Ostatnie półtora roku to najgorszy okres dla rynku finansowego i kapitałowego od wielu dziesięcioleci. Mimo to, rynki funkcjonują, inwestorzy inwestują, a spółki pozyskują kapitał. Trudno mówić o rozkwicie, ale nie ma też co załamywać rąk i mówić o zapaści.
W ubiegłym roku główne indeksy giełdowe w Warszawie straciły około połowę swojej wartości. Wskaźniki charakteryzujące koniunkturę na rynku małych i średnich spółek zniżkowały jeszcze mocniej. Wyceny akcji większości spółek drastycznie się obniżyły. Wydawałoby się, że tak potężna dekoniunktura drastycznie zahamuje funkcjonowanie rynku pierwotnego. Sądzono, że niewielu odważy się zaangażować kapitał na kupno akcji emitowanych przez spółki, a spółki będą wstrzymywać się z emisją akcji w oczekiwaniu na lepsze czasy (takie, w których za akcje będzie można uzyskać wyższą cenę).
Tymczasem w kryzysowym 2008 r. w Polsce miało miejsce 88 publicznych emisji akcji o wartości 4,3 mld zł. To spadek o jedną trzecią jeśli chodzi o liczbę emisji i o połowę pod względem wartości emisji w porównaniu do rekordowego w historii polskiego rynku kapitałowego roku 2007. Ale jeśli ubiegłoroczne dane porównamy do całkiem dobrego i niekryzysowego 2006 r., okaże się, że spadek wyniósł zaledwie 7 proc. pod względem liczby emisji i 12 proc. pod względem ich wartości. W tym kontekście można raczej mówić o powrocie do normalności, niż o załamaniu.

Niezły 2008 r.

Całkiem nieźle prezentowała się w ubiegłym roku liczba spółek debiutujących na giełdzie. Znów – pomijając zupełnie niezwykły 2007 rok, w którym na parkiet wkroczyło aż 81 nowych firm – 33 debiuty to wynik tylko minimalnie gorszy niż w okresie hossy w latach 2004-2006, kiedy na warszawskim parkiecie pojawiało się co roku 35-38 firm. Warto zauważyć, że nasza giełda w ubiegłym roku pod względem liczby debiutantów dała się wyprzedzić Londynowi zaledwie o pięć spółek. Warto też zwrócić uwagę, że na pobicie rekordu pod względem liczby debiutantów z 1997 r. Warszawa czekała aż 10 lat. Dopiero w 2007 r. został on zdecydowanie poprawiony.
Reklama
Historia naszej giełdy jest jeszcze zbyt krótka, by można było dostrzec wyraźne zależności między koniunkturą panującą na rynku, a aktywnością rynku pierwotnego. Obserwacje te mogą być również zakłócone przez zróżnicowane tempo procesu prywatyzacji. Jego nasilenie skutkowało w znacznej mierze dużą liczbą debiutów giełdowych w latach 1997-98. Późniejszy spadek ich liczby trudno wiązać z gospodarczą czy giełdową dekoniunkturą. Jej wpływ był odczuwalny u schyłku poprzedniej, internetowej hossy i w ciągu dwóch lat po pęknięciu spekulacyjnej bańki. Liczba debiutów w latach 2001-2003 była wręcz symboliczna. Czy można z tego wyciągać jakieś wnioski na najbliższą przyszłość? Wartość prognostyczna tych obserwacji wydaje się niewielka.

2009 r. będzie słabszy

Oczywiście, należy się liczyć z pewnym zahamowaniem tempa rozwoju na rynku pierwotnym, czyli zarówno liczby i wartości emisji akcji, jaki debiutów na giełdowym parkiecie. Jak pokazują ostatnie doświadczenia, reaguje on na zmiany koniunktury z pewnym opóźnieniem. Najlepszym tego przykładem jest rok 2007, w którym padł dotychczasowy rekord wszechczasów, mimo że już od połowy roku rynki giełdowe załamywały się, a i symptomy globalnego kryzysu finansowego były coraz bardziej widoczne. Jeśli ktoś miał co do tego wątpliwości, pozbył się ich ostatecznie w ciągu ostatnich trzech miesięcy ubiegłego roku. Niezłe rezultaty rynku pierwotnego w 2008 r. mogą być jeszcze wynikiem tej bezwładności. Ten rok będzie prawdopodobnie jeszcze nieco słabszy. Wszak spowolnienie w realnej gospodarce będzie w nim chyba najmocniej odczuwalne. Ale mamy też do czynienia z występowaniem istotnego czynnika, który może spowodować, że wcale nie musimy się obawiać poważniejszego zastoju. Czynnikiem tym jest mocno utrudniony dostęp firm do finansowania w postaci kredytu. A wiele wskazuje, że zjawisko to szybko nie ustąpi. To właśnie może stanowić szansę rozwoju rynku kapitałowego i poważne zwiększenie jego roli w finansowaniu działalności i rozwoju firm. Polska gospodarka ma wielkie szanse na stosunkowo łagodny przebieg dekoniunktury, a gdy zaczną się pojawiać pierwsze bardziej wyraźne sygnały odwracania się niekorzystnych tendencji, inwestorzy zainteresowani kupnem akcji z nowych emisji mogą znaleźć się bardzo szybko a i chętnych do skorzystania z tego źródła z pewnością nie zabraknie.

Rekordu nie będzie

Niezbyt optymistyczna sytuacja na rynku pierwotnym w pierwszych miesiącach roku wcale nie musi przemawiać przeciwko takiemu scenariuszowi. Podobnie było też w ubiegłym roku, w którym w pierwszym kwartale na parkiecie pojawiło się zaledwie pięciu debiutantów. W tym roku mieliśmy ich trzech, w tym jeden to „transfer” z New Connect. Cztery spółki (CP Energia, Aplisens, Piecobiogaz i GPM Vindexus) dokonały emisji akcji, trzy oferty publiczne są w toku (SAF, EMC Instytut Medyczny, Bogdanka), a do końca roku planowanych jest ponad 30 ofert publicznych. Na rekord z pewnością się nie zanosi, ale i nie powinno być nudno na rynku pierwotnym. Tym bardziej, że wśród pretendentów do debiutu są takie firmy, jak Giełda Papierów Wartościowych, PKP Intercity, LOT, dwa wielkie koncerny energetyczne (Polska Grupa Energetyczna i Energia) oraz BGŻ.