– Chcą do nas przypływać pierwsze jednostki transportowe przez przekop Mierzei Wiślanej, ale z przykrością muszę odmawiać, bo ich zanurzenie to 3,6 m. Do nas mogą wpływać tylko statki o maksymalnym zanurzeniu do 2,2 m. Jak dotąd inwestycja przecinająca Mierzeję Wiślaną nie przynosi wymiernych korzyści – mówi Arkadiusz Zgliński, dyrektor spółki, która zarządza portem morskim w Elblągu. Choć wkrótce minie 10 miesięcy od otwarcia przekopu Mierzei Wiślanej, to przedsięwzięcie wciąż służy jedynie ruchowi turystycznemu. Każdego dnia przeprawia się tam średnio po kilka niedużych jednostek. I tak może być jeszcze bardzo długo. Wciąż nie gaśnie spór o to, kto ma pogłębić ostatni, 900-metrowy odcinek toru wodnego tuż przed zarządzanym przez spółkę komunalną portem w Elblągu. Inwestycja miała sprawić, że mogłyby tam zacząć wpływać statki o zanurzeniu do 4,5 m. Zarówno rząd, jak i władze miasta zarzucają się nawzajem opiniami prawnymi, z których ma wynikać, że obowiązek wykonania niezbędnych prac ciąży na drugiej stronie. Ministerstwo Aktywów Państwowych chciało też dokapitalizować port kwotą 100 mln zł, ale jednocześnie zażądało 51 proc. udziałów w spółce portowej. Miasto uznało, że to nieuczciwa propozycja i ją kategorycznie odrzuciło. Witold Wróblewski, prezydent Elbląga, powołuje się także na ankietę przeprowadzoną wśród mieszkańców. Spośród ponad 11 tys. głosujących prawie 70 proc. opowiedziało się za tym, by kontrolę nad portem nadal sprawował samorząd. Jednocześnie władze miasta mają dość pata w sprawie pogłębiania toru wodnego. Chcą, aby sąd administracyjny rozstrzygnął ten spór. Prawnicy pracują teraz nad wnioskiem w tej sprawie. Sprawa ma niebawem trafić do sądu.

CAŁY TEKST W ŚRODOWYM WYDANIU DGP I NA E-DGP