Ponieważ wygląda na to, że ten system oszczędził hiszpańskim bankom większości kłopotów, jakie stały się udziałem ich międzynarodowych rywali, dziś rozpatruje się go jako model przydatny w branży w skali globalnej. Ta kwestia wzbudza wielkie zainteresowanie.
Na konferencji zorganizowanej w poniedziałek w Paryżu przez Europejskie Stowarzyszenie Nadzoru Giełdowego dwugodzinne spotkanie w sprawie rachunkowości było w większości poświęcone tworzeniu rezerw, czyli gromadzeniu w pomyślnych czasach funduszy, które można wykorzystać w gorszych okresach. Spotkanie przyciągnęło luminarzy, w tym Michaela Prada, byłego szefa francuskiej instytucji nadzorczej, oraz Hansa Hoogervosta, szefa holenderskiego nadzoru, a jednocześnie współprzewodniczącego nowej grupy doradczej ds. rachunkowości, która monitoruje rolę tej dziedziny w kryzysie finansowym.
Organy regulacyjne są bardzo zainteresowane stworzeniem systemu, który miałby charakter bardziej „przeciwcykliczny”, czyli sprzyjałby tworzeniu w latach dobrych amortyzatora na gorsze czasy. Takie podejście zyskało poparcie w raporcie Jacquesa da Larosiere, byłego gubernatora Banku Francji, w którym wezwał on do akceptacji posunięć, sprzyjających ograniczeniu procyklicznego charakteru obecnych zasad w dziedzinie regulacji i rachunkowości dla banków. W tym jednak punkcie przedstawiciele organów regulacyjnych napotykają opór ze strony twórców przepisów o rachunkowości. Przyjęli oni wcześniej twarde stanowisko w sprawie licznych szachrajskich sztuczek księgowych, mających na celu „podkręcenie” zysków.
Teraz zdecydowani trzymać się osiągnięć, poczynionych we wdrażaniu kluczowych dla nich zasad przejrzystości oraz odzwierciedlania w sprawozdawczości czystych realiów gospodarczych. Niepokoi ich, że tworzenie rezerw może umożliwić powrót do dobrze znanych chwytów: pojawiania się tzw. rachunkowości pojemnika na ciasteczka, czyli sytuacji, w której menedżerowie w dobrych czasach zapominali o odpisach, a potem, w gorszych czasach, marne wyniki kamuflowali wpływem sytuacji ogólnej.
Reklama
Bank Hiszpanii jest przekonany, że przy jego systemie rezerw do czegoś takiego nie dochodziło. Jego urzędnicy drobiazgowo analizują wewnętrzne bankowe modele rezerw, a w razie potrzeby dostarczają własnych. Określają również górny pułap rezerw w celu uniknięcia niebezpieczeństwa zbytniego ich wzrostu. Bank centralny Hiszpanii zauważa również, że zwykłe sprawozdania o wielkości udzielonych pożyczek - bez uwzględnienia rezerw wynikających z tego, że część z nich nie zostanie spłacona - prowadzi do przeszacowania ewentualnych zysków. I w tym ma rzeczywiście rację.
Banki rejestrują udzielone pożyczki, a odsetki od nich traktują jak dochody. Ten szacunek opiera się na poziomie stóp procentowych, które są tym wyższe, im bardziej ryzykowna jest dana pożyczka. Jednak ujmując w sprawozdania te ryzykowne pożyczki bez utworzenia pewnych rezerw związanych z tym, że niektóre z nich mogą się okazać niespłacalne, bank przyczynia się do nasilenia procyklicznego charakteru rachunkowości, gdyż zawyża zyski podczas boomu, a w czasach, gdy jego zyski zaczynają maleć, powoduje pogłębianie się spowolnienia gospodarczego. Problem stanowi tu rozpisanie spodziewanych zmian w czasie: wiadomo, że w ciągu całego cyklu koniunkturalnego pewien odsetek pożyczek pójdzie na straty, w jakim jednak momencie należy je umieścić w sprawozdaniu?
Jeśli - jak w Hiszpanii - tuż po ich udzieleniu będzie to wyglądać nierealistycznie, bo gdyby bank wiedział, że pożyczka jest beznadziejna, toby jej nie przyznał. Jeśli natomiast wykaże się je później, gdy zaczną już powstawać starty, może to mieć charakter procykliczny. Ponieważ obecnie istnieje duża awersja do procykliczności, hiszpański model ma szanse na zyskanie popularności. Ma on jednak pewną zasadniczą wadę: badania jego ekonomicznych skutków dotyczą tylko Hiszpanii, nie obejmują pożyczek udzielonych poza krajem. Dlatego chyba nie zawsze będzie on mógł stanowić rozwiązanie dla reszty świata.