Najnowsze artykuły z Financial Times w serwisie "Financial Times w Forsalu".

Dzisiaj z niewielką przesadą można powiedzieć, że brokerzy hazardziści w Europie trafiają do więzienia na bardzo krótko, a wcześniej próbują tłumaczyć, iż wyrządzone przez nich szkody wynikają w większości z błędów głupich dyrektorów.

Liczą się tylko interesy aż do pełnego zaślepienia

Takie wyjaśnienia, oraz powrót do etosu „business as usual” w odniesieniu do premii w bankach, sugerują, że gen wstydu całkowicie zniknął z systemu finansowego. Brak wrażliwości bankierów wobec szerszych aspektów społecznych jest także symptomatyczne dla kultury, w której liczą się tylko interesy aż do punktu zupełnego zaślepienia. Ostatnie wyniki wielkich banków po raz kolejny potwierdzają, że ich zyski w coraz większym stopniu zależą do gry na giełdzie (proprietary trading). I etyczne rygory bardzo rzadko kierują traderami. Jak mówi Roger Bootel z Capital Economics, w świecie finansowego biznesu jest takie dziwaczne, i być może unikatowe, zjawisko, że traderzy są chwaleni przez szefów i kolegów za „wypatroszenie” swoich klientów. Z podobnym brakiem zasad etycznych mieliśmy do czynienia na rynku kredytów hipotecznych subprime, mało wiarygodnych, kiedy płacono olbrzymie premie za przedłużanie pożyczek dla ludzi bez żadnej perspektywy obsługi kredytu lub spłaty długu.

Reklama

Na takich rynkach zaufanie jest rzadkim towarem. Wiele napisano o tym, jak perwersyjne zachęty mobilizowały bankierów do działań, w wyniku których cały system został postawiony w stan ryzyka. Mniej natomiast zwraca się uwagę na to, że kiedy zachęty popychają ludzi tam, gdzie są oni na bakier z etycznym zachowaniem, wówczas po grzbiecie dostają klienci i dochodzi do nadużycia konfliktu interesów.

W świecie finansów, gdzie brak jest zaufania, jedynym sposobem na ukrócenie niecnych zachowań są twarde regulacje. Mamy do czynienia z taką skalą finansowego pogromu, że całkowicie naturalnie należałoby oczekiwać zdecydowanej odpowiedzi regulatorów w sprawie podobnych zachowań, jak również w kwestii systemowego ryzyka. Jednak obecne kontrowersje wokół premii po obu stronach Atlantyku każą powątpiewać, czy regulatorzy mają odwagę do podjęcia walki.

Banki centralne wcale nie są lepsze

W Wielkiej Brytanii członkowie rządu czują to wyraźne, że nadzór finansowy, Financial Services Authority, przekomarza się w sprawie płac bankierów obawiając się, iż co bardziej doświadczeni bankierzy zaczną gremialnie wyjeżdżać z Wysp szukając bardziej pobłażliwego prawodawstwa. To wskazuje na jedno z najbardziej niefortunnych konsekwencji finansowego krachu. Z jednej strony, mamy deglobalizację, proces polegający na skróceniu łańcucha dostaw i wysuwaniu pod adresem międzynarodowych banków żądań spełnienia surowszych wymogów kapitałowych. Z drugiej strony, obserwujemy przyspieszenie tego, co można określić mianem chorobliwej globalizacji. Rynek pracy dla czołowych bankierów ma charakter międzynarodowy i cechuje go duża elastyczność. I byłby jeszcze bardziej elastyczny, gdyby istniały większe różnice między poszczególnymi krajami w dziedzinie regulacji płac i zachęt finansowych. A władza regulatorów z pewnością byłaby większa w rezultacie reakcji prawodawców na kryzys.

Ale politycy w tej sprawie nie są aniołami. Oni chcieliby, że banki pożyczały więcej, a bankierzy zarabiali mniej. Świat anglofilów potrzebuje mocnego i jasnego przesłania. Ponieważ zarówno gospodarstwa domowe, jak i banki spłacają długi, popyt na kredyt na Wyspach jest bardzo nikły. A w międzyczasie lekarstwo centralnych bankierów na zwiększenie kredytów - quantitative easing, czyli dodrukowywanie pieniędzy - prowadzi jedynie do pompowania cen aktywów, gdyż wykup obligacji przez bank centralny wręcz wpycha pieniądze do rąk instytucjonalnych inwestorów.

W Wielkiej Brytanii ministrów zwodzi się także argumentem, ze przewaga konkurencyjna kraju w sferze usług finansowych nie może być zagrożona wskutek zbyt drakońskiej odpowiedzi regulatorów na kryzys. Dlatego ze spokojem utrzymują oni model uniwersalnej bankowości, która zezwala na podejmowanie wielkiego ryzyka w rożnych instrumentach finansowych. Dlatego z podobnym spokojem odnoszą się kwestii moralnego hazardu i niechętnie myślą o ograniczaniu wielkości banków, które są zbyt duże, żeby upaść.

Nie wróży to dobrze możliwości uniknięcia kolejnych krachów lub sytuacji rozdętych aktywów. Nie świadczy to również dobrze o tych centralnych bankierach, którzy argumentują, że ponieważ jest bardzo trudno rozpoznać rozdęte aktywa (bubbles), a jeszcze bardziej niebezpieczne jest przekłucie takiego balonu, właściwa polityka sprowadza się po prostu do sprzątania, już po fakcie. Bałagan jest zbyt duży. Samo sprzątanie z pewnością nie zdoła rozwiązać takich problemów jak nadmierna i moralnie ryzykowna koncentracja w bankach oraz systemu płac, który szczodrze wynagradza za posunięcia przynoszące zyski, ale nie karze za grę przynoszącą straty. A niektórym centralnym bankierom, podobnie jak traderom hazardzistom, także brakuje genu wstydu.

Tłum. T.B.