O tym, dlaczego ludzie ciepło wspominają prezydenta Donalda Trumpa oraz o rzeczywistych powodach ich problemów dla CNN piszą Tami Luhby i Alicia Wallace.
Jest tak źle jak za czasów pandemii
Kolejne sondaże pokazują, że Amerykanie mają lepszą opinię o gospodarce za czasów Trumpa niż obecnej, pod rządami Joe Bidena. Badanie przeprowadzone przez CNN w czerwcu br. pokazało, że w kwestiach gospodarczych Trumpowi ufa 51 proc. respondentów. Bidenowi – tylko 32 proc. Inne badanie, przeprowadzone w lipcu br. przez Pew Research Center, wykazało, że 54 proc. osób jest przekonanych, iż Donald Trump potrafi podejmować dobre decyzje gospodarcze. Dobrą opinię o Joe Bidenie w tej kwestii miało tylko 40 proc. osób.
Amerykanie zaczynają oceniać gospodarkę swojego kraju w podobny sposób, jak zaraz po wybuchu pandemii COVID-19, kiedy miliony osób straciło pracę, a życie wszystkich zaczęło się toczyć w rytmie lockdownów. W kwietniu 2020 roku tylko 23 proc. społeczeństwa miało dobrą opinię o stanie gospodarki, podobnie było w maju 2023 roku. Dla porównania – zanim rozpętało się covidowe szaleństwo, w styczniu 2020 roku pozytywną opinię miało 57 proc. respondentów i był to najlepszy wynik od dwóch dekad.
Dziedzictwo Baracka Obamy
Czy to zasługa Donalda Trumpa, że w czasie jego prezydentury Stany Zjednoczone przeżywały prosperity? Nie do końca. Kiedy w 2017 roku republikanin przejął stery w Białym Domu, odziedziczył po Baracku Obamie najlepszą sytuację na rynku pracy od dekad. Już w trakcie jego rządów, od lutego 2017 roku, co miesiąc pojawiało się średnio 181 500 nowych stanowisk pracy. Tuż przed wybuchem pandemii bezrobocie było na najniższym poziomie od… 50 lat. Jego stopa wynosiła 3,5 proc. Również wśród osób czarnych, które wciąż spotykają się w USA z systemową dyskryminacją – tutaj stopa bezrobocia wynosiła 5,3 proc. (zachowała tendencję spadkową w trakcie prezydentury Bidena, osiągając w kwietniu 2023 roku rekordowy poziom 4,8 proc.).
Również średni dochód gospodarstw domowych przed pandemią wyglądał zachwycająco – w 2019 roku odnotował największy wzrost od czterech dekad, osiągając poziom 68 700 dolarów. Wskaźnik ubóstwa spadł do 10,5 proc., osiągając najniższy poziom od sześciu dekad, czyli od czasu rozpoczęcia pomiarów. Najdłuższa hossa w historii Stanów Zjednoczonych, która rozpoczęła się pod rządami Baracka Obamy, wciąż trwała. Co ciekawe, nie minęła, kiedy stery objął Biden – w ciągu ostatnich dwóch lat zwiększyła się odporność amerykańskiego rynku pracy, stopa bezrobocia utrzymywała się na poziomie 4 proc. przez 27 miesięcy (passa nieobserwowana od końcówki lat 60. XX wieku), a wskaźnik zatrudnienia kobiet osiągnął rekordowy poziom 78,1 proc.
Za Bidena ludzi nie stać na majonez
Skoro jest tak dobrze, to czemu jest tak źle – można by zapytać. Bernard Yaros, ekonomista z Oksfordu, zwraca uwagę na to, że dla wielu osób silna gospodarka to coś więcej niż silny rynek pracy. Jego zdaniem tym, co wpłynęło na niskie notowania Joe Bidena w kwestiach gospodarczych, jest galopująca inflacja. Jak do tej pory wskaźnik CPI pozostaje na poziomie 20 proc. wyższym niż miało to miejsce w lutym 2020 roku. I choć ostatnie dane napawają delikatnym optymizmem – roczna inflacja na poziomie 3 proc. jest najniższa od 3 lat – to niekoniecznie amerykańscy konsumenci zdążyli to już odczuć. A to właśnie za prezydentury Bidena miał miejsce najgwałtowniejszy wzrost cen od lat 80. XX wieku.
Jak przypomina Yaros, przeciętni zjadacze chleba nie są ekonomistami i nie myślą jak ekonomiści. Dla nich liczy się praktyka życiowa – za czasów prezydentury Donalda Trumpa ich koszyk z zakupami był bardziej obfity. Zdaniem ekonomisty na pomyleniu realnych działań naprawczych gospodarki z tym, co chcą widzieć i odczuwać wyborcy, Joe Biden okrutnie się poślizgnął. Bardzo prostymi słowami podsumowuje to jedna z rozmówczyń redakcji CNN, Becky Cantrell z Land O’ Lakes na Florydzie, która musiała zrezygnować z kupowania majonezu, bo jej na niego nie stać. „Wszystko było po prostu tańsze, zanim Biden został prezydentem” – powiedziała.