W ubiegłym wieku, gdy palenie było jeszcze modne, brytyjska telewizja nadawała serię zabawnych reklam cygar. Był to jeden z najlepszych przykładów humoru wykorzystujący stereotyp naszego stoickiego spokoju. Każdy odcinek przedstawiał historię nieszczęśnika, któremu przytrafiają się pechowe sytuacje. Historia zawsze kończyła się uspokajającą jazzową wersją „Arii na strunie G” Bacha w wykonaniu Jacques’a Loussiera, smugą dymu i hasłem: „Szczęście to cygaro o nazwie Hamlet”. Czy mogłaby to być metafora brexitu?
Zjednoczone Królestwo podjęło decyzję o opuszczeniu UE 15 miesięcy temu. Za zaledwie 1,5 roku, do marca 2019 r., rozwód ma zostać sfinalizowany – i Wielka Brytania przestanie być członkiem europejskiej rodziny. A zatem, dokąd zmierza „ten tron królów, ta koronna wyspa, Ziemi majestat i siedziba Marsa”, jak opisał urzekająco Anglię William Szekspir.
Czy Wielka Brytania straci na znaczeniu politycznym, czy chwyci dość lepką dłoń USA (biorąc pod uwagę słynne już uściski ręki Donalda Trumpa, nie jest to zbyt przyjemna perspektywa). Czy stanie się finansową nierządnicą świata, czy też socjalistyczną arkadią Jeremy’ego Corbyna i rajem dla postępowców z całego świata? A może sprytną technologiczną gospodarką o wysokich dochodach, dbającą przede wszystkim o własne interesy?
Cóż, najbardziej angielski ze wszystkich aktorów Colin Firth już podjął decyzję. Został Włochem. Dołączając tym samym do długiej listy Brytyjczyków, którzy w przededniu Brexitu przyjęli irlandzkie, francuskie, niemieckie, hiszpańskie – i tak, nawet polskie obywatelstwo.
Reklama