– To, co się wydarzyło, oznacza nadciągający koniec chińskiego modelu rozwoju, który był oparty na eksporcie i inwestycjach – mówi Huang Yiping z Barclays Capital.
Nieuchronne zmiany będą miały wpływ nie tylko na mieszkańców najludniejszego państwa świata, w którym wzrost PKB na średnim poziomie ok. 10 proc. rocznie wyciągnął z biedy miliony ludzi. Także zachodnie firmy i konsumenci, od dawna przyzwyczajeni do tanich chińskich towarów, będą musieli pogodzić się z nową rzeczywistością.
Cud gospodarczy Chin rozpoczął się w 1978 roku, kiedy KPCh rozpoczęła prorynkowe reformy, dając chłopom ograniczone prawa własności i pozwalając im sprzedawać nadwyżki produkcji po wykonaniu norm państwowych. Doprowadziło to do wzrostu produkcji i zwiększeniu dochodów na wsi. Za tym poszły reformy stymulujące migrację, industrializację i inwestycje w sektorze przemysłowym. W 1990 roku dochód na jednego mieszkańca Chin był o 30 proc. niższy niż w Afryce subsaharyjskiej. Dziś jest trzykrotnie wyższy.
Reklama
Paliwem boomu była nieograniczona w swojej masie siła robocza, niemal darmowa ziemia, tanie kredyty oraz niskie koszty prądu i wody. Jednak wraz z podnoszeniem standardu życia prawie piątej części ludzkości, ta formuła stała się niewydolna. – Olbrzymie środki zostały niepotrzebnie przerzucone z rolnictwa do przemysłu, na dodatek społeczeństwo się starzeje, a co za tym idzie maleje wydajność – wylicza szef Banku Światowego Robert Zoellick.
Płace minimalne w wielu regionach Chin rosną o 20 proc. rocznie, ziemia staje się droższa. Rząd ogranicza dostęp do kredytów i liberalizuje ceny energii. Chińscy przedsiębiorcy nigdy nie działali w tak trudnych czasach. Xu Chuan, szef firmy Xinhua Soft Packing z Wenzhou, mówi, że ma problemy z powodu braku pracowników, którzy chcieliby pracować za pensje, które jeszcze kilka lat temu uważano za dobre. – Mamy mniejsze zyski niż wcześniej. Wzrost kosztów jest tak poważny, że trudno jest znaleźć w naszym regionie firmy, które dobrze zarabiają – mówi Xu.
W dużej części przyczyną kłopotów jest demografia. Z powodu trzydziestu lat polityki jednego dziecka liczba ludności Chin w wieku produkcyjnym będzie się w najbliższych latach zmniejszała. Inną przyczyną jest sam sukces i gwałtowny wzrost gospodarczy – kurczą się zasoby biednych robotników gotowych pracować za grosze.
Władze państwa zdają sobie sprawę z problemów, które nawarstwiły się w gospodarce i otwarcie przyznają, że dni tak dobrze działającego dotąd modelu gospodarczego są policzone. – Chiny cierpią na poważne zaburzenie równowagi, koordynacji i stabilności rozwoju. Musimy przyspieszyć strategiczne dostosowanie struktury ekonomicznej do nowych wyzwań. Musi temu towarzyszyć naukowy i technologiczny postęp, wdrażanie innowacji oraz budowa społeczeństwa oszczędzającego zasoby naturalne – powiedział w jednym z ostatnich przemówień prezydent Hu Jintao.
Ostatni plan pięcioletni Pekinu na lata 2011 – 2015 pełen jest obietnic zwiększenia popytu wewnętrznego i ograniczenia uzależnienia gospodarki od eksportu i inwestycji. Jednak przywódcy mówią o konieczności osiągnięcia tych celów od dekady, jednak nic się nie zmienia. Konsumpcja, która pod koniec lat 90.wynosiła 45 proc. PKB, spadła w ubiegłym roku do poziomu 33 proc. Inwestycje sięgnęły światowego rekordu 50 proc. PKB.
– Kiedy ćwierć wieku temu zaczynaliśmy reformy, poziom inwestycji wynosił 25 proc. PKB, a gospodarka rosła w tempie 10 proc. rocznie. Dziś inwestujemy połowę PKB dla osiągnięcia takiego samego wzrostu. To wiele mówi o efektywności wykorzystania kapitału – mówi Huang Yiping z Barclays Capital.
Odstąpienie od starego modelu rozwoju było możliwe, kiedy na Zachodzie wybuchł kryzys. Zapotrzebowanie na chińskie towary spadło i do marca 2009 roku eksport zmniejszył się o ponad 1/3. Tysiące fabryk zamknięto, a miasta, takie jak Wenzhou, opuściło ponad 23 mln napływowych robotników.
Pekin odpowiedział nie reformami, ale pakietem stymulującym, uważanym przez niektórych ekonomistów za największy w historii. Państwowe banki otrzymały nakaz udzielania kredytów, lokalne władze polecenie zwiększenia nakładów na rozwój. Wynikiem tych działań jest fala inwestycji: w całym kraju widać mnóstwo budowanych bloków mieszkalnych, stadionów i centrów konferencyjnych.
Z punktu globalnej gospodarki pakiet był sukcesem, bo Pekinowi udało się utrzymać dwucyfrowy wzrost PKB. Jednak dalsze zadłużenie się i wzrost inwestycji uwypukliło wszystkie problemy w chińskim modelu wzrostu i dodało kolejny: spekulacyjną bańkę na rynku nieruchomości.
Większość analityków zgadza się, że gospodarka Chin – dziś druga pod względem wielkości na świecie – jest mniej zdrowa niż przed kryzysem. – Wygląda, jakby przybrała na wadze zjadając za dużo środków, i stała się otyła – mówi Derek Scissors z waszyngtońskiego think-tanku Heritage Foundation.
Choć utrzymywany od trzech dekad model rozwoju zbliża się do końca, Pekin czeka najprawdopodobniej miękkie lądowanie: wzrost PKB w trzecim kwartale przekroczył 9 proc. Nawet jeśli Zachód ponownie pogrąży się w kryzysie, Pekin nadal będzie miał możliwość złagodzenia polityki monetarnej dla ożywienia gospodarki i ostudzenia rozpalonego do czerwoności rynku nieruchomości poprzez ograniczenie dostępności kredytów.
Nie będzie jednak powrotu do boomu z poprzedniej dekady, gdy inflacja stała w miejscu, a PKB nieustannie rósł. Bank HSBC prognozuje, że w najbliższych latach wzrost PKB nie przekroczy 8 proc., zaś wzrost cen w latach 2011 – 2015 ma oscylować w granicach 5 proc. (w latach 2001 – 2010 wynosił 2 proc.). Biorąc pod uwagę to, że Chiny największym eksporterem, długotrwała inflacja będzie oznaczać wyższe ceny dla konsumentów na całym świecie.
Pekin wie, co ma zrobić: musi przestawić gospodarkę z eksportu na wewnętrzną konsumpcję. – Chiny mają mało czasu na przeprowadzenie radykalnego politycznego i gospodarczego zwrotu. Jeśli nie uczynią tego naprawdę szybko, pękną bańki kredytowe i inwestycyjne, po czym znacznie zwolni wzrost gospodarczy. A to może doprowadzić do wybuchów niepokoju społecznego – twierdzi George Magnus z UBS Investment Bank.
© The Financial Times Limited 2011. All Rights Reserved