Szefowie dyplomacji obu państw spotykają się dosyć często, ale ministrowie obrony nie mieli od 2014 roku bezpośrednich kontaktów.

"+Format 2+2+ francusko-rosyjskich spotkań ministerialnych powstał w latach 90., gdy wierzono, że Rosja naprawdę wkroczyła na drogę do demokracji, co miało pozwolić na zacieśnienie relacji, również w dziedzinie współpracy wojskowej" - czytamy we francuskim dzienniku. Format ten - jak wyjaśniono - zamrożony został po aneksji ukraińskiego Krymu. "Później, za pośrednictwem zbrojnej rebelii, Kreml przejął kontrolę nad częścią Donbasu na wschodzie Ukrainy" - czytamy.

Jeśli chodzi o Ukrainę – pisze autor artykułu Marc Semo – ambicje Paryża ograniczają się do próby całkowitego wprowadzenia w życie porozumień mińskich, dotyczących konfliktu na wschodzie Ukrainy. Zdaniem komentatora prezydent Rosji "Władimir Putin zdaje się być gotów na jakieś gesty". Wśród nich wymieniono sobotnią wymianę więźniów między Moskwą a Kijowem oraz zaplanowany na koniec września szczyt czwórki normandzkiej - przywódców Ukrainy, Rosji, Francji i Niemiec.

"Kwestię (Krymu) odłożono na bok, bo wiadomo, że Rosja nie ustąpi. Z Krymem będzie tak samo jak z krajami bałtyckimi, których aneksji po 1945 roku nigdy nie uznano, co jednak w stosunkach z Moskwą nie przeszkodziło" – cytuje "Le Monde" zajmującą się Rosją we Francuskim Instytucie Stosunków Międzynarodowych (IFRI) Tatianę Jean.

Reklama

Szef francuskiego MSZ Jean-Yves Le Drian powiedział 3 września, że "choć nie znikły powody niechęci i podejrzliwości – Ukraina, Syria, cyberataki – żeby coś się ruszyło, konieczny jest czujny i wymagający dialog" z Rosją.

"To całkowity +reset+ w stosunkach z Moskwą" – pisze Semo, cytując apele prezydenta Francji do "budowy nowej architektury zaufania i bezpieczeństwa w Europie". I zwraca uwagę, że ten pomysł narodził się po zburzeniu muru berlińskiego, a wciąż co jakiś czas wraca.

Ta koncepcja o niezbyt wyraźnie zarysowanych konturach od początku zderza się z niechęcią ze strony krajów byłego bloku sowieckiego, które wobec wciąż agresywnej postawy Rosji obawiają się osłabienia własnego bezpieczeństwa – tłumaczy cytowany w artykule były francuski dyplomata, a obecnie politolog Pierre Vimont.

Zachęca on prezydenta Macrona, by w stosunkach z Moskwą "zamiast na hamulec naciskał na pedał gazu", ale przyznaje, że wielu francuskich partnerów, "i to nie tylko ci, którzy graniczą z Rosją, jest bardzo sceptycznych wobec propozycji Macrona". A pomysły te politolog tłumaczy chęcią "poprawienia międzynarodowego wizerunku" i "dorównania polityce zagranicznej" dawnych prezydentów Charles'a de Gaulle’a i Francois Mitterranda.

Z kolei dwaj byli socjalistyczni ministrowie Hubert Vedrine i Jean-Pierre Chevenement, przedstawiani w artykule jako bliscy w tej kwestii doradcy prezydenta, nawiązują do stosunków z USA. "Bez zwłoki nawiązać należy dialog z Moskwą i projekt (współpracy) posunąć jak najdalej naprzód", by każdy lokator Białego Domu musiał liczyć się ze stanowiskiem Europejczyków – cytuje "Le Monde" Vedrine’a. A Chevenement, który podobnie jak Vedrine, jako polityk mało przychylny był Polsce, ostrzega, że jeśli chodzi o Rosję, "Francja nie może być zakładnikiem dyplomacji amerykańskiej ani krajów sąsiadujących (z Rosją), które żywią wobec Rosji uczucia wstrętu i przerażenia".

W rozmowie z PAP profesor Christophe Bouillaud z Instytutu Studiów Politycznych w Grenoble nazwał zwrot Macrona w kierunku Rosji zadziwiającym. "To bardzo dziwny ruch, jakby Emmanuel Macron postanowił odegrać numer solowy na inną melodię niż partnerzy Francji, a szczególnie Niemcy. Trudno zrozumieć, jakie są podstawy jego postępowania, jak i do czego to zmierza" - uważa profesor.

A taktyka ta jest tym bardziej zaskakująca, że - w przeciwieństwie do niemieckiej - francuska wymiana gospodarcza z Rosją nie jest specjalnie istotna, a od XIX wieku alianse z Rosją mało były dla Francji szczęśliwe – konkluduje Bouillaud.