastawiony na coraz szerszy rozdźwięk w naszych strategicznych interesach. I to my powinniśmy podjąć działania zapobiegawcze.