JOLANTA TALARCZYK: Niekiedy politycy stawiają naukę do kąta za to, że nie wspiera należycie górnictwa, które od kilku już lat boryka się z tymi samymi problemami – malejącym wydobyciem, niską rentownością i nikłymi sukcesami w poprawie bezpieczeństwa pracy w kopalniach. Czuje się pan winny?
PROF. ANTONI TAJDUŚ: Takie opinie są może chwytliwe medialnie, ale nie zgadzam się z nimi. Robimy co możemy, na co starcza środków, a nawet więcej niż pozwalają uwarunkowania krajowe. Jesteśmy skuteczni w pozyskiwaniu pieniędzy unijnych na badania naukowe. Nie mamy powodów do kompleksów. Światowy Kongres Górniczy, którego gospodarzem była Polska, pokazał, że nasz dorobek jest doceniany w skali globalnej. My nie tylko dajemy światowemu górnictwu dobrze wykształconych inżynierów, ale także technologię, maszyny i urządzenia oraz ratownictwo górnicze, które jeździ na pomoc ofiarom katastrof w różnych zakątkach globu. Za tym rynkowym potencjałem polskiego górnictwa, który mierzy się nie tylko wielkością wydobycia, stoi nauka. Bez ośrodków naukowo-badawczych i wyższych uczelni być może naszego przemysłu wydobywczego po latach niezbyt udanej restrukturyzacji już by nie było. A w każdym razie na pewno nie w takim kształcie jak obecnie.
Niedawno w trzech centrach wydobywczych przeszła fala wstrząsów wysokoenergetycznych i ludzie zaczęli się bać już nie tylko o górników, ale także o swoje bezpieczeństwo w domach oddalonych od kopalń nawet o kilkadziesiąt kilometrów. Czy takie zagrożenia można eliminować?
Jeśli Polska chce mieć wysokie bezpieczeństwo energetyczne, a ono jest obecnie wysokie, bo mamy węgiel kamienny i brunatny, to musimy utrzymać wydobycie na obecnym poziomie. Bezpieczeństwo energetyczne zawsze opiera się na własnych zasobach, a zatem pewną część środków trzeba co roku przeznaczać na badania. Niektórym wydaje się, że górnictwo to nie jest kierunek przyszłościowy. Skoro przez 30 następnych lat chcemy mieć energię z węgla, to musimy inwestować. Zagrożenia można minimalizować, ale potrzebne są do tego badania. Nie demonizujmy niebezpieczeństw, choć ich lekceważyć nie można. Niekiedy spotykam się z bezsensownym porównywaniem naszych kopalń z amerykańskimi czy australijskimi. Tam wybiera się węgiel metodą powierzchniową lub na poziomie 200–300 metrów. A my fedrujemy 700 i ponad 1000 metrów pod ziemią. To inna skala, inne problemy. Jeśli mówimy, że górnictwo ma stanowić istotne źródło energii, to nie możemy mówić, że nie będziemy go rozwijać i zastąpimy go tanim importem. Jak nie wykorzystamy własnych surowców, to importowane znacznie podrożeją.
Reklama
AGH będzie kształcić kadry dla energetyki jądrowej, a zatem nie stoicie murem za górnictwem węglowym.
Kryzys się skończy i gospodarka za 30 lat będzie potrzebowała o 50 proc. więcej energii niż obecnie. Ilość spalanego węgla musi utrzymać się na tym samym poziomie co teraz, ale procentowo udział tego surowca w bilansie energetycznym będzie się zmniejszał. Ta różnica musi być zastąpiona poprzez energetykę jądrową lub synergię węglowo-jądrową. Opowieści o energetyce odnawialnej są miłe dla ucha, ale trzeba mieć świadomość proporcji. Żeby wyprodukować tyle energii, ile dostarcza dzisiaj elektrownia Bełchatów, trzeba byłoby 16 tysięcy wiatraków. Gdzie je postawimy, skąd przywieziemy wiatr, żeby nie stały nieruchomo? Mówię to z przekąsem, ale to pokazuje, że na energetykę odnawialną trzeba patrzeć spokojnie. Ważne będą paliwa stałe. Była nadzieja na metan z kopalń węglowych. Robiono próby w Jastrzębiu-Zdroju, okazało się, że trzeba strzelać, robić wiercenia i technologia przemysłowego wykorzystania jest zbyt droga w zastosowaniu. Metan wydzielający się z górotworu podczas wydobycia węgla może być użyteczny lokalnie i do zaspokojenia potrzeb energetycznych kopalni, dla której jest on obecnie problemem ubocznym prowadzonej eksploatacji.
Czy nauka wpływa na bieżącą eksploatację?
Eksperci z różnych ośrodków są w komisjach, które wydają opinie w sprawie najbezpieczniejszych sposobów prowadzenia robót górniczych w konkretnych warunkach. Takie decyzje nie są podejmowane zza biurka. Chcemy zdecydowanie ograniczenia liczby wypadków, chociaż trzeba powiedzieć, że w porównaniu do Chin czy Ukrainy nasze kopalnie są bezpieczne. Dlatego trudno poprawić wyśrubowane wysoko wskaźniki dotyczące bezpieczeństwa. Dawniej w kopalniach było tylko tąpnięcie czy wybuch gazu, a obecnie mamy oba skojarzone zjawiska. Dlatego inaczej niż 20–30 lat temu trzeba badać zagrożenia. Pogarszają się warunki naturalne, ponieważ następuje wzrost głębokości eksploatacji i wzrastają wielkości wybrania przestrzeni podziemnej, bo niektóre kopalnie mają po 100 lat lub więcej. Tąpania do pewnej głębokości, powiedzmy do 300–400 metrów, pojawiają się sporadycznie. Im głębiej, tym ich więcej, choć nie jest to tylko kwestia metrów dzielących chodnik od powierzchni. Istotne są właściwości skał i uwarunkowania geologiczne.
Skoro możliwości budżetu państwa są ograniczone i brakuje pieniędzy na prowadzenie badań podstawowych nad skojarzonymi zagrożeniami, to czy w takie interdyscyplinarne tematy nie powinni wejść przedsiębiorcy górniczy?
Przedsiębiorcy zachowują się racjonalnie. Obecnie nasze koncerny węglowe są ciągle niedoinwestowanie i walczą o dobre wyniki, a te krążą koło zera. Nie mają takich pieniędzy, które można wydać na wspieranie nauki. W miarę swoich możliwości finansują badania szczegółowe potrzebne do rozwiązania problemu swojej kopalni. Szerokie tematy badawcze to projekty zewnętrze i spółki węglowe mogłyby w nich uczestniczyć na zasadzie połączenia swoich wysiłków finansowych. W tej chwili nie ma takich tendencji. Sądzę, że wejdą w realizację programu dotyczącego zgazowania węgla, ale jeszcze nie dziś. Obecnie mamy na to grant europejski. Stworzyliśmy Węzeł Wiedzy, którego liderem jest AGH, ale współdziałają z nami Politechnika Śląska, Uniwersytet Śląski, Uniwersytet Jagielloński, Politechnika Wrocławska, Główny Instytut Górnictwa, Instytut Chemicznej Przeróbki Węgla, Tauron, ZAK Kędzierzyn, Lotos, PGNiG. Liczymy, że uzyskamy duże środki z UE na inne niż dotychczas wykorzystanie węgla. Zaplanowano te badania na 15 lat. Efekty pojawią się za jakiś czas. Jeżeli uda się na szeroką skalę prowadzić podziemne zgazowanie, to będzie duża szansa dla górnictwa.
*Antoni Tajduś prof. dr hab. inż., przewodniczący Komitetu Górnictwa Polskiej Akademii Nauk, rektor Akademii Górniczo-Hutniczej im. Stanisława Staszica w Krakowie