W ministerstwie kultury i dziedzictwa narodowego leży projekt ustawy przygotowany przez ZAiKS, który zdaniem producentów i sprzedawców znacząco podniesie ceny telewizorów, kamer, aparatów fotograficznych, komputerów a nawet smartfonów. Te i wiele innych urządzeń miałaby objąć opłata w wysokości 1-3 proc. na rzecz twórców. Dotychczas taki haracz, ale znacznie niższy, był doliczany np. do ceny magnetofonów, odtwarzaczy, kaset i płyt.

Jak wylicza branża elektroniczna, nowa opłata oznaczałaby wzrost cen wielu produktów. Średniej klasy laptopy zdrożeją o ok. 50 zł, a ultrabooki z wyższej półki już o 120 zł.

Gra toczy się duże pieniądze, jakie z tego tytułu mają trafiać do wszystkich Organizacji Zbiorowego Zarządzania (OZZ), reprezentujących interesy autorów, wykonawców, twórców i wydawców. Obecnie w skali roku trafia do nich z tytułu opłat od urządzeń i nośników ok. 27 mln zł. Po ewentualnym wejściu w życie propozycji ZAiKS-u kwota ta wzrosłaby o ok. 320 mln zł, czyli o ponad 1000 proc. – wylicza Związek Producentów i Importerów Sprzętu Elektronicznego i Elektrycznego (ZPiISEiE).

>>> Czytaj też: Play rusza z LTE. Plus traci monopol

Reklama

Związek Producentów Audio Video (ZPAV) i Stowarzyszenie Artystów Wykonawców Utworów Muzycznych i Słowno-Muzycznych (SAWP) już poparły propozycje ZAIKS-u. Coraz głośniej mówi się o tym, że do sojuszu dołączyć mogą organizacje zrzeszające autorów książek i wydawców, jak Kopipol i Polska Książka. Organizacje tłumaczą, że zmiany są konieczne, bo opłaty w Polsce są nadal na poziomie niższym niż w Europie Zachodniej, co ogranicza możliwość godziwego rekompensowania ponoszonych przez autorów i wydawców strat spowodowanych przez piractwo.

Już teraz Polska jest na samym końcu w Europie pod względem dostępu do urządzeń mobilnych. Takie regulacje jeszcze bardziej go ograniczą – uważa Michał Kanownik ze Związku Producentów i Importerów.

>>> Polecamy: Microsoft wyprzedził branżę IT o dekadę. Dlaczego nie wdrożył swoich pomysłów? (WIDEO)

Jeśli mamy płacić, to nie hienom - komentarz Krzysztofa Jedlaka

Czy utwory (muzyka, teksty, filmy itd.), które możemy odczytywać za pomocą tabletów, telefonów komórkowych itd., powinny być odpłatne? A jeśli tak, to które i w jaki sposób pobierać należność? Do tych pytań sprowadza się kwestia, czy nakładać – z myślą np. o wynagradzaniu autorów – dodatkowe opłaty i podatki na sprzedaż urządzeń, które umożliwiają nam zapoznanie się z treściami zamieszczanymi w internecie.

Jeśli odpowiedź jest pozytywna – powstaje problem, by stworzyć rozsądny system i takie mechanizmy, aby pieniądze trafiały do tych, którym rzeczywiście się należą. Mam poważne wątpliwości, czy to organizacje zbiorowego zarządzania prawami autorskimi powinny być beneficjentami wspomnianych danin. Podam przykład z własnego podwórka, bo znam je najlepiej. Dziennikarze i wydawcy gazet (ale także serwisów internetowych) przez lata byli – i wciąż są – okradani przez niektóre firmy zajmujące się tzw. monitoringiem prasy, czyli odpłatnym udostępnianiem skopiowanych przez siebie artykułów. Klienci tych firm nie muszą kupować gazet ani nawet zaglądać na ich strony www – robi to za nich firma monitorująca w zamian za odpowiednie opłaty i dostarcza im np. skany tekstów. Sama nie ponosi kosztów ich wytworzenia i opublikowania (nie musi płacić dziennikarzom, drukarni, obsłudze serwisów internetowych itd.) – te zostają w wydawnictwach. Innymi słowy, zostawia innym koszty, zabiera przychody.

Firmy monitorujące próbowały zalegalizować ten mechanizm: regulowały symboliczne opłaty na rzecz egzotycznych organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi (aby móc powiedzieć, że przecież dzielą się zyskiem z tymi, na twórczości których żerują), które z wydawcami i autorami nie miały nic wspólnego. Może nawet powstały wyłącznie na użytek niecnego procederu.

Wróćmy jednak do zasadniczego pytania. Każdy autor i każdy użytkownik sieci ma pewnie w tej sprawie nieco inne zdanie. Jeśli jednak mówimy o utworach wartościowych, oryginalnych, poszukiwanych – to odpłatność w jakiejś formie nie będzie i nie powinna być niczym nadzwyczajnym. Tak w internecie, jak i poza nim. Chyba że autor czy też właściciel praw autorskich chce je udostępniać za darmo (a w sieci często chce). Inna sprawa, czy takie płatności muszą lub powinny mieć charakter podatku od sprzedaży mobilnego urządzenia (mam tablet, ale nie robię z niego użytku, który mógłby interesować ZAiKS), czy też należałoby pomyśleć o zupełnie nowych, nie tak może prostych, ale i nie tak prymitywnych, rozwiązaniach. I czy w ogóle konieczne jest uwzględnianie w nich organizacji zbiorowego zarządzania zamiast bezpośrednich dysponentów praw autorskich.