Za nami Superwtorek, czyli tradycyjnie najważniejszy i najbardziej ekscytujący dzień amerykańskich partyjnych prawyborów. W tym roku wyjątkowo budził nieco mniejsze zainteresowanie mediów, a wszystko dlatego, że nikt – i jak się okazało słusznie – nie spodziewał się żadnych poważniejszych niespodzianek. Ubiegający się o reelekcję Joe Biden oraz ponownie walczący o Biały Dom Donald Trump mieli w cuglach zwyciężyć wśród wyborców swoich partii i właśnie tak się wydarzyło.

Głosowano w 15. stanach oraz na Samoa Amerykańskich, terytorium nieinkorporowanym USA. Większych zaskoczeń brak, po republikańskiej stronie Trump wygrał we wszystkich miejscach prócz Vermontu, małego i liberalnego stanu w Nowej Anglii. Biden po stronie demokratów poległ jedynie na Samoa Amerykańskich, co warto odnotować bardziej jako ciekawostkę niż fakt o większym politycznym znaczeniu. Obu do zapewnienia sobie wystarczającej liczby delegatów do partyjnej nominacji brakuje niewiele, po obu stronach można mówić o już zakończonym wyścigu.

Negatywne wieści dla Trumpa i Bidena

Mimo pozytywnych dla Bidena i Trumpa informacji o braku konkurencji w swoich partiach prawybory przyniosły też dla 81-latka i 77-latka też kilka negatywnych wieści. Republikanin w starciu z jego ostatnią już wewnątrzpartyjną rywalką Nikki Haley wypadł we wtorek gorzej, niż przewidywały to sondaże, np. w Wirginii spodziewano się, że zwycięży z przewagą nawet 60 punktów procentowych, a skończyło się jedynie na około 30. Tendencja przy tym była prosta, czym bardziej liberalny stan tym niższy był rezultat Trumpa. W kontekście zaciętej walki w listopadzie o stany wahające się z Bidenem jest to zła wróżba dla prezydenta USA w latach 2017-2021. Niepokojący dla nowojorskiego miliardera jest też fakt, że robiony w Karolinie Północnej oraz Wirginii przy okazji Superwtorku sondaż wykazał, że blisko 30 procent wyborców republikańskich twierdzi, że nie zagłosuje na niego, jeśli ten zostanie skazany przez sąd. Nie jest jednak wiadomo, czy do jakiegokolwiek wyroku ws. mierzącego się z 91. zarzutami w czterech sprawach Trumpa dojdzie jeszcze przed listopadem.

Reklama

Superwtorek pokazał, że i po stronie demokratycznej sztabowcy mają o czym myśleć. Główny problem to sprzeciw znacznej części elektoratu po lewej stronie wobec bliskowschodniej polityki Bidena. Pod wpływem kampanii zarzucającej Białemu Domowi wspieranie izraelskich zbrodni wojennych w Strefie Gazy blisko 20 proc. wyborców demokratów w Minnesocie nie zagłosowało we wtorek na żadnego kandydata. Był to wyraz protestu, a kampania trwała jedynie tydzień, jej budżet wynosił zaledwie około 20 tys. dolarów. Był to kolejny tego rodzaju sygnał, kilka dni wcześniej ok. 13 proc. wyborców zdecydowało się na podobny krok w demokratycznych prawyborach w Michigan. To relatywnie pokaźne grupy wyborców, w obu tych stanach na Środkowym-Zachodzie o zwycięstwie na jesieni mogą zadecydować nawet jedynie tysiące głosów.

Wyborcy chcą młodych twarzy

Wszystko wskazuje na to, że Biden i Trump z łatwością zapewnią sobie partyjne nominacje, nawet mimo tego, że miliony Amerykanów bez entuzjazmu patrzy na rewanż z 2020 roku. Zgodnie z sondażem Reuters/Ipsos ze stycznia 67 proc. ankietowanych „jest zmęczonych oglądaniem tych samych kandydatów w wyborach prezydenckich i pragnie kogoś nowego”. To teoretycznie może otwierać okno na dobry wynik dla kandydata trzeciej partii. Jak Robert F. Kennedy Jr., który we wtorek ogłosił, że zebrał wystarczającą liczbę podpisów do startu w wyborach w Nevadzie. Nie jest wykluczone, że jako kandydatka bez poparcia żadnej z partii wystartuje też Haley.