Powodem miałaby być kolejna niekorzystna zmiana podatkowa lub inne nieprzyjazne wobec biznesu posunięcie rządu. Plotkom sprzyja antykorporacyjna retoryka rządu. Fakty są jednak inne.

Pomimo retorycznej krucjaty wielkie firmy nie zamierzają opuszczać Węgier. Prawdą jest, że gorączkowo rewidują swoje plany inwestycyjne, wykreślając z nich niektóre przedsięwzięcia. Ich zatrudnieni na miejscu menedżerowie dwoją się też i troją w poszukiwaniu wszelkich możliwych oszczędności. Szczupleją więc rozmiary sieci handlowych, zmniejsza się liczba oddziałów i filii, coraz surowsza jest bieżąca polityka finansowa i coraz bardziej rygorystyczne traktowane są wydatki płacowe.

Nie wydaje się jednak aby uprawnione było twierdzenie, że rząd Viktora Orbána chce wygnać korporacje międzynarodowe z Węgier. Próbuje raczej zmuszać je kolejnymi podatkami nadzwyczajnymi do większego udziału w finansowaniu państwa, w zmniejszeniu deficytu budżetowego i przezwyciężeniu skutków międzynarodowego kryzysu finansowego. Nie bez znaczenia są także poglądy szefa rządu, który sądzi, że ich obecność nie jest korzystna dla kraju. Jak powiedział premier, większość z dużych, zagranicznych firm nie produkuje, a świadczy usługi, co w opinii Orbána jest działalnością mniej pożądaną, niż produkcja przemysłowa stanowiąca podstawę dobrze funkcjonującej gospodarki.

>>> Polecamy: Grecja nadal pod unijną kroplówką. Bez dalszych cięć w budżecie zabraknie 2,5 mld euro

Reklama