Kluczowe zagadnienia:

  • Geograficzne położenie Polski i Rosji;
  • Potencjał i rekonfiguracja rosyjskich wojsk;
  • Stan polskiej armii;
  • Koncepcja Armii Nowego Wzoru;

Więźniowie geografii

Rozważania na temat potencjalnej wojny z Rosją warto zacząć od geografii. To właśnie nasze położenie na mapie Europy i warunki geograficzne w tej części świata skazują nas i Rosję na działanie w ciągłym niepokoju – pisze w książce „Więźniowie geografii” Tim Marshall. Jesteśmy „uwięzieni” na wielkiej Nizinie Środkowoeuropejskiej, czyli obszarze w kształcie klina, który rozpościera się od Francji na zachodzie aż po Ural na wschodzie, od północy ogranicza je Morze Bałtyckie, a od południa Karpaty. Na szerokości geograficznej Polski liczy zaledwie 500 kilometrów.

Reklama
Geografia kształtuje w dużej mierze rosyjską geopolitykę już od stuleci. Opisane powyżej położenie ma dla Moskwy dobre i złe strony. Kreml może co prawda dość łatwo przenosić swoje wojska na Zachód, ale musi brać zawsze pod uwagę, jak trudna jest obrona jej zachodniej równinnej granicy.

Wspomniana nizina w tym miejscu znacząco się rozszerza i biegnie aż do samej Moskwy i dalej w głąb kontynentu. Marshall analizuje geograficzne położenie Rosji i chociaż podkreśla ogromne terytorium tego kraju oraz znaczącą długość jej granicy, to stawia tezę, że jedynie jej zachodnie rubieże mogą być w bliżej określonej przyszłości zagrożone. Wielu czytelników pomyśli w tej chwili, że taki scenariusz może się zrealizować jedynie w literackiej fikcji.

Kreml uważa jednak inaczej i ma ku temu historyczne powody. Autor wymienia wszystkie przypadki terytorialnej inwazji na Rosję z Zachodu z ostatnich stuleci: Polacy w 1605 roku, Szwedzi pod wodzą Karola XII w 1708 roku, napoleońska Francja w 1812 roku oraz dwukrotnie Niemcy w 1914 i 1941 roku. Władimir Putin i jego wojskowi doradcy oczywiście doskonale zdają sobie sprawę, że powtórka jest obecnie bardzo mało prawdopodobna, ale Kreml myśli z wyprzedzeniem na wiele dekad i podjął konkretne starania o zabezpieczenie swoich interesów na zachodniej i południowo-zachodniej granicy (Gruzja, Krym, Donbas, Białoruś). Gra toczy się o kontrolę tzw. strefy zgniotu, czyli państw i obszarów leżących pomiędzy krajami wschodniej flanki NATO a Rosją.

Osłabiony „niedźwiedź”

Zdaniem założyciela Strategy&Future Jacka Bartosiaka Rosja nie dysponuje obecnie wielką liczebnie armią i nie szykuje się do wojny na wielką skalę. Ekspert mówił podczas debaty w ramach Kongresu 590, że aktualna sytuacja geopolityczna i jej interesy warunkują to, że nie dąży do zwiększenia swojego wojska. Ogromne terytorium własnych lądów sprawia, że musi ona jednak ciągle przerzucać swoje jednostki po długich liniach komunikacyjnych, a jej wojskowa „kołdra” jest krótka. Bartosiak wylicza wszystkie geopolityczne wyzwania Kremla; to m. in. Kaukaz, Turcja, Chiny i NATO. Wszystkie one sprawiają, że nie może sobie pozwolić na skoncentrowanie bardzo dużych sił na zachodnim kierunku operacyjnym, a tym samym na prowadzenie wojskowych działań na tym obszarze na dużą skalę. Rosja realizuje swoje geopolityczne interesy w dużej mierze za pomocą swoich strategicznych sił nuklearnych. Celem Moskwy nie jest jego zdaniem bezpośrednia wojskowa konfrontacja z Polską czy krajami bałtyckimi, która znacznie zaburzyłaby równowagę sił w regionie i zmobilizowała kraje Europy Zach. Jaki jest więc plan Kremla? Według Bartosiaka to rozbicie NATO i wypchnięcie USA z Europy oraz spadek sprawczości Waszyngtonu na Starym Kontynencie, do czego może wykorzystać Polskę i kraje bałtyckie. – Rosjanie mają słabe wojsko i demografię. To nie jest już XIX czy XX wiek – powiedział Bartosiak.

Zdaniem prominentnych ekspertów i strategów takich jak chociażby Michael Kofman czy rosyjskich wojskowych, na przykład generała pułkownika Władimira Zarudnickiego, szefa Akademii Sztabu Generalnego, Rosja nie przygotowuje się do wojny regionalnej z Polską i próby okupacji terytorium Rzeczpospolitej. Realizuje co najwyżej „strategię nękania” lub operacje w „szarej strefie”, działając poniżej progu wojny kinetycznej.

Rosja wyraźnie rekonfiguruje jednak swoje wojska. Do końca 2021 roku ma ukończyć formatowanie około 20 związków taktycznych (szczeble dywizji i brygady) i jednostek wojskowych (od szczebla pułku w dół). Rosja intensywnie zwiększa koncentracje swoich wojsk na zachodnim kierunku strategicznym już od 2015 roku, ale działania te prowadzone są już od połowy poprzedniej dekady. Zachodni Okręg Wojskowy (jednostka administracyjna wojska) jest najsilniejszą strukturą szczebla operacyjno-strategicznego w armii rosyjskiej. Kreml kładzie również nacisk na rozbudowę Południowego OW (wcześniej skupionego przede wszystkim na Kaukazie) i Północnego OW (na bazie Floty Północnej i jednostek innych rodzajów sił zbrojnych dyslokowanych w rejonie arktycznym). Widać wyraźnie, że Rosja zakłada możliwość wojskowego starcia z NATO na terenie Europy. O znaczeniu okręgu wojskowego świadczy, że skupiono na nim aż 9 z 11 dywizji ogólnowojskowych (pancernych i zmechanizowanych) rosyjskich Wojsk Lądowych.

Potencjał ofensywny tychże wojsk Federacji Rosyjskiej na zachodnim kierunku strategicznym został zwiększony w latach 2015-20 o ponad 50 proc., a jego rozbudowa jest kontynuowana. Rosja rozwija na kierunku zachodnim (tylko tam) również Siły Powietrzno-Kosmiczne, w ramach których sformowano dwie nowe dywizje (lotniczą i rakietową) obrony powietrznej. Od 2015 roku w Zachodnim OW corocznie formowanych jest ok. 20 nowych jednostek wojskowych różnego szczebla. Rozbudowa ma charakter kompleksowy i obejmuje wszystkie rodzaje wojsk i służb. Ma na celu pełne ukompletowanie istniejących i nowo formowanych związków operacyjnych (armii i korpusów) oraz związków taktycznych (dywizji).

O zmianie geopolitycznej orientacji sygnalizują zmiany, jakim jest poddawany Południowy Okręg Wojskowy. Do połowy poprzedniej dekady głównymi teatrami jego działań były Kaukaz, Turcja, Bliski Wschód i Iran. Konflikt z Ukrainą doprowadził do przesunięcia środka ciężkości POW w okolice granicy ukraińskiej i okupowanego Krymu. Zmianie uległa struktura okręgu, dwukrotnie zwiększono także jego potencjał. Mowa tu przede wszystkim o sformowaniu 8. Armii Ogólnowojskowej przy granicy z Ukrainą i zintensyfikowaniu grupowania wojsk na Krymie. Głównym celem trzech najbardziej wysuniętych na zachód rosyjskich OW jest od kilku lat Ukraina. Zdaniem Georga Friedmana Rosja jest wojskowo gotowa pod pewnymi warunkami na otwartą inwazję wojskową na ten kraj, który potrzebuje do obrony silnego wsparcia zarówno ze strony USA (wojskowego), jak również UE (głównie politycznego).

Przeprowadzone w 2021 roku ćwiczenia Zapad były propagandowo przedstawiane jako defensywne i responsywne wobec działań NATO. W rzeczywistości główny scenariusz zakłada zmasowane ofensywne działania, w które zaangażowane będą potencjalnie Zachodni OW, wojska zlokalizowane w rejonie arktycznym oraz Centralny OW. Manewry i ćwiczenia sprawdzające gotowość różnych rodzajów sił zbrojnych rozciągały się aż od Oceanu Arktycznego i Dalekiej Północy, przez poligony Rosji Centralnej aż po południowe rubieże, a nie jedynie „kierunku polskiego”.

Rosja dysponuje według wypowiedzi jej ministra obrony Siergieja Szojgu 170 batalionowymi grupami szybkiego reagowania. To rosyjskie „błyskawiczne” siły są kluczowe w kontekście strategii „krótkiej wojny”. Jest tak dlatego, że dyslokowanie wojsk na duże odległości daje NATO czas na wysłanie posiłków na wschodnią flankę.

Analitycy amerykańskiego RAND oszacowali w raporcie z czerwca 2021 roku, że obecne siły lądowe Rosji liczą około 270-280 tys. żołnierzy, z czego maksymalnie 60 proc. to zawodowi, kontraktowi żołnierze. Przekłada się to na 79 batalionowo-taktycznych grup bojowych w siłach lądowych, i dodatkowo 25 w siłach powietrznodesantowych i Flocie Północnej. RAND zaznacza, że rosyjska armia zaczęła przywracać dywizje, co świadczy o zmianie strategicznego podejścia na bardziej agresywne. Siła ogniowa rosyjskiej BTG jest obecnie dziewięciokrotnie większa niż podobnych struktur po stronie NATO. Generalna konkluzja amerykańskich ekspertów jest jednak taka, że analiza rosyjskiego potencjału wojskowego, demograficznego i przemysłowego skłania do wniosku, że Rosja nie jest zdolna do prowadzenia i przesądzenia na swoją korzyść wojny na wielką skalę w oddaleniu od własnego terytorium. Nie miałaby bowiem szans na wygraną bez eskalacji konfliktu do poziomu nuklearnego.

Do jakiej wojny przygotowuje się więc Rosja? Zdaniem analityka Strategy&Future Marka Budzisza może dojść do niewielkiego pod względem skali i intensywności konfliktu na obszarach peryferyjnych dla Kremla. To w tym obszarze Moskwa ma przewagę. Istnieje jego zdaniem poważne ryzyko konfliktu zbrojnego, który będzie się utrzymywał i narastał, jeśli nierównowaga sił na korzyść Rosji będzie się pogłębiać. Jacek Bartosiak twierdzi, że:

Rosja przygotowuje się do szybkiej, tygodniowej wojny. Z analiz Strategy&Future wynika, że na „kierunku polskim”, czyli na wschodniej flance NATO z uwzględnieniem państw bałtyckich Rosja ma do dyspozycji 64 batalionowe grupy taktyczne(głównie z Zachodniego i Centralnego OW). Skuteczna strategia odstraszania może być realizowana, jeśli na wschodniej flance NATO będzie dysponowało 17 BTW (z powodu przewagi strony broniącej się na swoim obszarze). Obecnie nie dysponuje.

Taka strategia nie wymaga jednak tworzenia sił liczących setki tysięcy żołnierzy. „Na papierze” każda z polskich trzech dywizji powinna być zdolna do wystawienia 10 BTW. Musimy więc w pełni ukompletować i zwiększyć zdolności bojowe własnych sił zbrojnych, by móc samodzielnie bronić się przed Rosją.

Polskie wojsko w ruinie

Brytyjski think tank IISS w corocznie publikowanym dokumencie „The Military Balance” oszacował liczebność polskich sił zbrojnych na 114 tys. żołnierzy i oficerów: 58,5 tys. to wojska lądowe, lotnictwo 14,3 tys., marynarka wojenna 6 tys., siły specjalne 3,15 tys., natomiast WOT to łącznie 23,8 tys., z czego 3,8 tys. w służbie i 20 tys. rezerwistów. Z kolei zdaniem think tanku wojskowego FOI rozmieszczenie polskich wojsk lądowych jest determinowane dostępną infrastrukturą, co „może mieć wady operacyjne”, a polska armia „cierpi na niedobór personelu wojskowego”. Polskie dywizje sił lądowych są ukompletowane średnio w dwóch trzecich.

Andrew Michta pisze w książce „A Hard Look at Hard Power: Assessing the Defense Capabilities of Key US Allies and Security Partners”, że polskie uzbrojenie jest jakościowo nierówne, a szczególne zapóźnienia mamy w lotnictwie i marynarce wojennej.

Jak pisze w przytoczonym wcześniej artykule Marek Budzisz:

Każda z istniejących trzech polskich dywizji operacyjnych jest obecnie w stanie wystawić w terminie do tygodnia od jednego do dwóch batalionów zmechanizowanych lub pancernych (BTW). Siły specjalne i wojska powietrznodesantowe mają większy poziom gotowości i mogą wcześniej wejść do działania. Ale to oznacza, że Polska w obecnej sytuacji jest w stanie w godzinie W wystawić od 10 do 12 batalionowych grup taktycznych (BTW), a to stanowczo zbyt mało, aby polityka odstraszania na wschodniej flance NATO była skuteczna. Jednak głównym problemem polskich wojsk lądowych, czy szerzej sił zbrojnych, nie jest zbyt mała liczba związków operacyjnych i konieczność tworzenia nowych, ale niewystarczający poziom ukompletowania istniejących i zbyt mała realna ich gotowość bojowa.

Eksperci Maciej Kucharczyk i Witold Jurasz z Ośrodka Analiz Strategicznych ocenili stan polskiego wojska w 2019 roku jako katastrofalnie zły. Modernizacja wojska jest ich zdaniem fasadowa, a średni wiek sprzętu nie zmienił się w porównaniu do stanu sprzed 20 lat. – Polskie wojsko to wyspy nowoczesności na morzu zacofania. Mamy nowoczesne transportery opancerzone Rosomak (…), ale dwa razy tyle archaicznych, nigdy nie modernizowanych, radzieckich transporterów BWP-1 rodem z lat 60. (…). Mamy używane niemieckie czołgi Leopard 2 (tylko ¼ w pełni gotowe do walki), ale dwa razy więcej radzieckich T-72 i PT-91. Czołgi T-72 nie mają na współczesnym polu bitwy żadnej realnej wartości bojowej. (…)

Mamy garstkę nowoczesnych armatohaubic Krab (ich liczba ma skokowo wzrosnąć), ale dziesięć razy tyle przestarzałych radzieckich haubic Goździk – piszą eksperci w artykule „Siły Zbrojne RP, czyli ani silni, ani zwarci, ani gotowi”. Dalej wyliczają, że siły lądowe nie mają wsparcia nowoczesnych śmigłowców bojowych. Mamy śladowe ilości śmigłowców transportowych, więc nie mamy zdolności do przerzucenia naszych solidnych sił specjalnych za linie wroga. Marynarka Wojenna przestała w zasadzie istnieć. W lotnictwie mamy w zasadzie już jedynie 48 myśliwców F-16, gdyż kolejne usterki chyba już uziemiły przestarzałe MIG-29 i SU-22. Stan naszej obrony przeciwlotniczej (poza systemami krótkiego zasięgu) jest zdaniem Kucharczyka i Jurasza tragiczny i technologicznie opiera się na latach 60. i 70. Co gorsza, Polska zdecydowała się na zakup zaledwie dwóch baterii systemu Patriot, co oznacza, że w przypadku wojny problematyczna będzie obrona naszych lotnisk.

Wiek polskich najważniejszych systemów jest podobny jak w 1999 roku, czyli roku wstąpienia Polski do NATO. Kupujemy za wolno i za mało, żeby realnie unowocześnić wojsko jako całość.

Szwedzki think tank FOI szacuje, że 75 proc. polskiego sprzętu jest przestarzała. To nie koniec braków w innych kluczowych obszarach. Drony rozpoznawcze występują w znikomej liczbie, łączność jest przestarzała, a od lat nie posiadamy nowoczesnego systemu dowodzenia BMS.

Problemy polskiej obronności można wymieniać bez końca. Eksperci Ośrodka Analiz Strategicznych zwracają uwagę przede wszystkim na brak długofalowej i konsekwentnie realizowanej reformy. Każda ekipa rządowa modernizuje wojsko wedle własnego uznania, często chaotycznie i przypadkowo. Autorzy krytykują rozbudowę Wojsk Obrony Terytorialnej bez jasnej koncepcji ich wykorzystania. Wskazują na brak strategii rozwoju sił morskich i rezygnację z modernizacji Marynarki Wojennej. Krytykują rezygnację z kompleksowej modernizacji floty śmigłowców. Poddają pod wątpliwość zakup amerykańskich F-35 i zwracają uwagę na słabość obrony przeciwlotniczej. Program Wisła, czyli zakup systemów średniego zasięgu Patriot jest ich zdaniem jedynie namiastką realnego systemu obrony powietrznej. Kolejne problemy i wątpliwe zakupy można mnożyć bez końca.

Kucharczyk i Jurasz proponują mądre zakupy. Postulują rezygnację z zakupu wspomnianych myśliwców na rzecz systemu HIMARS oraz nowoczesnego systemu łączności, większe nasycenie pododdziałów środkami przeciwpancernymi oraz modernizację posiadanego sprzętu. Autorzy poważnie rozważają zaciągnięcie przez państwo kredytu na zakup uzbrojenia. Co by kupili? Lista jest długa: 8 baterii Patriot, system obrony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu, 32 (lub nawet 48) samolotów F-35 oraz kolejnych pocisków JAASM, kilkadziesiąt wyrzutni HIMARS z odpowiednim zapasem rakiet, znaczną liczbę ręcznych wyrzutni pocisków przeciwpancernych, kolejne dywizjony haubic Krab, nowe bojowe wozy piechoty i moździerze RAK, ok. 70 śmigłowców uderzeniowych oraz dodatkowo śmigłowce wielozadaniowe, drony bojowe (choć MON podpisało umowę na zakup czterech zestawów bezzałogowych systemów klasy MALE Bayraktar TB2 oraz Flye Eye) oraz okręty obrony wybrzeża. Potrzebujemy też pieniędzy na modernizację czołgów Leopard 2 (do standardu A7+, choć trwają również prace nad modernizacją polskich Leopardów 2A4 do wersji 2PL ze wzmocnioną odpornością batalistycznej wieży, przeprojektowaną armatą gładkolufową oraz nowymi komputerami pokładowymi) oraz czołgów PT-91 oraz T-72 do standardu bliskiego rosyjskim T-72B3.

Jak powinno się zmienić polskie wojsko i przemysł zbrojeniowy? Wspomniani autorzy proponują kilka alternatywnych dla zakupów rozwiązań. Poza wspomnianym kredytem mądrym pomysłem jest zmniejszenie liczebności sił zbrojnych i ograniczenie ich do niezbędnych i kluczowych z perspektywy zagrożeń elementów. Wskazują na konieczność głębokich reform w zakresie rezerwy, procedur zakupowych, sanacji przemysłu zbrojeniowego oraz wzrostu eksportu uzbrojenia. Według ekspertów trzeba rozważyć sens offsetu i polonizacji wojska. Poza tym konieczne jest stworzenie systemu realnej cywilnej kontroli nad siłami zbrojnymi. Autorzy OAS przekonują, że obecnie MON wydaje bezsensownie miliardy złotych. Jedynym kryterium zakupowym powinno być według nich to, ilu żołnierzy przeciwnika możemy zabić za każdy wydany milion złotych.

Skuteczne wojsko, czyli jakie?

Wielu prominentnych ekspertów ds. wojskowości, jak chociażby wspomniani eksperci OAS czy Strategy&Future uważają, że Polska nie potrzebuje wielkiej liczebnie armii, ale wojska odpowiednio zbudowanego, ukompletowanego i bojowo gotowego. Wojna na Ukrainie pokazała, że kluczowe na współczesnym polu walki jest nie ilość sprzętu, ale manewrowość jednostek, siła ognia oraz tzw. C4I (dowodzenie, kontrola, komunikacja, komputery i rozpoznanie). Nawet relatywnie stary sprzęt może być skuteczny, jeśli jest wspierany sprawnym C4I.

MON planuje niemalże dwukrotnie zwiększyć liczebność polskiej armii, co jest nie tylko bezzasadne, ale także, jak przekonują chociażby Marek Budzisz w artykule „Armia 250 tysięcy – marzenie, które nie zostanie zrealizowane”oraz Marek Świerczyński w podkaście „Polityki Insight” zupełnie niewykonalne. Dlaczego? Można tutaj wskazać chociażby na historyczny proces zwiększania liczebności polskiego wojska z ostatnich lat czy polską demografię. Główną alternatywą dla wielkiej 200-tys. armii jest tzw. Armia Nowego Wzoru (ANW). Czym jest i jakie są jej główne założenia? Główne filary tej koncepcji przedstawił już na kilku forach (chociażby pod tym linkiem) założyciel Strategy&Future, czyli ośrodka strategicznego odpowiedzialnego za stworzenie ANW, dr Jacek Bartosiak.

ANW kładzie nacisk na racjonalne ograniczenie liczebności wojska i zwiększenie jego zdolności (nie tylko w obszarze kinetycznym). Obecne struktury polskiego wojska po ich ukompletowaniu i zbudowaniu ich pełnych zdolności bojowych wystarczą, by poradzić sobie z Rosją w tzw. szybkiej wojnie. Koncepcja kładzie nacisk na wzmocnienie odpowiednich jednostek bojowych i odrzucenie pomysłu teoretycznego zwiększenia etatów w całym wojsku do nieosiągalnych 200 tys. Jacek Bartosiak argumentuje w rozmowie z Polityką Insight, że obecny stan polskiego wojska nie jest dostosowany do wyzwania, jakim jest Rosja. Podkreśla, że charakter nowoczesnej wojny znacznie się zmienił w XXI wieku, a pomysły MON i Jarosława Kaczyńskiego tylko pogłębiają problemy polskiej obronności. Polskie wojsko wymaga poważnych kadrowych i organizacyjnych cięć, w tym likwidacji zatrważającej biurokracji. Wiele jednostek wojskowych w naszym kraju nie ma sprzętu i należy je stopniowo likwidować.

Zdaniem Bartosiaka zdolność bojowa polskich oddziałów jest obecnie na żenująco niskim poziomie. Obecnie istniejące struktury są wystarczające, ale należy je wypełnić żołnierzami i zdolnościami. Ekspert kładzie nacisk na wzmocnienie struktur rozpoznawczych (na szczeblu taktycznym, operacyjnym i strategicznym), które bardzo w Polsce kuleją. Bartosiak mówi w rozmowie z Markiem Świerczyńskim, że:

Punktem ciężkości wojska nie jest masa i niszczenie owej masy, a rozprzężenie sił zbrojnych przeciwnika poprzez pozbawienie go świadomości sytuacyjnej oraz dominacji informacyjnej. Wojsko nie działa w staroświecko rozumianym systemie dowodzenia, rozpoznawania i namierzania. Kluczowa jest wojna precyzyjna, widzenie na dużą odległość, które może sprawić, że pozbawiony jego przeciwnik nie ma w walce żadnych szans. Współczesna wojna jest błyskawiczna, jest oparta o systemy, pętlę decyzyjną, dronizację, nasycenie technologią. Rosja nie ma pieniędzy i kultury sprzyjającej modernizacji wojska w tym kierunku, ale pomimo tego mocno do tego dąży.

Według eksperta współczesne pole walki charakteryzuje małe znaczenie zagęszczania terenu i brak tradycyjnie rozumianych linii frontu.

Podstawą koncepcji ANW jest zademonstrowanie, że na etapie pozakinetycznym oraz na niskich szczeblach kinetycznych, do czasu gdy zostanie zaburzona równowaga na kontynencie, jesteśmy w stanie powstrzymywać rosyjską agresję, zmuszając tym samym Kreml do zaangażowania ogromnych sił i podjęcia decyzji o rozpoczęciu „wielkiej” wojny. Strategy&Future postuluje, że musimy być gotowi na wojnę samodzielną i w optyce tego podmiotu Polskę stać jest na prowadzenie takiego starcia. Wymaga to jednak mądrej reformy. Polska może mieć zdaniem eksperta przewagę nad Rosją w kluczowych obszarach takich jak na przykład wojsko dronowe czy siły specjalne.

Armia Nowego Wzoru to nie tylko wojsko, ale też rozbudowane zdolności cybernetyczne, siły specjalne, system radarowy, wywiad i kontrwywiad, czyli wszystkie czynniki, które są istotne poniżej progu wojny. Eksperci Strateg & Future podkreślają znacznie komunikacji i koordynacji działań MON i wojska z innymi ministerstwami i domenami, które pośrednio są powiązane z obronnością. To głębokie okopanie się polskiego wojska na swoich pozycjach i „tajemnicza” polityka MON uniemożliwiają poważną i potrzebną debatę publiczną na temat bezpieczeństwa państwa.

Bartosiak argumentuje, że rosyjska strategia polega na osiągnięciu nieusuwalnej pozycji-czynnika w grze o równowagę w Europie z użyciem jak najmniejszej jak to tylko możliwe skali działań kinetycznych. Innymi słowy, Kreml dąży do osiągnięcia geostrategicznej pozycji, w której będzie miał bezpośredni wpływ na decyzje podejmowane w Paryżu czy Berlinie. Działania wojskowe mają przygotowywać grunt do dyskusji o gospodarce, energetyce czy rozwoju technologii, w której Moskwa będzie zajmowała znacznie korzystniejszą pozycję niż obecnie.

W interesie Polski i małych krajów Europy Środkowo-Wschodniej jest, by Rosja znajdowała się poza europejskim systemem decydowania i to właśnie po to wstąpiliśmy do NATO i UE. Moskwa chce zajmować pozycję stabilizatora w zakresie bezpieczeństwa w regionie; w sensie pozytywnym (poprawy sytuacji w interesie Zachodu) albo negatywnym (poprzez eskalację napięć, z jakimi mamy do czynienia na Ukrainie i Krymie). Co mogliby w ten sposób ugrać? Na przykład sprzeciw Berlina czy Paryża dla budowy elektrowni atomowej Polski.

Gra toczy się o możliwość udziału (albo jego brak) w grze, nie tylko militarnej, ale też gospodarczo-politycznej. Bartosiak podkreśla, że Polska musi osiągnąć duży stopień wojskowej niezależności od NATO, tak by być w stanie bronić swojego terytorium przez długi czas bez wsparcia. Niezależność militarna oznacza niezależność polityczną i gospodarczą. Porażką Rosji byłaby sytuacja, w której Polska jest w stanie bronić swojego terytorium bez interwencji NATO, co by oznaczało, że Rosja nie jest siłą, która jest zdolna do zaburzenia układu sił w Europie. Kreml nie rozpocznie wojny z Polską bez przekonania, że może ją łatwo wygrać w tydzień. Porażka w takiej szybkiej wojnie byłaby dla Moskwy poważną kompromitacją.

Kluczowe linki: