Utrzymujące się wysokie ceny surowca są zachętą do nowych inwestycji. Rosja przyjęła właśnie program rozwoju branży, który zakłada do 2030 r. wydanie na ten cel 3,7 bln rubli (400 mln zł), z czego większość ma wyłożyć prywatny biznes. Do węgla wracają też Niemcy, którzy porzucili atom. Na potęgę w tej dziedzinie wyrasta Mongolia.

>>> czytaj też: Co można ściągać z internetu, by nie sprowadzić na siebie prokuratora

Dokument o węglowej ekspansji w Rosji został podpisany przez premiera Władimira Putina podczas narady w Kemerowie, centrum wielkiego Zagłębia Kuźnieckiego. Dzięki inwestycjom wydobycie węgla w ciągu dwóch dekad zwiększy się o 1/3, do 430 mln ton. Surowiec ma być przeznaczony nie tylko do użytku krajowego. Już dziś Rosja jest trzecim eksporterem węgla po Australii i Indonezji. Moskwa sprzedaje za granicę 1/3 wydobytego surowca.

>>> Polecamy: Jak zarabia się w polskich firmach?

Reklama
Dla Polski, która importuje rocznie około 15 mln ton węgla decyzja Putina ma poważne konsekwencje. Rosja jest jednym z głównych dostawców na rynek europejski, w tym polski. Cena surowca zależeć będzie między innymi od relacji rubla do dolara. Jednak węgiel z Zagłębia Kuźnieckiego jest stosunkowo konkurencyjny i nawet uwzględniając cenę transportu kolejowego z Rosji, jego udział na polskim rynku będzie rósł. Koszt wydobycia tony węgla w Rosji wynosi 40 – 70 zł. To dziewięć razy mniej niż na Śląsku, gdzie jest to kwota 270 zł. (z tego 60 proc. to płace).
Jeszcze w latach 90. ceny tony węgla NWE oscylowały w widełkach 28 – 45 dol. Od 2003 r. zaczęły szybko rosnąć. W 2008 r. średnia cena osiągnęła 148 dol. I choć kryzys przejściowo ją zbił, od października 2011 r. węgiel ani razu nie spadł poniżej granicy 100 dol. Dlatego Kreml planuje nie tylko modernizację istniejących kopalń, ale i budowę nowych. Zainteresowanie w tym kontekście wzbudza zwłaszcza syberyjska Tuwa. W tej graniczącej z Mongolią republice największy potencjał mają złoża Elegiestskoje i Mieżegiejskoje.
Ich położenie jest nieprzypadkowe. Właśnie sąsiednia Mongolia jest typowana na surowcową potęgę dekady. Analitycy wróżą jej 12-krotny wzrost PKB do 2025 r. M.in. dzięki eksploatacji bogatych, szacowanych na 5 mld ton węgla złóż Tawantolgoj. O dopuszczenie do nich starają się firmy z ośmiu państw. Niestety, nie ma wśród nich Polaków. Choć energetyczny boom był już przewidywany, a Polska jest ważnym graczem, jeśli chodzi o węgiel, w 2009 r. MSZ zamknęło naszą ambasadę w Ułan Bator. – Kierowano się przede wszystkim optymalizacją kosztów – tłumaczył posłom wiceminister Jan Borkowski.
Potencjalnym odbiorcą mongolskiego i rosyjskiego węgla mogą stać się pobliskie Chiny. Choć same odpowiadają za 48 proc. światowego wydobycia, ich rezerwy wystarczą – według danych BP – na 35 lat. Według tych samych danych rosyjskie złoża wyczerpią się dopiero w 2505 r. A Pekin przyjmie każdą ilość węgla. Między 2006 a 2009 r. chiński import tego surowca wzrósł o 362 proc.
Wydobycie rośnie też na Ukrainie. W ciągu dwóch lat kraj zwiększył je o 14 mln ton. W wykorzystaniu surowca ma pomóc Shell, który zamierza zbudować nad Dnieprem trzy zakłady gazyfikacji węgla. To część planu energetycznego uniezależnienia się od Rosji.
Szansę na przetrwanie zwietrzyły także niemieckie kopalnie. W 2018 r. Berlin straci prawo do dotowania wydobycia węgla, postrzeganego jako nieekologiczne źródło energii. Jeśli do tego czasu wysokie ceny surowca nie spadną, kopalnie będą mogły utrzymać się same. Leży to też w interesie niemieckiego przemysłu, który będzie mógł testować nowe technologie u siebie, zanim sprzeda je za granicę. Obecnie tamtejsze firmy zarabiają na kopalnianej produkcji spod znaku high-tech 3 mld euro rocznie, z czego 93 proc. dzięki ich eksportowi.