W przeprowadzonym w weekend przetargu na prawo do wydobycia przeszło jednej czwartej wszystkich złóż irackiej ropy przedsiębiorstwa z amerykańskim kapitałem poniosły sromotną klęskę.
Prawo do wydobycia surowca na polu naftowym Zachodnia Kurna (położone na południu Iraku, blisko granicy z Kuwejtem), gdzie znajduje się 28 proc. wszystkich irackich zasobów, dostanie holding współtworzony przez Łukoil i norweski ASA Statoil, ogłosiły w sobotę władze w Bagdadzie. W sumie przez najbliższych sześć lat będzie on mógł wydobyć aż 1,8 mld baryłek ropy. Identyczną ilość wypompuje drugi z głównych zwycięzców przetargu, czyli holendersko-brytyjski Royal Dutch Shell w spółce z malezyjskim potentatem Petroliam Nasional Bhd. Mniejszymi kontraktami podzielą się także BP sprzymierzony z China National Petroleum Corp., rosyjski OAO Gazprom i zarejestrowany w Angoli koncern Sonangol.
Do przetargu na eksploatację Zachodniej Kurny stanęło siedem wielkich amerykańskich firm, jednak żadna z nich nie dostała poważniejszej umowy. Za nagrodę pocieszenia można uznać co najwyżej kilka mniejszych kontraktów, w jakich udziałowcami są teksański Exxon i kalifornijski Occidental Petroleum. – Rezultat weekendowych negocjacji w Bagdadzie zakrawa na ironię. Dziś, gdy inwazja na Irak w 2003 r. została skompromitowana, a jej architekci, czyli George W. Bush i Tony Blair są odsądzani od czci i wiary, powszechnie sądzi się, że obalenie Saddama Husajna było motywowane przede wszystkim pazernością. Ameryka chciała podobno położyć rękę na irackiej ropie. Teraz się okazuje, że firmy z USA na tamtejszym surowcu niewiele zarobią – mówi Tarik Szafik, doradca londyńskiej firmy Petrolog & Associates.

W praktyce okazuje się, że amerykańskie konsorcja nie były w stanie zapewnić Bagdadowi tak atrakcyjnych warunków, jak Rosjanie czy Chińczycy. Łukoil czy China National Petroleum dysponują bowiem znacznie tańszą siłą roboczą.

Reklama



Tymczasem amerykańscy dyplomaci robią dobrą minę do złej gry. – Cieszę się, że procedury przetargu przebiegły zgodnie z najwyższymi międzynarodowymi standardami. Dla Iraku to osiągnięcie o historycznym znaczeniu. Oczywiście zwraca naszą uwagę nieobecność firm z USA, ale nie jestem upoważniony do komentowania tego – oświadczył ambasador USA w Bagdadzie Christopher Hill.
Analityków chiński sukces jednak wcale nie dziwi. W przeciwieństwie do Amerykanów pracujący w Iraku dyplomaci z Państwa Środka starali się unikać blasku kamer i powoli budowali swój autorytet wśród miejscowych. Iraccy urzędnicy z podziwem patrzą na wysłanników Pekinu, biegle władających arabskim i świetnie orientujących się w niuansach lokalnej polityki. – To bardzo profesjonalni partnerzy. Poza tym zdajemy sobie sprawę z tego, że Chiny są na drodze, by stać się ekonomiczną i technologiczną potęgą – powiedział na konferencji prasowej rzecznik irackiego ministerstwa ds. przemysłu naftowego Assam Dżihad.
Rozparcelowanie pola Zachodnia Kurna to już drugie podejście irackiego rządu, by przywrócić niegdysiejszą świetność przemysłu naftowego, w tym trzecim co do potencjału złóż kraju. W czerwcu Bagdad przydzielił spółce BP i China National Petroleum kontrakt na eksploatację największego pola w Iraku – złoża Rumaila.
Chodzi oczywiście o zasilenie budżetu dochodami z ropy. Dziś w Iraku wydobywa się 2,4 mln baryłek dziennie. – Liczymy na to, że w ciągu kilku lat uda się nam zwiększyć tę liczbę do 12 mln baryłek – zadeklarował na konferencji po przetargu minister ds. przemysłu naftowego Husejn Al-Szahristani. Irak będzie wówczas zarabiać na koncesjach naftowych 200 mld dol. rocznie. Niepokój inwestorów budzi jednak eskalacja przemocy w ostatnim czasie. – Wtorkowe zamachy w Bagdadzie, w których zginęło ponad 100 osób, napawają obawą, że pracującym przy wydobyciu ludziom nie da się zapewnić należytego bezpieczeństwa – ocenił w rozmowie z Agencją Reutera Samuel Ciszek, analityk z IHS Global Insight.