Już za 10 lat auta będą pilnować dozwolonej prędkości, utrzymywać pas ruchu i zwalniać przed przeszkodami. Będą jeszcze bardziej bezpieczne. I maksymalnie komfortowe. S
Swój samochód przyszłości wielu kierowców widzi już dziś na ulicach. Dla jednych to Infiniti M35h, dla innych BMW 6 Gran Coupe. Każdy chciałby jeździć autem, które od kierowcy nie wymaga żadnych umiejętności. Tempomat, system zbliżania do innych pojazdów, nawigacja i można skupić się na rozmowie z pasażerami aż do kresu podróży. Powoli oswajamy się z tym, że w samochodach możemy korzystać z internetu (wbudowane modemy WiFi), a nawet zainstalować konsolę do gier. Tylko patrzeć, jak na przedniej szybie, a nie desce rozdzielczej wyświetlane będą informacje nie tylko o prędkości, ale nawet o mijanych obiektach turystycznych.
W spełnieniu marzeń o aucie przyszłości największą przeszkodą pozostaje cena. Niewielu z nas stać na to, żeby zapłacić za ich ziszczenie pół miliona złotych. Albo i więcej. Ale już za dekadę luksus może być dostępny w o wiele niższej cenie. Historycy motoryzacji przypominają lata 50. ubiegłego wieku, gdy pożądanie kierowców wzbudzały elektrycznie sterowane okna i przesuwane siedzenia. Po kilkunastu latach niemal każdy mógł pozwolić sobie na ich zamówienie, a dziś to standard.

Chip i prąd

Błyskawicznemu rozwojowi motoryzacji służył przede wszystkim postęp elektroniki, większość konstruktorów jest przekonana, że także dziś będzie jej główną siłą napędową. Konkretnie chodzi o systemy komunikowania się aut z otaczającą infrastrukturą i innymi samochodami. Tęgie inżynierskie głowy myślą choćby o tym, w jaki sposób sprawić, by auta czytały zmiany świateł na skrzyżowaniach. Do zrealizowania tej wizji niezbędne jest także stworzenie ogólnokrajowej, a być może nawet ogólnoświatowej sieci, która łączyłaby auta wszelkiej maści. W tej na razie utopijnej wizji można pójść jeszcze dalej. Skoro samochody mają ze sobą rozmawiać, to czy można sprawić, by unikały wypadków? Niemożliwe? Volvo już montuje systemy, które w momencie zagrożenia przejmują od kierowcy kontrolę nad pojazdem i w zależności od rozwoju sytuacji podejmują decyzję.
Reklama
Ale nie tylko potężne mikroprocesory będą montowane w samochodach nowych generacji. – Podstawą wyobrażenia o autach najbliższej przyszłości są przyjazne dla środowiska i wydajne układy napędowe – mówi Ewa Łabno-Falęcka z Marcedes-Benz Polska. Branża motoryzacyjna koncentruje się na przeprojektowywaniu silników i zmniejszeniu ilości produkowanych przez nie spalin oraz poszukiwaniu jak najoszczędniejszych materiałów stosowanych do produkcji i podczas eksploatacji pojazdów.
Dlatego Skoda, produkująca dla przeciętnego Kowalskiego, stawia w najbliższych latach na pojazdy hybrydowe i elektryczne. Grzegorz Paszta z Renault Polska prognozuje, że w 2020 r. te ostatnie będą stanowić 10 proc. wszystkich aut. W salonach francuskiej marki dostępne są dwa pierwsze modele na prąd (Fluence Z.E. i Kangoo Z.E.). Tak przyszłość widzą we Francji, bo w Japonii stawiają na coś innego. Według Toyoty popularne staną się napędy hybrydowe. – Auta elektryczne ciągle pozostaną małymi pojazdami miejskimi o niewielkim zasięgu z powodu ograniczeń technologii akumulatorowej. Pojawią się zaś ogniwa paliwowe, ale w dużych autach wielkości typu SUV, van i oczywiście całej gamie pojazdów użytkowych – mówi Robert Mularczyk z Toyota Motor Poland.
A we Włoszech ma być jeszcze inaczej. – Stawiamy na napęd gazowy natural power (sprężony metan – red.) i LPG – mówi Rafał Grzanecki z Fiat Auto Poland. Według niego o słuszności tej strategii przesądzają statystyki. W 2011 r. w Unii Europejskiej zarejestrowano 8,7 tys. samochodów elektrycznych, czyli ok. 0,07 proc. nowych aut. Od 1997 r. Fiat sprzedał w Europie ponad 500 tys. samochodów natural power (gaz), czyli średnio w roku około 35 tys. pojazdów.

Unia Europejska swoje

Nie brakuje jednak sceptyków. – 10 lat nie jest aż tak odległą przyszłością, więc nie sądzę, by w tym czasie nastąpiła technologiczna rewolucja – uważa Magdalena Węglewska z Mazda Motor Poland. Choć faktycznie zwiększy się liczba rozwiązań elektrycznych i hybrydowych, tradycyjne spalinowe silniki nadal będą napędzały większość samochodów. To one – według Mazdy – wciąż mają ogromny potencjał rozwoju i japońska firma idzie właśnie w tym kierunku. – Nasza infrastruktura nie jest wystarczająco przystosowana do obsługi samochodów elektrycznych czy zasilanych wodorem. Poza tym są to rozwiązania bardzo kosztowne zarówno w produkcji, jak i w zakupie – mówi Węglewska.
Tyle że takie przekonanie ma jeden mankament. Jest nim coraz powszechniejsza potrzeba przemieszczania się coraz większej liczby ludzi. Adam Bazydło, projektant z Centrum Stylu Peugeot w Paryżu, uważa, że na spadek cen paliwa raczej nie ma co liczyć, a brak odpowiednich rozwiązań komunikacyjnych zwyczajnie pociągnie za sobą straty gospodarcze, takie jak trudności w dostawach czy dojeździe do pracy. – Nie trzeba kryształowej kuli, by przewidzieć zmiany, które muszą nastąpić. Auta będą bardziej wyspecjalizowane. Przykładowo do jazdy po aglomeracjach muszą być małe, zwinne, lekkie i łatwe do zaparkowania – mówi Bazydło.
Własną wizję najbliższej dekady dla motoryzacji ma również Komisja Europejska, która kilka miesięcy temu przedstawiła plan działania Cars 2020. W tym dokumencie KE proponuje usprawnienie badań w ramach europejskiej inicjatywy na rzecz ekologicznych pojazdów. Żeby ułatwić małym i średnim firmom dostęp do kredytów, wzmocniona zostanie nawet współpraca z Europejskim Bankiem Inwestycyjnym.
Antonio Tajani, unijny komisarz ds. przemysłu i przedsiębiorczości, zapewnia, że w ślad za Cars 2020 pójdą propozycje inicjatyw politycznych. Podkreśla, że przez najbliższe 10 lat Unia będzie promować inwestycje w zaawansowane technologie motoryzacyjne, np. przez kompleksowy pakiet środków zmierzających do ograniczenia emisji CO2 i hałasu. Komisja chce upowszechnić infrastrukturę dla paliw alternatywnych (elektryczność, wodór oraz gaz ziemny). Ma być taniej, bardziej komfortowo i ekologicznie.
ikona lupy />
materiały prasowe / Dziennik Gazeta Prawna