Firmy spodziewają się potężnych kontraktów, bo budowa elektrowni jądrowej może pochłonąć nawet 40 mld zł. Kolejka do tych gigantycznych pieniędzy jest coraz dłuższa.

>>> Polecamy: Eksperci w Świerku rozpoczęli prace nad bezpieczeństwem elektrowni jądrowych

Pewniakiem jest Elektrobudowa, która od dwóch lat zbiera doświadczenie przy rozbudowie fińskiej elektrowni w Olkiluoto. Pracownicy giełdowej spółki montują tam instalację elektryczną. Firma zainkasuje z niej 10 mln euro, czyli ok. 40 mln zł.
Reklama

Wszystko poza reaktorem

Jacek Faltynowicz, prezes Elektrobudowy, uważa, że chociaż polskie firmy nie są w stanie wyprodukować reaktora, to już przy pracach montażowych mogą grać pierwsze skrzypce.
Wtóruje mu Konrad Jaskóła, szef innej giełdowej spółki, Polimex-Mostostal. – Jesteśmy w stanie wykonać nie tylko prace budowlane i montażowe. Przecież poza reaktorem, którego nikt w Polsce nie produkuje, elektrownię atomową wznosi się w podobny sposób co elektrociepłownię – mówi „DGP” Konrad Jaskóła. Dlatego na zarobek liczy także Rafako, europejski lider w produkcji kotłów. Szansę na udział przy budowie polskiej elektrowni ma też Erbud.
– Polskie firmy z powodzeniem mogą sobie poradzić z częścią budowlaną oraz instalacyjną – mówi nam Dariusz Grzeszczak, prezes Erbudu. Jego spółka uczestniczyła jako podwykonawca przy trzech elektrowniach budowanych we Francji oraz w Niemczech, a teraz przymierza się do wejścia na brytyjski rynek.
Polska Grupa Energetyczna PGE, która w konsorcjum do budowy elektrowni ma zapewnione 51 proc., zapowiada wybór technologii jeszcze w tym roku. Ale szeroki strumień gotówki zacznie płynąć do polskich spółek dopiero za kilka lat. Według projektu rządowego programu jądrowego budowa ma szansę zacząć się dopiero w 2016 r.

Trzej potentaci

O dostawę specjalistycznej technologii walczą światowi potentaci w branży. Zakończyła się właśnie praca grup roboczych, w których analizowano wybór różnych reaktorów. Swoje produkty proponuje amerykańsko-japoński koncern Westinghouse, francuskie firmy EdF i Areva oraz amerykańsko-japoński koncern GE Hitachi. Cała trójka zapowiada, że przy budowie chętnie skorzysta z pomocy polskich firm.

Większość dla Polaków

Westinghouse dla potencjalnych kooperantów zorganizował sympozjum, w którym udział wzięły największe firmy budowlane, producenci materiałów budowlanych, urządzeń dla energetyki, a także polskie stocznie, w których powstawać mogą wielkie konstrukcje betonowe i stalowe. Wiceprezes spółki Mats Olsson mówił, że polskie firmy mogą dostarczyć pompy, wymienniki ciepła, zawory, zbiorniki, konstrukcje stalowe i elementy budowlane.
– Udział polskich firm w dostawach komponentów i urządzeń oraz usługach budowlanych przy budowie pierwszej elektrowni jądrowej może sięgnąć 70 proc. – szacuje Mats Olsson.
– Polskie firmy mogą też pracować na placu i sądzę, że od 90 do 95 proc. pracowników budowlanych mogłoby pochodzić z Polski – dodaje.
Obietnice składają również Francuzi. Philippe Castanet, prezes EdF Polska, w rozmowie z „DGP” twierdzi, że połowa kosztów budowy elektrowni pozostanie w Polsce.
Inny uczestnik wyścigu, GE Hitachi, również przewiduje, że co najmniej połowa inwestycji będzie zrealizowana przez lokalne firmy.
– Standardowa inwestycja, niezależnie od tego, kto ją buduje, realizowana jest w 50 proc. lub więcej z udziałem lokalnego biznesu – powiedział PAP wiceprezes GE Hitachi Danny Roderick.
Ministerstwo Gospodarki studzi te zapędy. – Firmy muszą jednak mieć odpowiednie przygotowanie i certyfikaty – mówi Mirosław Lewiński, dyrektor departamentu energii jądrowej w resorcie.
Według resortu maksymalny udział polskich przedsiębiorstw w realizacji inwestycji może sięgnąć najwyżej 20 proc.