Niezależnie od tego, czy przewoźnik ma własną bazę paliwową, czy korzysta z powszechnie dostępnych stacji, jest dziś w kłopocie. Pierwsi nie dostają od dostawców, czyli przede wszystkim od Orlenu bądź importerów, całości zamówionych dostaw po cenach hurtowych i muszą ratować się doraźnymi zakupami, za które płacą drożej. Tankowanie „w trasie” wiąże się z ryzykiem, że kierowca trafi na „awarię” dystrybutora i napełni bak na stacji, gdzie nie może skorzystać z rabatów, albo nawet dopiero za granicą, po znacznie wyższych stawkach.

Potrzebujesz? To płać więcej

- Docierają do nas sygnały, że firmy, które mają własne bazy paliwowe, nie otrzymują dostaw na zakontraktowanym poziomie – mówi Maciej Wroński, prezes Związku Pracodawców Transport i Logistyka.

Reklama

W tej sytuacji mogą wyrównywać niedobory paliwa, kupując je od hurtowników. - Jest jednak problem, ponieważ ci nie sprzedają go po cenie hurtowej, która - przypominam - została sztucznie zaniżona przez Orlen. Oferują paliwo, średnio o 1,2 zł na litrze drożej, bo sprowadzili je z zagranicy, gdzie ceny są wyższe. Nie chcą wiec ponosić strat – informuje przedstawiciel jednej z większych firm transportowych w kraju, dysponujący własną bazą paliwową.

Marcin Żabicki z Izby Gospodarczej Komunikacji Miejskiej potwierdza braki na rynku. - Niektórzy przewoźnicy mają problem z tankowaniem paliwa do autobusów. Trzy tygodnie temu, kiedy cena na stacjach spadła z 6,80 zł do 6,20 zł, niektórzy hurtownicy przestali dostarczać paliwo do przedsiębiorstw komunikacji miejskiej. Najgorsza sytuacja była w woj. zachodniopomorskim. W Stargardzie Szczecińskim pośrednik powiedział miejskiemu operatorowi, że dostarczy mu paliwo, ale po wyższej cenie, a nie po tej, którą widać na stacjach. Pośrednik uznał, że umowa musi być renegocjowana - zaznacza Żabicki.

Piotr Krzystek, prezydent Szczecina, również ujawnił niedawno, że autobusy miejskie zaczęły tankować na zwykłych stacjach benzynowych. „Wyłoniony w przetargu dostawca surowca dla naszych spółek komunikacyjnych odmawia realizacji umowy. W naszym kraju doszło do sytuacji, gdy cena paliwa w hurcie jest droższa, niż ta widoczna na stacjach benzynowych. (…) Dla całego rynku to totalna dezorganizacja i niszczenie mniejszych przedsiębiorców przez państwowego molocha. Nasze autobusy tankują więc, gdzie mogą” – napisał na Facebooku Piotr Krzystek.

Urszula Cieślak z Biura Maklerskiego Reflex przyznaje, że obecna sytuacja to anomalia. - Z reguły było tak, że cena dostaw hurtowych z pominięciem stacji była niższa niż cena paliwa na stacjach. W tym momencie to się zmieniło, bo oferta hurtowa jest droższa, a ceny w detalu nie są rynkowe. W efekcie wielu kierowców z firm przewozowych jeśli może, to tankuje na stacjach – mówi.

Dostawcy wolą płacić kary

Pytamy więc firm transportowych, czy nie mogą wyciągnąć konsekwencji z tytułu ograniczonych dostaw od Orlenu.

- W umowach kontraktowych są zapisane kary, jeśli dostawca nie przekaże wskazanej ilości paliwa. Wynoszą one jednak kilka groszy za litr. A to oznacza, że dziś opłaca się je płacić, by mieć olej czy benzynę na użytek własnych stacji, gdzie można je sprzedać drożej. Szczególnie że paliwa zaczyna brakować na rynku – wyjaśnia przedstawiciel jednej z firm transportowych, dodając, że 35-40 proc. pochodziło z importu, a ten został ograniczony, po tym, jak jego sprzedaż stała się nieopłacalna przez nowe cenniki Orlenu.

Dziś, jak tłumaczą nasi rozmówcy, obraca się na polskim rynku paliwem Orlenu i tym pochodzącym z zapasów hurtowników. Odbiorcy nie chcą iść z nimi na wojnę, ponieważ w normalnej sytuacji na rynku korzystają z bardzo korzystnych upustów.

Orlen: Wywiązujemy się z kontraktów

Co na to Orlen? Spółka zapewnia, że „wywiązuje się ze wszystkich kontraktów zawartych z odbiorcami hurtowymi i klientami flotowymi”. Twierdzi też, że „dostawy benzyny i oleju napędowego do wszystkich klientów zewnętrznych oraz na stacje paliw Orlen przebiegają bez zakłóceń”. Według koncernu produkcja własna w rafineriach w Płocku i Gdańsku, uzupełniana importem realizowanym przez koncern, jest wystarczająca, aby wszyscy odbiorcy, którzy posiadają umowy z Grupą Orlen, byli zaopatrywani w taką ilość paliwa, jaką zadeklarowali.

Orlen zaznacza też, że posiada ok. 65 proc. udziału w polskim rynku paliw, obejmującego łącznie sprzedaż detaliczną prowadzoną przez stacje koncernu oraz hurtową na rzecz klientów zewnętrznych. Pozostała część polskiego rynku bilansowana jest importem i obsługiwana przez niezależne firmy.

Gdzie kupić, jak rozliczyć?

Przewoźnicy mówią o narastaniu problemu. – Hurtownicy nie chcą sprzedawać paliwa przewoźnikom po niższych cenach. Tam, gdzie umowy ich nie obligują, to wycofują się z transakcji. Wolą poczekać, aż rynek się ureguluje. To jest coś niewyobrażalnego, że ponad interes gospodarczy stawia się chwilowy interes polityczny. Mamy duży problem, żeby utrzymać na poziomie zadowalającym ceny za fracht, bo nasi zleceniodawcy twierdzą, że mamy dużo tańsze paliwo i nie muszą nam tyle płacić - mówi Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych.

Kłopot mają też firmy, których kierowcy korzystają z kart paliwowych i tankują na powszechnie dostępnych stacjach. - Niestety w ostatni weekend na wielu z nich w naszej okolicy nie było paliwa. Działamy przy granicy. Możemy więc kupić paliwo poza Polską, ale tam cena jest wyższa. To wpływa na opłacalność świadczonych przez nas usług – mówi Kinga Przytocka-Krupa, dyrektor zarządzająca w spółce FF Fracht.

I dodaje, że w takiej sytuacji nie działają mechanizmy korekt paliwowych, czyli zmiany stawek za usługi na wahania cen. Te, zgodnie z umowami, są bowiem robione w oparciu o ceny hurtowe Orlenu, który w tej sytuacji jest de facto monopolistą na rynku. - Gdy kupujemy paliwo drożej, to kosztów z tym związanych nie możemy przerzucić na klientów – zaznacza Kinga Przytocka-Krupa.

MZA: Nie możemy zablokować stacji

- Orlen sprzedaje nam olej napędowy po 6,86 zł za litr. To cena w hurcie. Kupujemy kilkanaście cystern tygodniowo – mówi nam Jan Kuźmiński, prezes stołecznych Miejskich Zakładów Autobusowych. – To prawie złotówkę drożej niż na stacjach benzynowych - dodaje.

Tłumaczy, że w przypadku autobusów MZA tankowanie na mieście nie wchodzi w grę. – Przy dystrybutorach teraz robią się kolejki. Jeśli po wykonaniu kursów wysłałbym kierowcę na stację benzynową, to znacznie przekroczyłby swój czas pracy. W dodatku jeśli mam 1200 autobusów, to bym zablokował wszystkie dystrybutory w Warszawie – zaznacza Kuźmiński.

Ceny na rynku europejskim spadną

Według Urszuli Cieślak ceny paliw w handlu detalicznym nie mogą być zbyt długo zaniżane. Jej zdaniem za kilka, kilkanaście dni zaczną być odzwierciedleniem tego, co wynika ze stawek giełdowych, przy czym sytuacja rynkowa sprzyja Orlenowi. - Złoty umacnia się, a ceny ropy spadają. Wczoraj pojawiły się informacje, że Rosjanie być może zdecydują o odblokowaniu eksportu paliw gotowych, bo mają problem z ich magazynowaniem. To oznacza spadki – zaznacza Urszula Cieślak.