Producenci odczuli to, że mniej polskich bombek trafia na amerykański rynek. W kętrzyńskiej firmie Tadeusza Doroszko, która produkuje od 15 lat bombki z 50 pracowników zostało 10. "Przez ostatnie 10 lat miałem odbiorcę w Stanach Zjednoczonych, który brał ode mnie 90 proc. produkcji. Mieliśmy jak u Pana Boga za piecem, niestety amerykańska firma zbankrutowała" - powiedział PAP właściciel.

Jeszcze rok temu firma z Kętrzyna produkowała na amerykański rynek bombki z wizerunkiem czarnoskórego Jezusa i aniołami. Cieszyły się one dużą popularnością. Teraz swoją ofertę kętrzyńska firma kieruje głównie na rynek polski oraz do Szwecji i Norwegii. "Przed świętami jest duży ruch, mamy zamówienia i pracujemy pełną parą. Mógłbym zatrudnić dodatkowe osoby, ale co będę mógł im zaoferować w styczniu, gdy produkcja zmaleje?"- zastanawia się Doroszko.

>>> CZYTAJ TEŻ: Świąteczny biznes w rozkwicie

Dodał, że ma duże nadzieje na podpisanie nowych kontraktów podczas targów ozdób świątecznych i choinkowych we Frankfurcie nad Menem. To największa tego typu impreza; odbywa się co roku w lutym. Doroszko mniejszą sprzedaż tłumaczy tym, że bombki ręcznie wytwarzane są traktowane jako towar luksusowy. "Odbiorcy uważają, że najpierw ludzie muszą mieć co zjeść i w co się ubrać by pozwolić sobie w dalszej kolejności na zakup pięknych bombek" - dodał.

Reklama

Zakład Ozdób Choinkowych Dagmara z Jasła także odczuł spowolnienie gospodarcze wśród zagranicznych odbiorców. Jak poinformował PAP Bartosz Jankowski z firmy, spadek obrotów w krajach Europy Zachodniej i Ameryki Północnej przekroczył średnio 50 proc. a w najgorszych przypadkach nawet do 70 proc. Także on wskazuje, na to, że bombki traktowane są przez odbiorców jako towar luksusowy i dlatego w czasie oszczędzania nie są przez nich kupowane.

>>> CZYTAJ TEŻ: W czym tkwi sukces gospodarczy Polski?



Dodał, że jego firma zaczęła szukać rynków zbytu na wschodzie: w Rosji i krajach Dalekiego Wschodu i to one stały się odbiorcami bombek ręcznie malowanych i innych ozdób choinkowych.

Również podkarpackie Centrum Opakowań w Krośnie, które ma w ofercie bombki ręcznie malowane ocenia, że sprzedaż w porównaniu z ubiegłym rokiem zmalała o 20-30 procent. "Naszymi odbiorcami są firmy, hotele i pensjonaty, które zamawiają bombki z logo jako prezent dla swych klientów lub do wystroju wnętrz. W ubiegłym roku klienci zamawiali po 100 bombek, teraz ograniczają swe zakupy do 20-30 albo w ogóle rezygnują" - powiedziała Małgorzata Michalak z działu sprzedaży. Dodaje, że bombki nie są tanie, bo cena jednej może sięgać 30 złotych.

>>> CZYTAJ TEŻ: Polska żywność hitem eksportowym mimo kryzysu

W firmie bombkarskiej Aboz z Częstochowy szacuje się, że rynek odbiorców krajowych skurczył się trzykrotnie. "My dostarczamy bombki do polskich supermarketów; pocieszamy się, że być może sytuacja w przyszłym roku się poprawi" - powiedział przedstawiciel firmy.

Tylko jeden rozmówca PAP - szef firmy Silverado z Józefowa pod Warszawą Piotr Dołbień - nie narzekał na kryzys. "Oczywiście jest presja cenowa, szczególnie u odbiorców zagranicznych, ale ona zawsze była. Wychodzimy naprzeciw klientowi i prowadzimy elastyczną politykę cenową, proponując niższe ceny" - to jego recepta na sukces. Dodał, że odbiorcą bombek produkowanych w jego firmie są w 95 procentach Stany Zjednoczone; zaś na rynku krajowym w tym roku notuje wzrost sprzedaży o 20 proc.