Od ponad tygodnia spełnia się najczarniejszy sen Rosjan, a ukraińskie wojska, które w opinii agresora, miały się cofać i niedługo poddać, zajmują kolejne miejscowości. Armia rosyjska nie jest w stanie ich powstrzymać.

Putin wyciąga asa z rękawa i rzuca pod Kursk

Najnowsze raporty z frontu pokazują, że Ukraińcom udało się już zająć 74 rosyjskie miejscowości, głównie w obwodzie kurskim, a zapewne to jeszcze nie koniec. Mobilne i szybkie jednostki z łatwością okrążają zbliżające się do strefy walk wojska i biorą coraz więcej jeńców. Aby powstrzymać panikę, Putin postanowił wyciągnąć asa z rękawa i jak informują rosyjskie media, do opanowania sytuacji wysłać człowieka zaufanego i dotychczas diabelnie skutecznego – Aleksieja Diumina.

Ten były ochroniarz Putina, który zdobył jego zaufanie jeszcze w czasie, gdy odpowiadał za życie i zdrowie dyktatora, szybko piął się po szczeblach urzędniczej kariery. Sprawując przez lata urząd gubernatora podmoskiewskiego obwodu tulskiego, zaledwie w kilka miesięcy wspiął się niemal na sam szczyt władzy. Wiosną tego roku mianowany został sekretarzem Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej oraz asystentem Putina. Wcześniej zaś dał się też poznać jako sprawny dowódca sił specjalnych w trakcie zajmowania przez Rosję Krymu.

Za uczynieniem go odpowiedzialnym uratowania obwodu kurskiego przed Ukraińcami przemawia jeszcze jeden fakt – Kursk to rodzinne miasto Diumina i istnieje szansa, że człowiek ten stanie na głowie i użyje wszelkich środków, by powstrzymać ukraińskie postępy.

Uratował Putina przed niedźwiedziem

Wśród rosyjskich politologów Diumin nazywany jest nawet następcą Putina, ale takim, który nie zagrozi dyktatorowi do samego końca. To właśnie on miał pośredniczyć w rozmowach pomiędzy rosyjskimi władzami, a Prigożynem, gdy ten prowadził swą zbuntowaną Grupę Wagnera wprost na Moskwę. Marsz powstrzymano, a dla Prigożyna zakończył się on śmiercią w katastrofie lotniczej, gdy jego samolot „przez przypadek” został zestrzelony. Te zasługi Diumina to jednak nic w porównaniu do historii, którą sam kiedyś opowiedział gazecie Kommiersant.

„To było bardzo odległe miejsce w górach, a w nocy miałem służbę w domu. Prezydent już spał i wtedy przez radio powiedziano mi: „Niedźwiedź zbliża się do twojego wejścia”. W pierwszej chwili myślałem, że ktoś żartuje, podszedłem do drzwi i zobaczyłem: przede mną stał całkiem duży niedźwiedź. (…) Odsunął się trochę, ja otworzyłem drzwi i wyładowałem mu pod nogi cały magazynek broni. (…) Ale niedźwiedź był bardzo rozsądny. Zrozumiał, że uratowaliśmy mu życie, odwrócił się i odszedł. Rano zgłosiłem się do prezydenta, a on stwierdził, że bardzo dobrze, że nie zastrzeliłem niedźwiedzia” – opowiadał dziennikarzom ówczesny ochroniarz Putina.

I chociaż wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że bajeczkę ową stworzył sam Diumin, to jednak nigdy Putin jej nie zdementował, budując wizerunek swego pracownika, jako człowieka nieustępliwego i twardego.