Najchętniej euro pozbywają się banki centralne krajów BRICS (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny i RPA).

Jak podał Międzynarodowy Fundusz Walutowy, w ubiegłym roku te pięć państw zmniejszyło kwotę euro w posiadanych rezerwach walutowych o 8 proc. (ok. 45 mld euro). W efekcie na europejską walutę przypada dziś 24 proc. oszczędności krajów BRICS. To najniższy poziom od 2002 r., kiedy euro weszło do obiegu gotówkowego (wcześniej było używane w transferach bezgotówkowych). Tendencja spadkowa zaczęła się ponad cztery lata temu wraz z rozpoczęciem kryzysu finansowego w Europie. Dla porównania w 2009 r., czyli pierwszym pełnym roku kryzysowym, udział europejskiej waluty w rezerwach krajów BRICS wynosił ponad 30 proc. Atrakcyjność spada nie tylko w ich oczach, lecz na całym świecie. W tym samym czasie udział euro w rezerwach walutowych całego świata spadł z 27 do 24 proc.

Przyczyną tego jest narastający kryzys finansowy w strefie euro. Inwestorzy coraz bardziej wątpią w wiarygodność wspólnej waluty. Od momentu rozpoczęcia kryzysu we wrześniu 2008 r. euro straciło jedną dziesiątą wartości względem dolara, a końca wciąż nie widać. – Efekty kryzysu nie ustępują, wzrost będzie słaby, stopy procentowe niskie, a ogólna atrakcyjność aktywów w euro niewysoka – komentuje w wywiadzie dla dziennika „Financial Times” Edwin Truman, ekspert waszyngtońskiego ośrodka analitycznego Peterson Institute.

Spada też popularność amerykańskiego dolara, dominującego na rynku walutowym od czasu układu z Bretton Woods z 1944 r. Od momentu gdy pojawiło się euro w 1999 r., udział dolara spadł z 71 proc. do 61,9 proc. w czwartym kwartale ub.r. – Przechodzimy w kierunku systemu multiwalutowego – tłumaczy Truman. Słabość euro jest na rękę krajom BRICS, które aktywnie próbują umiędzynarodowić swoje waluty. Zgodnie z zawartym w zeszłym tygodniu porozumieniem między Chinami a Brazylią, handel dwustronny do równowartości 30 mld dol. rocznie będzie prowadzony w walutach krajowych. Oznacza to, że prawie połowa wymiany handlowej między tymi państwami nie będzie już rozliczana w dolarach. O umiędzynarodowieniu rubla marzy także Rosja. Na rozliczenie się w rublach w handlu z Gazpromem miała przejść Ukraina.

Reklama

Wbrew tym staraniom waluty BRICS przegrywają jednak nie tylko z japońskim jenem i funtem szterlingiem, które od lat zajmują trzecie i czwarte miejsce na liście najpopularniejszych walut rezerwowych, ale nawet z kanadyjskim loonie (od nazwy ptaka wodnego, który widnieje się na momencie jednodolarowej) oraz australijskim dolarem. Udział innych walut (w większości dolarów kanadyjskiego i australijskiego) w międzynarodowych rezerwach wzrósł ostatnio do rekordowych 6,1 proc. – podał „The Wall Street Journal”. Wiąże się to z mocną sytuacją gospodarczą obu krajów. Zarówno gospodarka Kanady, jak i Australii (od 21 lat ani razu nie zaliczyła recesji!) oparte są na zyskach z wydobycia surowców naturalnych i korzystają na rosnącym zapotrzebowaniu na nie w Azji. To dało obydwu krajom szansę na wyjście z globalnego kryzysu finansowego w dużo lepszej kondycji niż USA i Europa. Przyjęcie kanadyjskiego dolara rozważa nawet Islandia, która formalnie stara się o wejście do strefy euro. Europejska waluta od momentu pojawienia się aspirowała do zdetronizowania dolara ma międzynarodowym rynku walut. Umiędzynarodowienie własnej waluty wiąże się z licznymi przywilejami. Odpadają dzięki temu koszty wymiany walut w handlu, zmniejszają się koszty kredytowania zarówno dla państwa, jak i obywateli, wreszcie korzyścią jest renta emisyjna, która według szacunków w przypadku USA sięga 0,1 proc. PKB.