W nocy z wtorku na środę Ukraińcy przeprowadzili zmasowany, trwający 10 godzin, nalot na cele w Rosji. Bezzałogowce zaatakowały między innymi trzy lotniska wojskowe i magazyn rakiet na południu kraju. Ogółem, według oficjalnych danych Kremla, zneutralizowano aż 164 ukraińskie drony.

Nic więc dziwnego, że kolejnej nocy, ze środy na czwartek, operatorzy obrony powietrznej zachowali przesadną czujność. Tyczy się to zwłaszcza wojskowych z obwodu moskiewskiego, których nieudolność w nadgorliwości udokumentował i opublikował w sieci jeden z mieszkańców Naro-Fomińska, miasta położonego około 70 km na południowy zachód od rosyjskiej stolicy.

Rosjanie strzelali do własnego helikoptera. Było o krok od tragedii

Rosyjski helikopter wojskowy pojawił się nad Naro-Fomińskiem w środę po godzinie 22 czasu moskiewskiego (godz. 21 czasu polskiego). Ponieważ w tym czasie trwał też atak dronowy w innych regionach Rosji, miejscowa obrona przeciwlotnicza wzięła go za ukraińskiego bezzałogowca i zaczęła ostrzeliwać.

Załoga śmigłowca może mówić o wielkim szczęściu. Ich maszyna była ostrzeliwana przez co najmniej minutę z kilku stanowisk na ziemi, a mimo to wyszła z opresji bez szwanku. To zresztą niezbyt dobrze świadczy o umiejętnościach miejscowych załóg obrony przeciwlotniczej.

Naloty na Rosję w nocy ze środy na czwartek

Według władz w Moskwie w nocy ze środy na czwartek zestrzelono nad Rosją 42 ukraińskie drony. Strącono je w obwodach kałuskim, briańskim, kurskim, biełgorodzkim, orłowskim, moskiewskim i nad okupowanym Krymem.