Rumunia drugi raz z rzędu będzie najszybciej rozwijającą się gospodarką w UE. Ale na przeszkodzie może jej stanąć chaos polityczny.

Według najnowszej prognozy Komisji Europejskiej najszybciej rozwijającym się gospodarczo państwem Unii Europejskiej będzie w tym roku Rumunia. O ile wzrostowi nie zaszkodzi pogłębiający się chaos polityczny w kraju. PKB rumuńskiej gospodarki ma się tym razem zwiększyć o 4,4 proc. – przewiduje Komisja w zimowej prognozie gospodarczej dla Unii. To oznacza, że będzie ona jedynym spośród 28 państw Wspólnoty ze wzrostem przekraczającym 4 proc. (drugi jest Luksemburg – 4,0 proc., a trzecia Malta – 3,7 proc.).

Co ważniejsze, nie jest to jednorazowy skok. Rumunia mocno odczuła uderzenie globalnego kryzysu i w 2009 r. musiała nawet skorzystać z pomocy Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Ale od kilku lat rozwija się już równym, szybkim tempem i stale trafia do unijnej czołówki pod względem wzrostu gospodarczego. Już w zeszłym roku awansowała pod tym względem na pierwsze miejsce (4,9 proc.), a w przyszłym ma ustępować tylko niewielkiemu Luksemburgowi.

Oczywiście po części jest to efekt wcześniejszego załamania gospodarczego. Poza tym biedniejszemu krajowi jest zawsze łatwiej generować wysoki wzrost niż bogatemu. Ale to też nie wyjaśnia wszystkiego, bo także kilka innych wskaźników wygląda pozytywnie. Tegoroczne bezrobocie wyniesie – zdaniem Komisji Europejskiej – 5,7 proc., co jest jednym z lepszych wyników w Unii, a co ważniejsze, z roku na rok spada. Deficyt budżetowy do zeszłego roku włącznie mieścił się poniżej dopuszczalnej granicy 3 proc. PKB, z kolei poziom długu publicznego, który sięga 40 proc. PKB, może budzić zazdrość wielu państw, szczególnie z zachodniej części kontynentu.

>>> Czytaj też: Rumunia: Prezydent krytykuje rząd za kryzys, ale nie chce jego dymisji

Reklama

Jednak na tym ogólnie optymistycznym obrazie są dwie rysy. Pierwsza to trwające od połowy stycznia antyrządowe protesty, których siła trochę osłabła, lecz nic nie zapowiada, by szybko się skończyły. Miniona niedziela była 27. kolejnym wieczorem, w którym mieszkańcy Bukaresztu wyszli na ulice. Powodem niezadowolenia społecznego nie jest jednak gospodarka, lecz zaproponowane przez nowy, zaprzysiężony na początku stycznia rząd zmiany w kodeksie karnym i łącząca się z tym amnestia dla sprawców niektórych przestępstw. Chodzi o te związane z korupcją i nadużywaniem władzy. Zdaniem protestujących zmiany zostały wprowadzone po to, by byli i obecni politycy rządzącej Partii Socjaldemokratycznej mogli uniknąć odpowiedzialności, a poza tym utrudnią one walkę z korupcją, która wciąż jest w Rumunii poważnym problemem.

Ten ostatni zarzut podziela także Unia, która wyraziła swoje zaniepokojenie. W szczytowym momencie – 5 lutego – na ulicach rumuńskich miast protestowało ponad 500 tys. osób. Demonstrantom udało się osiągnąć kilka sukcesów. Rząd wycofał się z niektórych proponowanych zmian, a minister sprawiedliwości podał się do dymisji. Ale ustępstwa nie zakończyły sprawy. Protestujący chcą rezygnacji całego rządu Sorina Grindeanu i rozpisania przedterminowych wyborów (ostatnie odbyły się zaledwie na początku grudnia). A zarówno nowe wybory, jak i codzienne demonstracje – nawet mimo tego, że frekwencja na protestach spadła do kilku tysięcy – nie przyczynią się do postrzegania Rumunii jako stabilnego politycznie kraju, co prędzej czy później zacznie się odbijać na gospodarce.

Gorzej, że jest jeszcze druga rysa. Funkcjonowanie obecnego rządu też może nie być korzystne dla gospodarki. Socjaldemokraci wygrali grudniowe wybory, obiecując podniesienie świadczeń społecznych i zwiększone inwestycje w infrastrukturę, ale nie bardzo wiadomo, w jaki sposób zamierzają te wydatki sfinansować. Prezydent Klaus Iohannis, opozycja i zagraniczne instytucje finansowe uważają, że rządowe założenia budżetowe – deficyt w wysokości 2,99 proc. PKB, czyli tuż poniżej dopuszczalnego poziomu, przy wzroście gospodarczym 5,2 proc. – są nadmiernie optymistyczne.

Zwłaszcza sprawa deficytu jest niepokojąca – w 2014 i 2015 r. znajdował się on poniżej 1 proc., w zeszłym, wyborczym roku wzrósł, ale nadal się mieścił w limicie. Tymczasem Komisja Europejska prognozuje, że w bieżącym roku wyniesie on 3,6 proc., a w przyszłym – nawet 3,9 proc. W obu przypadkach byłby to najgorszy wynik w całej Unii i Rumunia musiałaby się liczyć z objęciem unijną procedurą nadmiernego deficytu. Pierwszy niepokojący sygnał już się zresztą pojawił; indeks zaufania do gospodarki, sporządzany przez stowarzyszenie przedsiębiorców CFA Romania, spadł w lutym w porównaniu ze styczniem o 6,4 pkt proc.

>>> Czytaj też: Masowe demonstracje w Rumunii. Pół miliona osób wyszło na ulice