Wygląda na to, że Europa Środkowo-Wschodnia znalazła się na rozdrożu. W Polsce proeuropejska liberalna koalicja zapewniła sobie zwycięstwo w wyborach, podczas gdy zaledwie dwa tygodnie wcześniej na Słowacji zwyciężyło niezwykle silne populistyczne przesłanie.

Uważam, że wszystkie kraje postkomunistyczne łączy ta sama bolączka. Kiedyś wierzyliśmy, że nasze zwycięstwo w walce o wolność jest ostateczne. I jakoś w ciągu ostatnich 30 lat zapomnieliśmy, że musimy o nią i o demokratyczne instytucje dbać.

Gdzie jesteśmy obecnie?

Obecnie uczymy się, jak krucha jest demokracja. W ostatniej dekadzie stanęliśmy w obliczu tak wielu kryzysów, że zupełnie przestaliśmy rozmawiać o wspólnych wartościach, które nas łączą, takich jak wolność i demokracja.

Reklama

Rozmawiamy o tematach, które nas dzielą, a nie o tym, co nas jednoczy.

Czy jesteśmy w stanie i potrafimy bronić tych wartości przed zagrożeniami wewnętrznymi i zewnętrznymi? Żyjemy w zupełnie innych czasach niż w latach dziewięćdziesiątych.

Zdecydowanie nie doceniliśmy skutków wojny hybrydowej. W cyberprzestrzeni, nie tylko w Czechach, ale także na Słowacji, trwa nieustająca wojna.

Niedawno dopiero uświadomiliśmy sobie, że kierowana z Moskwy propaganda ma wpływ na dużą część społeczeństwa. Chociaż nastawienie prorosyjskie może cechować zaledwie jakieś 10 procent ludzi, to o wiele większa grupa znajduje się pod wpływem tej propagandy i w nią wierzy.

Co to znaczy?

Ci ludzie są na krawędzi. Kiedy prowadziłam kampanię prezydencką, zależało mi, aby rząd informował, edukował i przekonywał tę grupę ludzi, że żyje się im lepiej niż w czasach komunizmu. Bo kiedy oni się zradykalizują, bardzo trudno będzie przywrócić ich społeczeństwu.

Jak walczyć z fake newsami i rosyjską propagandą i nie tłumić przy okazji wolności słowa?

To przedsięwzięcie długoterminowe, choć konieczne są natychmiastowe działania. Będziemy musieli rozważyć jakiegoś rodzaju regulację mediów społecznościowych. Rozwiązania zaproponowane przez Komisję Europejską i komisarz Jourovą powinny być stosowane na większą skalę.

Musimy rozpoznawać fake newsy i deepfake’i. Przede wszystkim musimy pokazywać w mediach społecznościowych, kto płaci za określone komunikaty.

Pani kampanię wspierało wielu młodych wyborców i ludzi spoza sceny politycznej. Prawdziwym wyzwaniem jest to, jak podtrzymać zaangażowanie ludzi, utrzymać ich aktywizm, zwłaszcza po stronie liberalnej.

Faktycznie, to prawda. Brak przywództwa i wzorów do naśladowania jest źródłem problemów. Dlatego zdecydowałam się kandydować na prezydenta, bo chodziło nie tylko o wynik, lecz także o wywarcie wpływu na scenę polityczną i młodsze pokolenie. Młodzi przekonali się, że jeśli ktoś stanie do walki, to jego postulaty zostaną usłyszane. Dlatego też postanowiłam kandydować do Parlamentu Europejskiego. Nie chciałam, aby młodzi ludzie czuli, że był to tylko jednorazowy zryw, po którym nic nie zostało. Chcę wprowadzić ich do polityki, aby ich głos został usłyszany.

Jako pracownicy naukowi jesteśmy ostatnią linią obrony społeczeństwa. W czasach fake newsów nasza rola w społeczeństwie polega na tym, by wyjść ze strefy komfortu i wpływać na przestrzeń publiczną. Nie jest to łatwe, ponieważ jako naukowcy jesteśmy przyzwyczajeni do argumentowania w oparciu o fakty i liczby. Tymczasem żyjemy w świecie fake newsów i emocji. Argumentowanie może nie przychodzi nam łatwo, ale musimy próbować.

Ale ludzie się boją. Boją się, że umowa społeczna, którą mamy w Europie, przepadnie. Boją się migracji. Boją się sztucznej inteligencji…

Potrzebujemy silnych przywódców zdolnych do tego, by kształtować wizję i uspokajać ludzkie obawy. Populiści zdobywają popularność dzięki mrocznym wizjom, a więc musimy głosić nadzieję, że zmierzamy ku jaśniejszej przyszłości.

I to jest powód, dla którego zdecydowała się Pani wystartować w wyborach europejskich? Coraz częściej słyszymy, że to będą najważniejsze wybory europejskie w historii. Czy one zmieniają reguły gry, bo zmienia się Europa?

Tak. Zależy mi również na tym, aby Czeszki i Czesi byli świadomi, że nie ma dziś różnicy między polityką krajową a europejską. Jesteśmy zjednoczeni i tak ze sobą powiązani, że gospodarcza suwerenność narodowa jest w tej chwili fikcją. Ona już nie istnieje.

Wiele osób w Czechach myśli inaczej.

W Czechach 80 procent przepisów to prawo unijne. Czeska korona jest powiązana z EBC, rynkami międzynarodowymi i decyzjami Komisji Europejskiej. Jeśli zależy nam na Czechach, musimy zacząć od Europy. Dotyczy to wszystkich krajów Unii.

Jeśli chcemy, aby Unia Europejska odnosiła sukcesy, musimy być konkurencyjni. W obszarze budowania nowoczesnej gospodarki mamy wiedzę, naukowców, warunki, ale nie mamy takiej siły finansowej, jaką w USA zapewnia ustawa IRA (ustawa o redukcji inflacji - przyp. red.).

Nie mamy odpowiednich warunków. Ten obszar jest przeregulowany. Nie powinniśmy nakładać na firmy takich obciążeń administracyjnych ani regulacyjnych, jakie obowiązują obecnie.

Czy to wystarczy?

Jeśli chcemy odnosić sukcesy, potrzebujemy większego budżetu unijnego. Ale tu jestem ogromną optymistką.

Dlaczego?

Czy dziesięć lat temu ktokolwiek spodziewał się, że będziemy mieć wspólny unijny dług?

Nie.

Z każdego kryzysu wyłania się coś nowego. Wspólny europejski dług publiczny jest wynikiem pandemii Covid.

Aby mieć silniejszą pozycję finansową, możemy potrzebować silniejszej Unii Europejskiej.Czy powinniśmy pozbyć się zasady weta?

Wyobraźmy sobie grupę 26 przyjaciół, którzy zastanawiają się, gdzie pojechać na wakacje. Spośród nich, 25 chciałoby pojechać do Francji, ale jedna osoba woli pojechać do Włoch. W obecnej sytuacji 26 krajów wybiera się do Włoch…

Czyli powinniśmy pozbyć się weta?

Jeśli jedna osoba chce jechać do Włoch, czy powinna móc przegłosować 25 osób, które chcą jechać do Francji? Jeśli jesteśmy przyjaciółmi i żyjemy razem, powinniśmy szanować większość. Uważam, że moglibyśmy zmienić zasady głosowania, zwiększając próg z 55 do 65 lub do 75 procent.

A co z migracją?

Potrzebujemy selektywnej migracji.

Jak sprawić, by system był efektywny i korzystny dla gospodarki?

Mój kraj, na przykład, boryka się z niedoborem 200 tys. osób na rynku pracy. Zaczęliśmy już otwierać się na pracowników z bezpiecznych krajów, takich jak Filipiny czy Indie.

Musimy stosować selektywną migrację, ponieważ potrzebujemy wysoko wykwalifikowanych pracowników, a także pracowników o niskich kwalifikacjach, żeby obsadzić wakaty.

Należy jednak uświadamiać migrantom, którzy chcą korzystać wspólnie z nami z naszego europejskiego dobrobytu gospodarczego, że wiąże się to z przyjęciem naszej kultury, wyznawaniem naszych wartości i przestrzeganiem pewnych zasad.

I tu należy wyznaczyć granicę.

A co z kryzysem uchodźczym, który często jest wywoływany przez siły zewnętrzne?

Musimy być bardzo restrykcyjni. W przeciwnym razie Europa, jaką znamy, nie przetrwa.

Jakie działania powinniśmy podjąć, aby to osiągnąć?

Musimy rozwiązać problemy, które powodują migrację w krajach, z których ludzie wyjeżdżają. Powinniśmy do pewnego stopnia odegrać tę samą rolę, jaką odgrywają Stany Zjednoczone.

Ale do tego potrzebujemy silniejszej Unii Europejskiej. Tylko wtedy będzie mogła prowadzić taką politykę.

To jedyny sposób, aby Unia Europejska przetrwała w tym świecie – musi być silniejsza i bardziej aktywna.