"USA kierują się podejściem +stabilokratycznym+; Zachód nie koncentruje się na ustanowieniu długotrwałego pokoju, ale przede wszystkim na spokoju, tu i teraz" - tłumaczy ekspert. W odpowiedzi na ostatnie napięcia w Kosowie, do których doszło po objęciu stanowisk burmistrzów większościowo serbskich gmin przez polityków albańskich, USA i Unia Europejska wezwały obie strony do podjęcia kroków deeskalacyjnych i rozmów pod pośrednictwem Brukseli.

Problem USA z Kosowem

To Kosowo jednak wykluczono z organizowanych na Bałkanach międzynarodowych ćwiczeń wojskowych - w ubiegłym tygodniu żołnierze amerykańscy i serbscy rozpoczęli inne manewry międzynarodowe w Serbii - a wysłannik USA ds. Bałkanów Gabriel Escobar przyznał, że "istnieją wyzwania w relacjach dwustronnych z premierem Kosowa Albinem Kurtim".

Reklama

"Poprzednia ekipa rządząca w Kosowie była dla USA wygodna; amerykańskiego ambasadora nazywano niekiedy +wice królem+. Żadnej ważnej decyzji nie podejmowano bez uzgodnienia z Waszyngtonem. Kurti zerwał z tą polityką" - wyjaśnia Bielamowicz, komentując reakcje zaangażowanych w konflikt USA i UE.

Zarówno Belgrad, jak i Prisztina ostrzegali przed możliwością wybuchu regionalnego konfliktu po tym, gdy trzech kosowskich policjantów trafiło do serbskiego aresztu. Strona serbska utrzymuje, że zostali oni złapani na terenie Serbii, kosowska - że porwano ich z terytorium Kosowa.

Ryzyko wybuchu wojny

"Ryzyko wybuchu wojny czy konfliktu na szerszą skalę jest jednak na ten moment ograniczone" - uspokaja rozmówca PAP. "Ostrzejsza retoryka z obu stron jest wykorzystywana na potrzeby krajowe, poza tym jest również formą komunikacji ze społecznością międzynarodową" - zaznacza.

Analityk Instytutu Nowej Europy zwraca uwagę, że "sama Serbia nie rozważa na poważnie klasycznej militarnej interwencji w Kosowie, nawet w obronie mieszkających tam Serbów". "Wkroczenie do Kosowa byłoby całkowitym wypisaniem się ze wspólnoty międzynarodowej, a Belgradowi zależy na tym, żeby pozostawać w szpagacie pomiędzy Wschodem i Zachodem" - mówi, przypominając, że "na północy Kosowa stacjonuje też około 4 tys. żołnierzy NATO".

Wskutek zamieszek pomiędzy lokalnymi Serbami i siłami NATO, do których pod koniec maja doszło na północy Kosowa, rannych zostało 30 żołnierzy sił pokojowych Sojuszu (KFOR). W odpowiedzi na zajście sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg ogłosił wysłanie do kraju dodatkowych 700 żołnierzy.

Czy stronom zależy na rozwiązaniu sporu?

Zapytany o to, czy stronom zależy na rozwiązaniu sporu, czy wygodniejszym jest dla nich utrzymywanie konfliktu i podgrzewanie go w razie dyktowanych sytuacją krajową potrzeb, rozmówca PAP zwraca uwagę na odmienne podejście obecnych władz w Prisztinie i Belgradzie.

"Premier Kosowa usilnie dąży do konsolidacji państwa, do ustanowienia realnej władzy nad jego całym terytorium, także północą zamieszkiwaną w większości przez Serbów. Zależy mu na normalizacji i faktycznym uznaniu, lub co najmniej tolerowaniu, państwowości przez Serbię" - podkreśla Bielamowicz. "Do Serbów zwraca się po serbsku, chce im pokazać, że jest także ich premierem" - dodaje.

"W debacie publicznej Serbii z kolei nie ma obecnie żadnej znaczącej siły, która otwarcie postulowałaby uznanie Kosowa. Prezydent Vuczić wywodzi się z kręgów ultranacjonalistycznych – w latach 90. był jeszcze bardziej na prawo od Slobodana Miloszevicia. Jego deradykalizacja wydaje się w dużej mierze powierzchowna, symulowana na potrzeby relacji z Zachodem; możliwość odpuszczenia kwestii Kosowa jest bardzo mało prawdopodobna" - ocenia. Zdaniem eksperta serbski prezydent wykorzystuje problem Kosowa "do wywoływania lęku i odwracania uwagi od problemów wewnętrznych".

Czego oczekuje Serbia, a czego Kosowo

Głównym postulatem podnoszonym przez Belgrad w trakcie prowadzonych za pośrednictwem UE rozmów z Prisztiną jest utworzenie w Kosowie Wspólnoty Gmin Serbskich (ZSO) - regionu autonomicznego, do którego ustanowienia Prisztina zobowiązała się porozumieniem brukselskim z 2013 roku.

"Serbia utrzymywała po 1999 roku (zakończeniu wojny z Kosowem - PAP) i po ogłoszeniu przez kraj niepodległości w 2008 roku finansowanie i wsparcie organizacyjne serbskich struktur na północy Kosowa, które częściowo istnieją nadal. Serbowie są często na podwójnych pensjach – Kosowa i Serbii – i dla nich sytuacja, w której mają całkowicie podporządkować się Prisztinie, jest trudna do zaakceptowania" - mówi ekspert, tłumacząc perspektywę Serbów.

"Władze kosowskie powtarzają natomiast, że nie chcą powtórzenia błędu popełnionego w Bośni i Hercegowinie, gdzie jednej z mniejszości etnicznych - Serbom - oddano daleko idące możliwości blokowania procesów decyzyjnych w państwie. Jeśli autonomia Serbów w Kosowie wiązałaby się z rozbudowanymi kompetencjami, w tym np. wykonawczymi, zupełnie realna stałaby się poważna blokada samego państwa, a w kolejnym kroku być może nawet dążenie do oddzielenia się tego regionu" - wyjaśnia rozmówca PAP, przywołując punkt widzenia władz Kosowa.

"Strona kosowska postuluje horyzontalną koordynację pomiędzy gminami serbskimi; rozbieżności są ogromne – strona serbska chce szerokich kompetencji ZSO. Wszystko będzie zależało od ewentualnego porozumienia i statutu wspólnoty" - dodaje. USA i UE podkreślają konieczność powołania Wspólnoty, zaznaczając przy tym, że to od stron konfliktu zależy jej ostateczny charakter. Jakub Bawołek (PAP)