Dla porównania w Polsce w ostatnim ćwierćwieczu najwięcej mieszkań powstało w 2008 roku (165 tys.). Nawet jednak wtedy była to ponad pięciokrotnie niższa liczba niż zeszłoroczny rosyjski wynik.

Już dziś rozbuchana część podażowa rynku staje się jednak problemem, w obliczu zwalniającej gospodarki. Całej sytuacji nie pomaga zaognianie się konfliktu rosyjsko-ukraińskiego i wychodzenie sankcji ze sfery czysto symbolicznej.

>>> Polecamy: Zadłużenie hipoteczne Europejczyków: kto ma najwięcej kredytów?

Lokalni pośrednicy już zauważają odpływ kapitału spekulacyjnego z rosyjskiego rynku nieruchomości. Na efekty długo nie trzeba było czekać. Portal Mir Kvartir oszacował, że w I kw. br. mieszkania w Moskwie straciły na wartości 2,13 proc. (r/r), co po uwzględnieniu inflacji daje realny spadek na poziomie aż 8 proc. (r/r). Moskiewska średnia cena wciąż pozostaje na wysokim poziomie na tle europejskim (ok. 5,4 tys. USD za m kw.).

Reklama

W miejsce uciekającego kapitału spekulacyjnego wchodzi jednak lokalny popyt. W opinii analityka portalu Mir Kvartir nabywcy szukają sposobu, aby pozbyć się tracącego na wartości rubla. Z jednej bowiem strony w Rosji panuje wysoka inflacja (7,3 proc.r/r w czerwcu br.), a z drugiej strony rubel traci na wartości wobec głównych walut. W ciągu roku deprecjacja rosyjskiej waluty przekroczyła 8 proc. względem dolara i euro oraz 14 proc. względem funta szterlinga.

>>> Czytaj też: Indyjskie nieruchomości znowu przyciągają inwestorów

Z punktu widzenia rynku nieruchomości ważny jest też fakt, że w ostatnim czasie rosyjski bank centralny podnosi stopy procentowe. Stopa referencyjna wzrosła od początku 2014 roku z poziomu 5,5 proc. do 8 proc. obecnie. Jest to ważne z punktu widzenia siły popytu na mieszkania. Jak bowiem wynika z danych federalnego urzędu katastru, w Rosji 24,6 proc. nieruchomości nabywanych jest z pomocą finansowania bankowego, które w otoczeniu rosnących stóp procentowych stanie się wyraźnie droższe.