Pretekstem do przedstawienia Zachodowi oczekiwań, które Moskwa nazywa „gwarancjami bezpieczeństwa” stała się sytuacja na Ukrainie, ale „jest oczywiste, że chodzi o coś większego” – mówi Baunow.

Przypomina on, że w poprzednich latach Kreml podnosił poszczególne kwestie, z których był niezadowolony w relacjach z Zachodem: rozbudowę amerykańskiej tarczy antyrakietowej, rozszerzenie NATO, czy wystąpienie USA z układu INF. Teraz zaś chodzi „nie o rozpatrzenie tego czy innego szczegółu w relacjach z Zachodem nieprzyjemnego dla Rosji, a o to, by poddać rewizji status quo w sferze polityki zagranicznej i polityki bezpieczeństwa w relacjach Rosji i Zachodu” – mówi Baunow.

Jak tłumaczy, chodzi o status quo, które powstało w wyniku umów białowieskich o rozwiązaniu ZSRR, rozpadu ZSRR oraz rozszerzenia UE i NATO. Nie zadowala ono Rosji, przede wszystkim w sferze bezpieczeństwa.

Sytuację, do której teraz dąży Kreml, ekspert nazywa „umowną finlandyzacją przestrzeni poradzieckiej”: państwa w niej istniejące miałyby być niepodległe, ale niezwiązane z żadnymi sojuszami wojskowymi, chyba że z Rosją.

Reklama

„Chodzi oczywiście o to, by ta strefa przejściowa pomiędzy Rosją i Zachodem, która powstała w wyniku rozpadu ZSRR – chodzi o Gruzję, Ukrainę, Białoruś, Mołdawię – by nie przekształcała się ona w część Zachodu, szczególnie w sensie wojskowym. Jeśli to możliwe, by nie stało się to nigdy – na tyle, na ile obecni aktorzy polityczni mogą to ustalać. Wygląda to na dość zawyżoną pozycję negocjacyjną, racjonalnie nieuzasadnioną żadnymi obecnymi problemami, bo nie dzieje się nic nowego, nie mamy nowych konfliktów, rewolucji czy eskalacji ze strony Zachodu” – mówi Baunow.

Nie jest jasne, dlaczego Moskwa stara się o takie całościowe rozstrzygnięcie właśnie teraz. Zdaniem Baunowa może chodzić o kilka czynników. Jednym z nich jest to, że wycofanie się USA z Afganistanu „dość wyraźnie pokazało możliwość obrony (przez USA-PAP) swoich sojuszników spoza NATO i możliwości odpowiedzi na umowną inwazję Rosji na Ukrainę”.

Kolejnym czynnikiem jest to, że prezydent USA Joe Biden jest politykiem wywodzącym się z czasów zimnej wojny i „sam typ porozumień między państwami jest mu mniej więcej znany, bo sam w tym uczestniczył”.

Według eksperta ważny jest też wyraźnie antyrosyjski kurs Ukrainy, a także to, że „wyczerpany został repertuar sankcji wobec Rosji, które nie przynosiłyby szkody samym Stanom Zjednoczonym i Zachodowi”.

Ekspert wskazuje także, że Putin zbliżając się do ćwierćwiecza swoich rządów już sam postrzega siebie nie jako polityka, a postać historyczną. Chciałby on wkroczyć w rok 2024 – kiedy kończy się obecna kadencja prezydencka – „jako człowiek, który naprawił fundamentalne błędy poczynione na przełomie lat 80. i 90. XX wieku przez (Michaiła) Gorbaczowa i (Borysa Jelcyna)” - ocenia Baunow. Putin – dodaje – „w 25-lecie swych rządów chce wejść jako człowiek, który zdołał nie tyle odwrócić status quo stworzone przez Gorbaczowa i Jelcyna, bo to już jest niemożliwe, ale zmienić te elementy w sferze bezpieczeństwa, które są dla Rosji najbardziej niebezpieczne i w ten sposób zamknąć kartę historii, którą oni otworzyli”.

Ekspert podkreśla, że niegdyś Putin liczył na to, że nastroje prorosyjskie są na Ukrainie dość silne, by trzymać pod kontrolą politykę ukraińską. Po 2014 roku jednak „Rosja sama uczyniła wszystko dla tego, by większość Ukraińców, a przynajmniej ich najaktywniejsza część, zajęła stanowisko otwarcie antyrosyjskie” – mówi Baunow. Dziś Kreml nie może więc już liczyć na to, że lobby prorosyjskie w polityce i gospodarce ukraińskiej, a także wśród zwykłych ludzi, powstrzyma Ukrainę „od przejścia do obozu zachodniego, przede wszystkim wojskowego”.

Carnegie Moscow Center to think tank i centrum badawcze, organizacja non-profit będąca regionalnym oddziałem Carnegie Endowment for International Peace w Waszyngtonie.

Z Moskwy Anna Wróbel (PAP)