W ramach Europejskiego Dnia bez Samochodu po największych polskich miastach można dziś podróżować komunikacją bez biletu (warunkiem podróży jest zazwyczaj okazanie dowodu rejestracyjnego auta, które zostało w na parkingu). Co ciekawe, po raz pierwszy od trzech lat to święto nie wypada w weekend. Na podstawie natężenia ruchu można sprawdzić, czy kierowcy są rzeczywiście skłonni porzucać swoje samochody, żeby dojechać komunikacją miejską do pracy.

- Zbadaliśmy, jak jeździło się od godz. 7 do 9 w Warszawie, Poznaniu i Wrocławiu na głównych trasach: w ścisłym centrum i poza nim – mówi Katarzyna Przybylska z firmy NaviExpert. Dane pochodziły z urządzeń GPS w samochodach.

Okazało się, że po Warszawie jeździło się dziś nieznacznie wolniej (ok. 2 proc.) niż podczas dwóch wcześniejszych poniedziałków. Stało się tak, mimo że po stolicy jeździmy dziś za darmo autobusem, metrem, tramwajem oraz pociągami SKM, Kolei Mazowieckiej i Warszawskiej Kolei Dojazdowej. Dodatkowo osoby zmotoryzowane dojeżdżające do stolicy mogą zostawić auto na parkingach „Parkuj i jedź” bez żadnych opłat.

Do akcji przyłączył się też Wrocław - też bez skutku. Bo w stolicy Dolnego Śląska kierowcy zwolnili 5 proc. W efekcie mieszkańcy Wrocławia narzekali dziś rano na korki, zamiast cieszyć się z przejezdnych ulic. Te wyniki mogą być zaskakujące. Bo kiedy dwa lata temu Europejski Dzień bez Samochodu wypadał w sobotę, władze Wrocławia zdecydowały, żeby jego obchody wraz z darmową komunikacją przenieść na piątek. I wtedy w godzinach szczytu miasto przyspieszyło o jedną piątą.

Reklama

Poznań oprócz bezpłatnych przejazdów zaoferował dziś mieszkańcom gratis wypożyczanie Poznańskiego Roweru Miejskiego (wystarczy mieć przy sobie dowód rejestracyjny na auta). I to jedyne z przebadanych miast, które dziś przyspieszyło. Według NaviExpert przejazd przez centrum Poznania trwał dziś rano o 6 proc. szybciej niż średnia dla dwóch ostatnich poniedziałków.

Pomysł Dnia bez Samochodu urodził w 1998 r. we Francji. Od tego czasu taka akcja organizowana jest we wrześniu w większości krajów europejskich. W niektórych miastach oprócz darmowych przejazdów transportem publicznym obejmuje też zamykanie dla samochodów głównych ulic albo całych kwartałów miasta.

>>> Polecamy: Autobusem po Polsce. PKS przegrywa walkę o klientów