Panika rynkowa doprowadziła do tego, że w zeszłą środę za obligacje dwuletnie inwestorzy żądali 18,7 proc. w skali roku. Żaden rząd na świecie nie jest w stanie tak drogo finansować swojego długu. Co więcej, niewielu inwestorów dzisiaj byłoby skłonnych powierzyć Grecji pieniądze, nawet na tak wysoki procent. Istnieje bowiem obawa, że Grecja nie będzie w stanie spłacić swego zadłużenia. A jedną z najbardziej prawdopodobnych opcji jest obecnie restrukturyzacja greckiego długu, czyli zmiana jego wyceny. Dziś spekuluje się, że 1 euro greckiego długu warte będzie 30 – 50 eurocentów.
Wiele wskazuje na to, że świat wyciągnął lekcje z upadku Lehman Brothers w 2008 r. i Argentyny w 2001 r. Sytuacja w obu przypadkach miała jedną cechę wspólną: była nią utrata płynności. To samo dotknęło teraz Grecję. Do 19 maja musi ona znaleźć 9 mld euro, aby spłacić zapadający w tym dniu dług. Jedynym możliwym źródłem finansowania są dzisiaj Międzynarodowy Fundusz Walutowy i kraje Unii Europejskiej. Jak wiadomo, niemieckie społeczeństwo, które przeżywa najgłębszą od zakończenia II wojny światowej recesję, nie ma wielkiej ochoty wesprzeć państwa z Południa prawie 9 miliardami euro, jakie przypadło im w ramach pomocy. Jest jednak kilka powodów, dla których pomoc Grecji leży w interesie Niemców.
Po pierwsze, używają oni tej samej waluty co Grecja. Erozja strefy euro nie leży w interesie kraju takiego jak Niemcy, dla których stabilna waluta była jednym z czynników sukcesu gospodarczego. Po drugie, jeśli Grecja przestanie obsługiwać swój dług, to rynki finansowe podobnie jak Grecję potraktują koleje kraje grupy PIGS, w szczególności Portugalię i Hiszpanię. O ile sytuacja Hiszpanii wydaje się lepsza niż Grecji, to w panice, jaka nastąpiłaby po oficjalnym ogłoszeniu niewypłacalności Aten, prawdopodobnie czekałaby nas również ucieczka od hiszpańskiego długu. Główny problem z Hiszpanią wynika z jej skali. O ile dzisiaj pomoc dla Grecji na najbliższe trzy lata szacuje się na 110 mld euro, o tyle dla Hiszpanii musielibyśmy mówić o nieporównywalnie większych kwotach. Dla porównania w tym roku potrzeby pożyczkowe Grecji wynoszą 52 mld euro, podczas gdy Hiszpanii – 200 miliardów! Perspektywa efektu domina spędza sen z powiek zarówno inwestorom, jak i przywódcom państw europejskich. Dlatego Niemcy musiały pomóc.
To, że Grecja otrzymała pomoc, nie oznacza że jej problem został rozwiązany. Uda się prawdopodobnie zapobiec panice, ale główne wyzwania są dopiero przed nią. Będzie musiała zdecydować się na reformy, dzięki którym w najbliższych trzech latach uniezależni się od pomocy zewnętrznej, i zmniejszyć skalę zadłużenia państwa. Przez to, że rynek finansowy doprowadził de facto do bankructwa tego kraju, rząd grecki został zmuszony do przyjęcia warunków, o których jeszcze kilka tygodni temu w ogóle nie chciał słyszeć (podwyżka wieku emerytalnego, likwidacja 13. i 14. pensji, wypłat świątecznych itp.). To, czy uda się Grekom wyjść z tego błędnego koła, zależy od nich samych. Paradoksalnie sytuacja Greków jest o tyle trudniejsza od naszej w 1989 r., że są oni przekonani, iż pomoc musi nadejść. My musieliśmy udowodnić światu, że jesteśmy w stanie poradzić sobie sami.
Reklama